piątek, 4 kwietnia 2014

Magia Niagary (2004)

Zanim przejdę do właściwej recenzji, małe ogłoszenie, a mianowicie dowiedziałam się, że istnieje alternatywne zakończenie do filmu "Opętany", więc jeśli ktoś chce zobaczyć, co o nim sądzę, to zedytowałam posta.

Mam teraz taki cel, żeby obejrzeć wszystkie produkcje z Lee Pacem. Dlatego czasem nadrabiam je trochę niechronologicznie, a bardziej na zasadzie "na co mam akurat teraz ochotę". I miałam ochotę na serial. Lee grał do tej pory w niewielu serialach, czekam aktualnie na "Halt and Catch Fire", które będzie dopiero w czerwcu, ale z takich prawdziwych seriali z listy z filmweba miałam do nadrobienia "Wonderfalls", czyli "Magię Niagary" (jeden odcinek "Law and Order" się nie liczy). Nadrobiłam praktycznie w jeden dzień, bo jest to serial składający się z raptem trzynastu odcinków, a producentem jest Bryan Fuller, znany z "Gdzie pachną stokrotki", czy ostatnio także z "Hannibala". Jak wypadło? Jak na krótki serial dobrze, choć momentami mogło być lepiej. Ale o tym za chwilę.
Źródło: filmweb.pl
O czym jest "Magia Niagary"? Główną bohaterką jest 24-letnia Jaye Tyler, którą można nazwać "przegraną" - skończyła filozofię, ale pracuje w sklepie z pamiątkami, bez jakiejkolwiek perspektywy na lepszą pracę, w dodatku mieszka w przyczepie kempingowej. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że niedaleko niej mieszka jej rodzina, z którą Jaye jednak nie do końca potrafi się porozumieć. Jej rodzina to typowi "ludzie sukcesu": matka wydaje kolejną książkę, ojciec jest dobrym lekarzem, siostra prawniczką, a brat robi doktorat z teologii. To rodzina Jaye sprawia, że dziewczyna chce żyć na własną rękę, bo czuje, że do nich nie pasuje. Główna bohaterka jest nieco zgorzkniała kolejnymi niepowodzeniami. Wszystko się zmienia w dniu, kiedy nie dostaje awansu - zaczyna się do niej odzywać figurka woskowego lwa. Początkowo Jaye myśli, że to efekt depresji, na którą cierpiała, ale z czasem przybywa więcej sztucznych zwierzątek, które mówią jej, co powinna robić. Często te komunikaty są niejednoznaczne, czasami Jaye nie chce ich słuchać, ale w ostateczności robi to, z czego wynikają kolejne zabawne sytuacje.

"Magia Niagary" to serial troszkę różniący się od "Gdzie pachną stokrotki", więc jeśli ktoś liczy, że skoro to Fuller, to będzie podobna koncepcja, to się myli. Jest to serial troszkę starszy, z 2004 roku i bliższy serialowi obyczajowemu, mimo tych elementów fantastycznych, jak gadające zwierzątka. Owszem, są pewne podobieństwa (jak np. podobnie jak w "Pushing Daisies", nie mamy wyjaśnione, dlaczego właściwie główna bohaterka słyszy, jak zwierzątka do niej mówią, tak samo w "Pushing Daisies" nie ma wyjaśnione, skąd Ned ma moc ożywiania). Są elementy humoru, ale są momenty, kiedy można się wzruszyć. Jednak przejdę do zalet. Moim zdaniem główną zaletą jest bohaterka, jej relacje z innymi oraz jej stopniowa przemiana. Właściwie na tym opiera się serial. Początkowo Jaye jest złośliwa, zgorzkniała, ironiczna, a także chłodna emocjonalnie. Jednakże szybko widz zaczyna rozumieć, co jest tego przyczyną. I ciekawa jest możliwość interpretacji jej zachowań. Czy zwierzątka to jej urojenia, czy też nie? Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi i to czyni całość ciekawą. Czy Jaye jest rzeczywiście "przegraną"? Również zaczynamy się nad tym zastanawiać, gdy widzimy, że jej rodzina jest jakby parodią idealnej amerykańskiej rodziny, zwłaszcza rodzice. Wydaje się, że główna bohaterka do nich nie pasuje, stąd decyzja o samodzielnym życiu. Lub jak to sama mówi, porównując się do starszego brata, że przecież on mieszka z rodzicami, a mimo to jest on bardziej postrzegany przez nich jako człowiek sukcesu, niż ona. I też można sobie zadać pytanie, co jest większym sukcesem? Czy dobra praca, kariera, czy chęć podjęcia jakichś zmian w swoim życiu? Nie można jednak powiedzieć, że Jaye całkowicie odcina się od rodziny, przyjaciół, czy ich nie kocha. Z czasem dowiadujemy się o nich więcej i widzimy konkretne więzi. Jak wspomniałam, inną zaletą jest to, że bohaterka faktycznie się zmienia. Z nieco samolubnej i zgorzkniałej osoby staje się kimś, kto zaczyna żywić empatię w stosunku do innych, chce im pomagać, a także okazywać uczucia. Nawet jeśli motywacją do zmiany są gadające zwierzątka. I takich bohaterów lubię - takich, którzy przechodzą autentyczną zmianę. Jeszcze inną zaletą jest narracja - choć większość odcinków to jednak epizody - czyli odrębne historie zamknięte w jednym odcinku, to jest to poprowadzone zgrabnie, tak, że człowiek chce się dowiedzieć, co będzie dalej, co jest właściwym komunikatem, jak rozumieć kolejne słowa zwierzątek?

Sporo też myślałam o wadach serialu, bo tych trochę jest. Jednak jak czytam na wikipedii, to mam wrażenie, że wady wynikają z "syndromu zbyt wczesnego zdjęcia z anteny". Tak, "Wonderfalls" miało mieć przynajmniej trzy sezony, niestety, historię trzeba było zamknąć w jednym, dlatego pewne wątki są potraktowane pobieżnie, inne - w ogóle nie pociągnięte, czy niewyjaśnione. I tu uwaga, będą spoilery. Pierwszą wadą jest rozwinięcie dwóch wątków miłosnych. Pierwszy z nich choć był lekko oczywisty, jednak do pewnego momentu rozwijał się bardzo dobrze, stopniowo, byliśmy w stanie uwierzyć, że faktycznie między bohaterami jest chemia. Wszystko jednak psuje się w kulminacyjnym wręcz momencie, kiedy pojawia się "ta trzecia" i jej wątek ciągnie się niemalże do końca serialu. Moim zdaniem - niepotrzebnie, bo tworzy to z serialu melodramat i wątek wysuwa się na pierwszy plan, a pomaganie innym schodzi gdzieś dalej. Drugi wątek miłosny za to "wyskakuje jak Filip z konopii" i jest prowadzony (dosłownie) w tle. Jest sympatyczny i moim zdaniem zasługuje na większą uwagę. Ale jak mówię - te problemy wynikają z tego, że serial zdjęto z anteny za wcześnie, bo część przerwanych wątków miała być kontynuowana właśnie w kolejnych sezonach. Być może te wątki, które były w tle, miały być też lepiej poprowadzone. A szkoda. Rozczarował mnie też przedostatni odcinek, bo myślałam, że on wiele wyjaśni, a w ostateczności nie wyjaśnił nic. Naprawdę szkoda, bo serial miał mega potencjał.

Czy jednak warto obejrzeć "Magię Niagary"? Moim zdaniem tak. Jest to idealny serial na wolny weekend, dobra rozrywka i miły sposób na spędzenie wolnego czasu, także nie "odmóżdżający", a z inteligentnym humorem i ciekawymi bohaterami. Jedyne, co mnie dziwi, to fakt, że brakuje polskich napisów, czy polskiej wersji - a z tego, co mogłam wyczytać, to serial leciał na Polsacie w roku 2008. Dlatego prawdopodobnie sama się podejmę tłumaczenia napisów. Bo to bardzo dobry serial, stąd i moja ocena 8/10

Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz