czwartek, 16 października 2014

Bogowie (2014)

Ostatnio w kinie zapanowała moda na filmy biograficzne. Nie ukrywam, że lubię ten gatunek, choć podchodzę do niego z pewnym dystansem. Nie oczekuję bowiem dokumentu na temat życia danej osoby, ale dobrze opowiedzianej historii przede wszystkim. Nie musi to być hagiografia, żadna laurka, nie trzeba danej osoby traktować jako świętą, by film wypadł dobrze. Nie powinna też to być "historia życia", opowiedziana jak biogram na wikipedii, lecz raczej jakiś istotny fragment życia danej osoby. Wtedy film biograficzny mogę uznać za dobry. I do takich filmów zaliczam także "Bogów".
Źródło: filmweb.pl
Rok 1983. W warszawskiej klinice pracuje docent Zbigniew Religa, który bezskutecznie próbuje przeforsować program transplantacji serca w Polsce. Kiedy po operacji serca na stole operacyjnym umiera mała pacjentka, Religa otrzymuje reprymendę od przełożonych. Po tym wydarzeniu podejmuje decyzję - jedzie do Zabrza, by tam budować nową klinikę kardiochirurgiczną. Niestety od samego początku napotyka na mnóstwo problemów.

Przede wszystkim urzekło mnie to, że jak już wspomniałam wcześniej, film nie jest żadną laurką ku czci Religi. Oczywiście, jego zasługi dla polskiej medycyny są ogromne, ale nie jest on pokazany jako ideał, a wręcz przeciwnie. Pali jak smok, nie stroni od kieliszka, klnie jak szewc. Do tego porywczy i narwany (gdy tylko coś mu się nie spodobało, pod wpływem emocji potrafił zwolnić człowieka, a za chwilę go przyjąć). Czy można Religę nazwać antybohaterem? Mimo tych cech - raczej nie. Dlaczego? Ano dlatego, że Religa potrafił walczyć o to, co słuszne. Chciał leczyć ludzi, ratować im życia. A że miał choleryczny charakter? To tylko daje dodatkowo "ludzkie" cechy danej postaci. Albert Camus w książce "Dżuma" pisał o "świętym bez Boga". I z całą pewnością można tak nazwać Religę, który nie krył się ze swoim ateizmem, ale jednocześnie pokazywał, że mimo ciężkiego charakteru (był też trudny we współpracy) można być dobrym człowiekiem.

Podoba mi się też to, że film był pokazany bez zbędnego patosu. Jest to bowiem niebezpieczna tendencja w polskim kinie ostatnio - pokazywanie wydarzeń czy ludzi w bardzo podniosły sposób, żeby nie rzec - ciężkostrawny. Tutaj jednak starczyło miejsca na scenki czy dialogi dość zabawne, które nie powodowały wymuszonego śmiechu wśród widowni, a właśnie taki był ich zamiar. Ale cóż, takie jest życie. Czasem zabawne, a uronimy łzy. Dodatkowo wielką zaletą jest to, że film nie ma jakiegoś happy endu, ale też i nie można nazwać tego zakończenia złym. Jest po prostu życiowe i pokazuje, że w życiu także potrzebne są porażki, by coś osiągnąć. W filmie "Bogowie" nie ma klasycznego schematu pt. bohater musi przejść swoje, by osiągnąć sukces. Tu jednak zwycięstwo jest pyrrusowe i tylko chwilowe, pokazujące, że jeszcze wiele musimy się nauczyć i wielu rzeczy nie wiemy do tej pory.

Film "Bogowie" ukazuje również świetnie zmiany w polskim społeczeństwie, choć niektóre rzeczy mogą szokować, ale właśnie na przykład 30 lat temu polska wieś niewiele się różniła od tej wsi przedwojennej, a przynajmniej pod pewnymi względami, głównie pod względami mentalnymi. Przełomowym było przekonywanie ludzi 30 lat temu, że śmierć mózgu jest śmiercią człowieka, choć pewne organy jeszcze żyją przez jakiś czas. Przełomowym było wprowadzanie nowatorskich przedsięwzięć, ale jak to mówi jeden z bohaterów filmu, ten, kto nie idzie naprzód, niczego w życiu nie osiąga.

Wadą i zaletą filmu jednocześnie jest to, że jest to film Kota. Tomasz Kot jako Zbigniew Religa jest rewelacyjny i nie ulega to żadnej wątpliwości (i nie chodzi tu tylko o charakteryzację, ale o posturę, mimikę, itd.), ale jednak chyba żaden z aktorów nie dorównuje mu. Nawet takie sławy, jak Jan Englert, czy Zbigniew Zamachowski, grają role raczej drugoplanowe i nie mają za wiele do powiedzenia. Nie przypadła mi również do gustu Magdalena Czerwińska jako Anna Religa. Może to jest też kwestia tego, że jej bohaterka raczej nie miała wiele do powiedzenia? Nie wiem. W każdym razie to chyba mój jedyny zarzut, co do filmu.

Początkowo nie rozumiałam, skąd tytuł filmu, póki nie usłyszałam pewnego zdania, które wymawia jeden z bohaterów: Wy, kardiochirurdzy, myślicie, że jesteście jakimiś bogami. I chyba tak ten film można reklamować. Nie jest to film tylko o Relidze. Jest to obraz opowiadający o ciężkich zmaganiach się w medycynie, o determinacji i poświęceniu, by ratować ludzkie życie. Jest to też naprawdę świetnie wykonany polski film, śmiało może on konkurować z filmami zachodnimi, zwłaszcza tymi biograficznymi. Dlatego moja ocena to mocne 8/10, czyli bardzo dobry. I zachęcam do pójścia do kina. Na pewno to nie będzie stracony czas. 
Share:

sobota, 11 października 2014

Musimy porozmawiać o Kevinie (2011)

Często w mediach słyszymy doniesienia o tym, że rodzice znęcają się nad swoimi dziećmi. Potrafią uczynić z życia tych niewinnych istot piekło na ziemi. Sprawiają, że ich życie jest od początku do końca napiętnowane przemocą i innymi traumatycznymi wydarzeniami. Ale co jednak, gdy bywa odwrotnie? Gdy to życie rodzica staje się piekłem przez dziecko, które nie w sposób wychować? O tym właśnie opowiada film "Musimy porozmawiać o Kevinie". Film szokujący i poruszający tematy tabu, na które chyba nasze społeczeństwo nie jest gotowe. Jest to jednak film warty obejrzenia.
Źródło: filmweb.pl
Eva jest podróżniczką, pisze książki o swoich wyprawach. Któregoś dnia poznaje Franklina, mężczyznę, z którym chce spędzić resztę swojego życia. Wkrótce zachodzi w ciążę i rzuca karierę, by móc zająć się rodziną. Niestety, macierzyństwo dla Evy nie jest radosnym przeżyciem. Kobieta popada w depresję poporodową. Kiedy już z nią wygrywa, okazuje się, że nie ma w ogóle kontaktu z tytułowym Kevinem. Z chłopca wyrasta trudne dziecko, a potem trudny nastolatek, który zmienia życie matki w piekło i doprowadza do tragedii, która zmienia życie ich wszystkich.

W tym filmie ujęła mnie przede wszystkim dowolność interpretacji. Są bowiem ludzie, którzy za całe zło obwiniają matkę Kevina - jakoby nigdy nie kochała swojego dziecka, faworyzowała jego młodszą siostrę i nie wychowywała go jak należy. Ja jednak widzę przede wszystkim tutaj tragedię kobiety, która została rewelacyjnie zagrana przez Tildę Swinton. Kobiety, która idealizuje początkowo macierzyństwo, lecz potem zmierza się z brutalną rzeczywistością - najpierw walczy z depresją poporodową, a potem z dzieckiem, które staje się jej wrogiem. Nie można bowiem powiedzieć, że Eva się nie stara, wręcz przeciwnie - próbuje dotrzeć do swojego syna. Kevin jednak od małego jest manipulatorem, który owija sobie ludzi wokół palca tylko po to, aby przedstawiać swoją matkę w złym świetle. Eva obwinia siebie za wszystko. Czuje, że jest złą matką. choć przecież się stara, jak tylko może. Kevin nie jest właśnie aniołkiem, którego udaje przed ojcem. Dodatkowo smuciła mnie i jednocześnie szokowała reakcja otoczenia na to, co działo się bezpośrednio po tragedii. Lokalna społeczność obwiniała Evę o to, co zrobił Kevin i na co ona sama nie miała wpływu. Co dodatkowo sprawia, że współczuję głównej bohaterce.

Film przede wszystkim opiera się na grze aktorskiej. A ta jest świetna, zwłaszcza w przypadku Tildy Swinton oraz Ezry Millera, który genialnie zagrał nastoletniego Kevina. Oczywiście reszta aktorów też gra dobrze, ale jednak są gdzieś bardziej w tle, Choć spełniają swoją rolę, zwłaszcza aktorzy, którzy grają potem ludzi nieakceptujących Evy. Jedyną wadą filmu, jaką mogę wskazać, jest dość duży chaos. Ja rozumiem, że jest zrobiony na zasadzie retrospekcji, że stopniowo poznajemy wydarzenia, które doprowadziły do tego, co widzimy na początku, ale jednak do mniej więcej połowy filmu nie możemy jasno wywnioskować, o co właściwie chodzi. Potem jednak już jest lepiej.
"Musimy porozmawiać o Kevinie" to moim zdaniem film, który trzeba obejrzeć. Film traktujący o tematach tabu w naszym społeczeństwie (na przykład o tym, że matka może nie kochać swojego dziecka), ale film potrzebny. I film, który sprawia, że człowiek jeszcze długo o nim myśli. Ja sama piszę recenzję nie bezpośrednio po obejrzeniu tego filmu. Musiałam bowiem przemyśleć to, co chcę o nim napisać. Momentami szokuje i przeraża, ale jednocześnie daje pole do popisu widzowi, który może różnie interpretować dane zdarzenia. Zmusza do refleksji. Stąd również moja ocena, czyli mocne 8,5/10, czyli bardzo dobry z plusem. Polecam wszystkim, którzy nie boją się trudnych tematów. 
Share: