środa, 16 kwietnia 2014

Samotny mężczyzna (2009)

Kierując się moją listą filmów z Lee postanowiłam sięgnąć po film z 2009 pt. "Samotny mężczyzna". Dodatkowo zaintrygował mnie fakt, że grają tam też takie gwiazdy, jak Colin Firth, Julianne Moore, czy nawet Nicolas Hoult, bliżej mi znany z serialu "Skins" czy filmu "Był sobie chłopiec". I... Jestem bardzo mile zaskoczona. To jest chyba jeden z nielicznych filmów, który ma piękną formę, ale i niebanalną treść. Dodatkowo zaskoczył mnie fakt, że reżyserem był Tom Ford, projektant mody. Znaczy, może z jednej strony zaskoczył (bo nie powiedziałabym, że zrobił to nieprofesjonalny reżyser), ale z drugiej strony, patrząc na stronę wizualną, ten fakt nie zaskakuje ani trochę.
Źródło: filmweb.pl

Akcja toczy się w latach 60. XX wieku, w tle mamy obawy o konflikt z Kubą. George jest profesorem anglistyki na którymś uniwersytecie w Stanach Zjednoczonych. Niedawno przeżył osobistą tragedię - jego życiowy partner, Jim, zginął w wypadku samochodowym. Profesor próbuje pozbierać się i żyć jakoś na nowo, w czym próbuje mu pomóc przyjaciółka, Charley. Niestety, mężczyzna nie widzi sensu życia i planuje popełnić samobójstwo, które ciągle jednak odkłada.

Pierwsze co się rzuca w oczy, to jest właśnie forma. Przede wszystkim strona wizualna, ale i dźwiękowa. Jest to film cichy, na który składają się głównie obrazy, a nie słowa. Często wielu rzeczy widz musi się domyślać, pewne rzeczy pozostają niedopowiedziane, tak samo historia profesora nie jest poukładana w sposób chronologiczny. Bardzo ciekawie przedstawia się kolorystyka filmu. Większość obrazu widzimy bowiem w chłodnej tonacji, właśnie kojarzącej się z latami 60. czy ogólnie takim stylem retro, lecz od czasu do czasu kolory stają się cieplejsze - zwłaszcza w wspomnieniach, ale nie tylko - można dostrzec, że kiedy George choć na moment staje się radosny, to pewne detale są utrzymane w ciepłych kolorach, czy dosłownie "życie nabiera kolorów". Przyznaję, zabieg jest bardzo ciekawy i jest wielką zaletą filmu. Druga rzecz to detale. Nawet takie rzeczy jak architektura, czy układ pewnych drobiazgów na biurku są ważne. Podobnie jak jak zbliżenia na różne przedmioty. Wszystko jest istotne, dlatego film trzeba oglądać dość uważnie, by to docenić.

W pewnym momencie "Samotny mężczyzna" to film teatralny. Przy teatralności mam na myśli grę aktorską, lecz w tym dobrym znaczeniu. Nie ma tu wiele akcji, jest za to bardzo dużo dialogów i relacje między bohaterami są najistotniejsze. Kulminacyjnym momentem jest rozmowa George'a ze swoją przyjaciółką, Charley, którzy prawie kłócą się na temat związków i samotności. I trzeba przyznać, że poruszają tu istotne problemy, na które nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Czy małżeństwo jest gwarancją szczęśliwego związku? Czy może jednak lepiej być samemu? Czym właściwie jest samotność? Z tymi pytaniami reżyser pozostawia widza bez odpowiedzi, dlatego film jest niedopowiedziany, co prowokuje do myślenia. Kreacja Colina Firtha jest również świetna. Zagrał on tu przede wszystkim wiarygodnie osobę cierpiącą na depresję po stracie bliskiej osoby. Człowieka, który nie widzi sensu życia. I co ciekawe, to, że jest homoseksualistą, to jest najmniej istotne. Równie dobrze mógłby być z kobietą i nie ujmowałoby to ani trochę postaci, nie miałoby wielkiego wpływu. George ma szansę (nawet więcej niż raz), by ułożyć sobie życie z kimś innym, lecz tego nie chce. I to jest kolejna zaleta, bo teoretycznie film zmierza do tego, by główny bohater sobie uporządkował życie, los sprawia, że spotyka różnych mężczyzn, to jednak nie decyduje się na to. Do tego refleksyjna i dość zaskakująca końcówka sprawiają, że jest to film... Po prostu smutny. Smutny, bo czujemy utratę i samotność głównego bohatera. Współczujemy mu, a jednocześnie zgadzamy się z jego refleksjami. I to jest najważniejsze.

Przy podsumowaniu dodam tylko, że Lee ma tu bardzo niewielką rolę, epizodyczną (jest może na 2 minuty), ale też pod kątem wizualnym w pewnym momencie jest ona ciekawa. Żałuję, że facet, jeśli gra w dobrych filmach, to dostaje epizodyczne rólki. Bo film jest bardzo dobry, wręcz genialny. Nie mam tutaj poczucia "przerost formy nad treścią", czy "treść dobra, wykonanie nie do końca", tu właśnie wszystko ze sobą współgra. Jak widać się da. I nawet nieprofesjonalny reżyser przy pomocy świetnej obsady jest w stanie tego dokonać. Stąd też moja nota 9/10, czyli rewelacyjny.
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz