sobota, 23 kwietnia 2016

Róża Wersalu - tom 1 (1972)

Jest to tytuł, na który czekało wielu. W tym także i ja - kilka lat temu obejrzałam anime pod tytułem "Róża Wersalu" (w Europie to anime było znane także pod tytułem "Lady Oscar") i byłam nim wręcz oczarowana, mimo swoich lat (ekranizacja powstała w 1979 roku). Nie myślałam, że doczekam się polskiej wersji tej mangi (bo anime również nigdy nie było oficjalnie wydane w Polsce), a jednak. Stało się to dzięki wydawnictwu JPF, które wcześniej wydało inną mangę pani Riyoko Ikedy, czyli "Aż do nieba", mangę opowiadającą o dziejach księcia Józefa Poniatowskiego. Byłam naprawdę mile zaskoczona, że postanowiono zdobyć licencję na mangę i wydać ją w języku polskim, a to wydanie jest w dodatku wyjątkowo piękne. Nie mogłam się doczekać pierwszego tomu i w końcu od wczoraj mam go w swoich rękach. Powiem krótko - jestem zachwycona.
Okładka pierwszego tomu. Źródło: mangagarden.pl
Rok 1755. W trzech różnych krajach Europy na świat przychodzą trzy osoby, których losy splotą się później w Paryżu. W Szwecji w tym roku narodził się hrabia Hans Axel von Fersen, późniejszy uczestnik wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych. We Francji żona generała de Jarjayes wydaje na świat kolejną córkę. Niezadowolony ojciec daje jej na imię Oscar i postanawia wychować ją na syna. W listopadzie 1755 roku w Austrii zaś narodziła się Maria Antonina Austriaczka, późniejsza królowa Francji, którą spotka tragiczny los. Piętnaście lat później Maria Antonina wychodzi za mąż za Ludwika Augusta, wnuka króla Ludwika XV, a tym samym zostaje Delfiną (następczynią tronu) Francji. Kapitanem jej gwardii jest Oscar François de Jarjayes, która ma za zadanie chronić ją za wszelką cenę. Tymczasem Maria Antonina czuje się nieco zagubiona w nowej roli, a Wersal staje się miejscem pełnym intryg pałacowych i polem walki o wpływy na dworze królewskim. Przypadek sprawia, że Maria Antonina i Oscar poznają hrabiego Fersena, na którego widok serce zabiło mocniej zarówno królowej, jak i jej kapitanowi... Bohaterowie tej opowieści nie zdają sobie jednak sprawy, co czeka ich wkrótce w przyszłości.

Przede wszystkim miłym zaskoczeniem jest dla mnie to, że manga różni się trochę od adaptacji anime. Na czym polegają te różnice? Głównie na tym, że tytułową "różą Wersalu" jest właśnie Maria Antonina. Całość jest opowiadana (przynajmniej początkowo) właśnie z jej perspektywy, podczas gdy w anime jest ona od początku postacią drugoplanową (a później wręcz epizodyczną). Nie uważam jednak, że manga jest pod tym kątem gorsza, a wręcz przeciwnie. Być może dlatego, że właśnie Maria Antonina jest jedną z moich ulubionych postaci historycznych - królowa Francji, niesłusznie oskarżona przez swój lud, a także przez historię (do dziś niesłusznie przypisuje się jej słowa "Niech jedzą ciastka" w odpowiedzi na to, że lud nie ma chleba i nie ma co jeść). Tymczasem nawet w mandze jest pokazana w taki sposób, że czytelnik może łatwo zrozumieć jej motywacje i uczucia. Przede wszystkim jest ona młodą dziewczyną, ma zaledwie 15 lat, kiedy wychodzi za mąż, zostawiając ojczyznę i wszystko, co z nią związane, za sobą. W Austrii wiodła dość beztroskie życie księżniczki, podczas gdy Francja zaczęła wymagać od następczyni tronu. Nie miała również żadnego doświadczenia w rządzeniu, więc łatwo można było nią manipulować - Maria Antonina, stęskniona za matką dość łatwo dostała się pod wpływy podstępnej szlachcianki, Madame de Polignac, a ostrzeżenia przyjmuje za przeszkodę i zazdrość o jej szczęście. Maria Antonina, podobnie jak i jej mąż, Ludwik XVI, była po prostu za młoda i nie dojrzała do roli królowej, co doprowadziło do wielkiej tragedii. 
Drugoplanową bohaterką jest Oscar, wychowana na mężczyznę. Zostaje ona kapitanem gwardii królewskiej, chroni Marię Antoninę, a przy tym zachowuje swoje kobiece piękno - co jest niejednokrotnie pokazane. Oscar olśniewa zarówno kobiety, jak i mężczyzn, a jedna z bohaterek jest wręcz nią zauroczona. Od początku ją lubiłam i na duży plus wychodzi tutaj jednak wersja mangowa. W wersji anime Oscar niechętnie godzi się na rolę kapitana, ponieważ "nie chce niańczyć dziecka", natomiast w mandze robi to bez zbędnych dyskusji. Jest już obytą osobą na dworze królewskim, ale przy tym jest sprawiedliwa i nie boi się mówić głośno, co myśli. Często radzi dobrze Marii Antoninie, choć jej rady nie brzmią często zbyt mile i w zasadzie królowa nieszczególnie chce ich słuchać. Oscar współczuje bardzo biednemu ludowi i stara się przekazywać na dworze królewskim wieści o biedzie, a przy tym ostrzega Marię Antoninę przed zbytnim wydawaniem pieniędzy. Można by rzec, że Oscar nie pasuje do tamtego towarzystwa, ale jednak jest ważna postacią, a przy tym ciekawą - choć wychowana na mężczyznę, widać, że żywi w sobie ciepłe, "typowo kobiece" uczucia, a nawet doświadcza zawodu miłosnego w stosunku do mężczyzny. Mangowa wersja Oscar jest przystępniejsza, nie jest aż tak zimna jak ta wersja z anime. Jest mądra, świadoma swojej roli, ale przy tym chciałaby, aby lud był lepiej traktowany i stara się go zrozumieć, mimo swojego pochodzenia szlacheckiego.

Kreska Riyoko Ikedy jest typowa dla wczesnych tytułów shoujo - wielkie oczy, długie, gęste rzęsy, piękne włosy i stroje, a także piękni mężczyźni. Przy tym widać, że jest to tytuł dość stary - kiedyś nie przykładano wielkiej uwagi do tła, w przeciwieństwie do nowszych tytułów. Nie przeszkadza to jednak ani trochę w odbiorze mangi, ponieważ nie tło jest najważniejsze, a postacie - to co mówią, jak się wyrażają i jak wyglądają. I właśnie kolejny plus - pani Riyoko Ikeda dość zgrabnie wtrąca także zdeformowane w zabawny sposób twarze bohaterów, które często mają wyrażać zdziwienie lub złość. Tego mi w anime brakowało, lecz chyba to jest też cecha kreski Shingo Arakiego (znanego również z "Saint Seiyi") - raczej tam nie uświadczymy komediowych scenek. Za to w mandze - jak najbardziej, dlatego szczerze ją polecam.

Słowo o wydaniu polskim. Wiedziałam, że wydaniem się nie zawiodę, ponieważ jest to JPF, jedno z najbardziej doświadczonych wydawnictw mangowych na polskim rynku. Nie mam zastrzeżeń do tłumaczenia (może zdarzyła się raptem jedna literówka, ale równie dobrze mogła to być wina druku). Sam tłumacz zastrzega, że manga odniosła sukces w Japonii głównie dzięki prostocie języka - nie był on bowiem stylizowany na archaiczny, w oryginale jest też dość mało zapożyczeń, mimo że akcja toczy się we Francji, w kraju odległym kulturowo od Japonii. Dlatego myślę, że tłumacz dobrze oddał oryginał, przy tym zachowując umiar w tłumaczeniu tytułów przede wszystkim. Język nie brzmi sztucznie, nie jest przesadzony, ale nie jest też na siłę uwspółcześniony - choć nie zabrakło miejsca na dość zabawne wtrącenia, jak np. nazwanie Marii Antoniny "Antosią" przez jej matkę, Marię Teresę. Podobają mi się również dodatki, czyli strony kolorowe z oficjalnymi rysunkami pani Ikedy. Jedyne zastrzeżenie, jakie mogę mieć, to samo wydanie od strony ściśle technicznej - JPF zdecydował się wydać "Różę Wersalu" w trzech dość opasłych tomach (pierwszy tom ma 620 stron), co odbija się dość mocno na cenie - choć prawdopodobnie, gdybym miała kupować cieńsze tomiki, wyszłoby podobnie, zwłaszcza, że drugi tom ma być dopiero w październiku. Osobiście jednak wolałabym dołożyć jeszcze trochę i mieć twardą okładkę - przy takiej grubości tomik może się łatwo zniszczyć, w dodatku upadek na ziemię może być dość "bolesny" dla samej książki. Rozumiem jednak, że wydawnictwo nie chciało obciążać czytelników finansowo.

"Różę Wersalu" mogę śmiało polecić wszystkim, także tym, którzy nie gustują w mandze i anime. Nie ma bowiem w niej elementów typowych dla wielu mang, pani Ikeda przyłożyła się mocno do researchu historycznego (nawet dostała odznaczenie za promowanie kultury francuskiej), a sama historia jest bardzo intrygująca i choć wielowątkowa, to naprawdę lektura tej mangi jest przyjemna. Polecam również czterdziesto odcinkowe anime, które posiada także wątki nieporuszone w mandze, a są one również bardzo ciekawe. Powstał również film fabularny, lecz trudno mi o nim cokolwiek powiedzieć, ponieważ go nie oglądałam. W każdym razie zakup mangi to z całą pewnością nie są pieniądze wyrzucone w błoto. Warto przeczytać i warto posiadać ten tytuł na swojej półce. Ocenę końcową zaś pozostawię sobie na później, przy okazji recenzji trzeciego tomu. 
Share: