niedziela, 29 września 2013

Post powitalny i pierwsze dwie recenzje - Shingeki no Kyojin i Free! (2013)

Witam wszystkich, część z was zapewne mnie zna z takich portali, jak tumblr, deviantart, czy może z mojego drugiego bloga. Założyłam tego bloga, ponieważ lubię dzielić się opiniami na temat tego, co obejrzałam lub przeczytałam. Równocześnie zaznaczam, że nie chcę wchodzić w kompetencje takiego Zwierza Popkulturalnego, który pisze często ogólnie na te tematy, chcę tu po prostu pisać swoje opinie, recenzje. Dlaczego tu? Ponieważ lubimyczytac, choć jest fajnym portalem, jest bardzo dużym portalem, gdzie często te recenzje przepadają, duża część z nich mi też nie odpowiada, jakoś tak sobie się tam czuję. Filmweb z kolei mnie odstrasza - zostawiam go sobie jedynie jako "odhaczarkę" tego, co już obejrzałam, a co jeszcze nie, ale system dodawania recenzji na tym portalu jest okropny, delikatnie mówiąc. Dlatego wolę już to robić na oddzielnym blogu. Oceniać to, co czytam i oglądam, niezależnie od gatunku. Piszę wtedy, kiedy chcę i nikt nie musi tych wypowiedzi zatwierdzać. 

Lecz moje pytanie do potencjalnych Czytelników brzmi - czy życzycie sobie recenzji tematycznie, także i rzeczy, które przeczytałam/obejrzałam nawet z kilka lat temu, czy chcecie tego na bieżąco? Na dzień dzisiejszy podam próbkę możliwości, żebyście wiedzieli, jak podejść do moich recenzji, z czym je się je :) Na pierwszy ogień idą "Shingeki no Kyojin" oraz "Free!". Dlaczego tak? Ponieważ te dwa anime w tym tygodniu się skończyły. Obejrzałam dzisiaj ostatnie odcinki, więc mogę na świeżo się wypowiedzieć.

UWAGA, PONIŻSZE RECENZJE MOGĄ ZAWIERAĆ SPOILERY!

Shingeki no Kyojin (Attack on Titan)
Shingeki no Kyojin jest to tytuł oryginalny, a Attack on Titan - oficjalny angielski tytuł, tak gwoli ścisłości. Anime, które składa się na dzień dzisiejszy z 25 odcinków. Dlaczego na dzień dzisiejszy? W grudniu ma się pojawić odcinek specjalny, a z tego, co czytam, druga seria ma się pojawić albo w 2014, albo w 2015. Na podstawie mangi o tym samym tytule autorstwa Hajime Isayamy. Na chwilę obecną manga ma 49 rozdziałów, publikowana jest jednak od 2009 roku z częstotliwością jeden rozdział na miesiąc. Przeczytałam te 49 rozdziałów, jednak końca nie widać. Zajmę się dlatego anime. 
Plakat anime - źródło: blogspot.com
Anime zaczęłam oglądać, kiedy miało już około 12 albo 13 odcinków, zaraz po tym przeczytałam mangę. Jednak od pierwszej chwili mnie urzekło.

O czym jest "Shingeki no Kyojin"? Otóż akcja toczy się w alternatywnym* świecie, gdzie ludzkość żyje za murami, chroniąc się przed gigantycznymi tytanami. Tytani to stwory, o których niewiele wiadomo - są ogromne, z wyglądu przypominają zdeformowanego człowieka, choć nie mają widocznych genitaliów, jednak większość przypomina męskie osobniki. Zjadają ludzi, choć nie wiadomo, jaki w tym jest cel - inne żyjące stworzenia, takie jak konie, zostawiają w spokoju. Wiadomo też, że tytan nie je ludzi po to, aby przeżyć, ponieważ gdy zje ich za dużo, wymiotuje. Zjadają ich, zdaje się, dla zabawy. Jedynym sposobem, by zniszczyć tytana, jest uderzenie go w kark. Walką z nimi zajmuje się armia, która dzieli się na oddziały Strażników (strzegących miast), Zwiadowców (którzy szukają tytanów również poza murami, próbują się czegoś o nich dowiedzieć) i Żandarmerię, która strzeże króla. Do oddziału Zwiadowców chce dołączyć główny bohater, Eren Jaeger, który traci matkę. Gdy Eren miał 10 lat, miasto zaatakował ogromny, nietypowy tytan, wpuszczając innych tytanów. Jeden z nich pożera matkę Erena. Od tej pory chłopiec przysięga zemstę. Wraz z przybraną siostrą, Mikasą, oraz z przyjacielem, Arminem, w wieku 15 lat dostają się do oddziału Kadetów, by tam szkolić się na żołnierzy walczących z tytanami. Okazuje się, że to wszystko jednak nie jest takie proste.

Czy brzmi znajomo? Być może, zwłaszcza gdy dodam, że im dalej w las, tym więcej drzew - im pojawia się więcej wątków, zagadek, postaci, tym bardziej "Shingeki no Kyojin" zaczęło mnie zachwycać. Jeśli ktoś lubi "Igrzyska Śmierci", czy taką klasykę antyutopii, jak "Rok 1984", to śmiało mogę polecić tę mangę, pełną zwrotów akcji, zaskakujących cliffhangerów i dobrze wykreowanych postaci.

Kolejną zaletą, jaką mogę powiedzieć, są właśnie wykreowane postacie. Nie ma w zasadzie dwóch takich samych postaci, nawet te epizodyczne czymś się wyróżniają. Choć początkowo główny bohater bardzo mnie irytował, tak z czasem zaczęłam go rozumieć i doceniać to, jak został wykreowany. Po pierwsze, Eren zachowuje się jak przeciętny 15-latek. Wiadomo, że może go ogarniać złość, gniew, często to wynika z burzy hormonów w końcu. Ale jednocześnie widać, że Eren nie jest egoistą. Słucha rozkazów przełożonych, zdaje sobie sprawę ze swoich wad, z tego, że wiele rzeczy nie potrafi (Eren zostaje oceniony jako kadet, który nie ma żadnego szczególnego talentu, ale nadrabia we wszystkim pracowitością), ale ma też to szczęście, że trafia na ciekawych przełożonych. Ujęła mnie w szczególności jedna scena (nie będę jednak mówić o szczegółach i jej okolicznościach), kiedy ten przełożony, który nazywa się Levi, pozwolił Erenowi samemu zadecydować, co ma zrobić i powiedział, że nikt nie jest w stanie przewidzieć w 100% konsekwencji takiej sytuacji. Oraz, że za żaden wybór (choć oba były tragiczne) nie będzie krytykowany. Przyznam - byłam bardzo zaskoczona. Nawet w realnym życiu rzadko mamy do czynienia z ludźmi, którzy nam mówią, że coś jest naszym wyborem i będziemy za to odpowiedzialni. A tu coś takiego... Eren nie udaje również, że zna się na wszystkim, nie ma postawy roszczeniowej, że powinien być traktowany tak, czy siak, ponieważ jest tym i tym. Nie. I chwała mu za to. Pała nim pragnienie zemsty, choć doskonale zdaje sobie sprawę z tego, czym może to grozić. Dzięki temu mogę śmiało powiedzieć, że Eren jest świetnie wykreowaną postacią główną.

Nie gorzej jest z główną bohaterką kobiecą, a mianowicie Mikasą Ackerman oraz z Arminem Arleltem, przyjacielem Erena. Mikasa z pozoru wydaje się idealna - jest najlepiej ocenionym rekrutem, choć nie marzyła o takiej karierze (zrobiła to dla przybranego brata), jest piękna, ale ma swoją mroczną, a zarazem smutną historię. Mikasa wydaje się głosem rozsądku dla Erena, który nie zawsze postępuje racjonalnie. Jednakże pojawia się tylko wtedy, kiedy potrzeba i również zdaje sobie sprawę z tego, że jest ograniczona w pewnych aspektach (ale do tego jeszcze dojdę). Muszę jednak przyznać, że osobiście byłam trochę zła, że oczywiście Mikasa darzy skrytym uczuciem Erena. Ale! Jest to rozwiązane w dobry sposób - nigdy nie ma powiedziane o tym wprost, a także to uczucie jest przedstawione bardzo delikatnie, tak wręcz platonicznie. I nie jest również na pierwszym planie. Ostatnim bohaterem jest Armin Arlelt. Jest on oceniony dość nisko jako rekrut, wydaje się słaby, ale jego siłą okazuje się umysł - jest on bardzo bystry i okazuje się świetnym strategiem, a także dedukcją moim zdaniem może konkurować z Sherlockiem Holmesem. I też chłopak zdaje sobie sprawę z tego, że tak naprawdę jest słaby, sam siebie pyta, co on tu robi, ale jego siłą jest właśnie rozsądek i determinacja, a także chęć przeżycia.

I tak musiałabym omawiać praktycznie każdą postać, ale jedno mogę zapewnić - na bank żadna z postaci nie jest taka sama. Nawet jeśli powiela jakiś schemat (np. szalonego naukowca), to jest to pokazane bardzo pozytywnie, na pewno nie będziemy się nudzić taką postacią. Jednocześnie podoba mi się wykreowany świat, a także armia. Nie ma tam superbohaterów. Nie ma tam tak, że "rozwalimy sobie całe miasto, a i tak ludzie będą nam wdzięczni" - wręcz przeciwnie, wyciągane są konsekwencje, a zwycięstwa są często pyrrusowe. Ludzie wiedzą, że są ograniczeni. Ich broń przeciwko tytanom nie jest też doskonała. A, i rzecz, o której dość często zapominają twórcy takich filmów/serialów - broń, jaką posługują się bohaterowie nie jest również bez ograniczeń, do unoszenia się w powietrzu np. potrzebny jest gaz, a ten może się skończyć, nie ma wiecznych zapasów. Jeden z bohaterów mówi wprost, że on się boi. I większość ludzi boi się przerażających tytanów. Ale łączy ich jedno - chęć przeżycia.

Co do samego anime - kreska jest cudowna, o wiele lepsza niż kreska w pierwszych rozdziałach mangi. Widać, że pracują nad tym profesjonaliści. Podobnie z animacją, która jest dla mnie tutaj wręcz mistrzostwem świata. Muzyka jest również świetna, choć pierwszy opening doczekał się tysiąca różnych przeróbek, a to z racji pewnej uniwersalności. Polecam zobaczyć, by się przekonać. 
Co do wad - mam bardzo mieszane uczucia względem ostatniego odcinka. Nie rozumiem decyzji twórców, że przesunęli oni pewne cliffhangery czy rzeczy istotne dla późniejszej fabuły w inne miejsca. Zmienili też część bohaterów (coś jak we "Władcy Pierścieni", gdzie zamiast Glorfindela to Arwena uratowała Frodo) i generalnie odcinek nie jest dość zgodny z mangą, czym byłam zawiedziona. Bo przez całe anime bałam się, żeby nie zaczęli iść inną drogą i zmieniać fabułę, tak jak w "Hellsingu", czy w pierwszej serii "Fullmetal Alchemist" i byłam zadowolona aż do tego odcinka. Nie mam pojęcia, dlaczego twórcy podjęli taką decyzję, skoro wiadomo, że powstanie drugi sezon. Generalnie jednak to nie przeszkadza w odbiorze. Być może jest to moja osobista preferencja, ponieważ czytałam mangę. Pewnie zabieg dotyczący końcówki anime był po prostu bardziej efektowny.

Generalnie do "Shingeki no Kyojin" idealnie pasuje cytat Hitchcocka "Film powinien zaczynać się od trzęsienia ziemi, potem zaś napięcie ma nieprzerwanie rosnąć." I tak też mamy tutaj od pierwszego odcinka, który zaczyna się tragicznie, a potem jest coraz ciekawiej. Cliffhangery i zwroty akcji sprawiają, że człowiek po prostu nie może się doczekać kolejnego odcinka lub rozdziału. Dlatego szczerze polecam, mimo tej końcówki, przez którą mam mieszane uczucia. Moja ocena na dzień dzisiejszy tego sezonu to 7,5-8/10. (Dodam tylko jeszcze, że będę stosowała skalę z filmweba), czyli generalnie bardzo dobry.

* alternatywny świat - jest to bardziej moja interpretacja, autor sam do końca się do tego nie ustosunkował.

Free! (Itawobi Swim Club)
Przyznać trzeba, że jest to anime o dość ciekawym rodowodzie. Otóż najpierw na tumblr pojawił się plakat z postaciami pływaków. Użytkownicy szybko podchwycili pomysł i ochrzcili go "Swim anime", a postacie również dostały imiona, osobowości, a nawet własne historie. Okazało się, że plotka o "Swim anime" jest prawdziwa i w lipcu można było już zobaczyć pierwszy odcinek anime... I przyznam szczerze, że krążą na temat różne opinie. Jedni uważają, że tumblr niejako "wymusił" na producentach w ogóle stworzenie takowego anime, jednak mnie to nie przekonuje. Uważam, że to była ciekawie przemyślana akcja marketingowa. Jeśli moja teza jest słuszna, to przyznaję - chwyt się sprawdził. 
Plakat - źródło: Free! wikia
Generalnie jest to przypadek, gdzie większość ludzi (zwłaszcza panów) podeszła do tematu w ten sposób, że szkoda marnować czas na "głupi fanservice, głupie yaoi i głupie anime o pływaniu". I ja też początkowo do tego tak podchodziłam, aż Free! stało się moim "guilty pleasure". Niemniej ma trochę ciekawych rozwiązań, które wyróżniają anime spośród wielu innych, które pokazały się w tym roku.

Ale o czym jest "Free!"? Otóż nie mogę powiedzieć, że o niczym. Oglądałam bowiem inne produkcje, w których to serio mogę powiedzieć, że są o niczym. To, że to anime ma łopatologiczną fabułę, nie znaczy, że jest o niczym. A "łopatologia" polega na tym, że po prostu opowiada o zmaganiach się 4 uczniów szkoły średniej Itawobi w pływaniu. Oprócz pasji łączy ich to, że mimo, że są chłopcami, mają bardziej żeńskie imiona: Haruka, Makoto, Nagisa. Po pewnym czasie dołącza do nich Rei, który wcześniej zajmował się lekkoatletyką. W zmaganiach jako menadżer pomaga im Gou, siostra Rina, który w podstawówce był przyjacielem i członkiem drużyny Haruki, Makoto i Nagisy, ale wyjechał do Australii, by tam móc trenować w lepszej szkole. Opiekunką klubu zostaje nowa nauczycielka, która z pływaniem ma tylko tyle wspólnego, że... kiedyś projektowała kostiumy kąpielowe.

I tak w zasadzie można streścić całą fabułę. Niemniej jednak wbrew pozorom i plotkom nie ma tam wątków gejowskich, fanservice jest w zdrowej dawce, a postacie i wątki również potrafią zaskoczyć. Tu mam wrażenie, że twórcy bawią się przede wszystkim odwróceniem schematów, tak puszczają oko do widza. Nie byłabym sobą, gdybym nie powiedziała, że zwracam uwagę na wykreowane kobiety. I one są dobrym przykładem odwrócenia schematu. Mam na myśli Gou i pannę Amakatę. Nie wyróżniają się one wyglądem. Nie są brzydkie, ale też nie stawiają urody na pierwszym planie. Była projektantka kostiumów ani razu nie występuje w kostiumie kąpielowym, nie daje się na to namówić. Gou ubiera się jak zwykła nastolatka. Owszem, lubi sobie popatrzeć na męskie ciała, ale tylko tyle. Nie podrywa żadnego z chłopaków, nie jest tam po to, aby zabiegać o uwagę, tylko serio chce pomóc jako menadżer (m.in. organizuje trening na wyspie). Zwraca uwagę kapitana drużyny rywali, ale zdaje się, że nie jest zainteresowana.
Główni bohaterowie są raczej postaciami prześmiewczymi, którzy raczej mają takie archetypowe cechy charakteru, jeśli w ogóle pokazują jakiś charakter. Tu muszę powiedzieć o Haruce. Wydawałoby się, że bohater mądry, ciekawy, zwłaszcza po pierwszym odcinku. Niestety, dalej zaczął mnie irytować, jednakże ostatni odcinek moim zdaniem uratował tę postać. Haru bowiem zachowuje się tak, jakby jedynymi jego myślami była woda i pływanie. Dochodzi do zabawnych sytuacji, to fakt, ale często są one aż żałosne, jak np. motyw do wejścia do akwarium. Trochę dobija mnie jego apatia, taki brak emocji, większego zainteresowania czymś innym, niż pływanie. Zmienia się to jednak w ostatnim odcinku, kiedy faktycznie Haru się czymś przejmuje. Z pozostałymi postaciami jest lepiej, nawet jeśli też mają zabawne momenty, to jednak jest to w granicach rozsądku. No i najważniejsze - daje się polubić tych bohaterów.

Kolejny zarzut - fanservice. Owszem, widzimy półnagie męskie ciała, ale jest to anime o pływakach, to czy mają oni pływać jak płetwonurkowie. Mają wyrzeźbione ciała, co również jest normalne, wystarczy pooglądać olimpiadę. Proporcje są wręcz świetne, w przeciwieństwie do anime, gdzie wiele dziewczyn ma za przeproszeniem cycki, które nie znają grawitacji. Jedyne, czego mogę się czepić, to nienaturalne kolory włosów, jak czerwony, czy niebieski.

Kolejny zarzut to rzekome wątki homoseksualne. Ja nie wiem, czy naprawdę to, że bohaterowie dobrze wyglądają, świadczy o ich orientacji seksualnej? Nie ma tam nic takiego, jest jedynie przyjaźń i rywalizacja. Bohaterowie są dość młodzi, chyba nie spotkali na swej drodze nikogo, kim byliby zainteresowani. Zresztą, to anime sportowe, a nie o uczuciach.

I jeszcze jedno - wiele można zarzucać anime, ale na pewno nie to, że ma kiepską animację. Bo nie ma, animacja dorównuje tej z "Shingeki no Kyojin". Zwłaszcza animacja wody. Po prostu można obejrzeć to anime śmiało (ma tylko 12 odcinków), choćby po to, by nacieszyć oko tą animacją.
Oczywiście Free! nie jest arcydziełem. Nie jest głębokie, nie ma głębokiego przesłania, nie sprawiło, że moje życie nabrało sensu. Jest to czysta rozrywka, ale czasem warto również oglądać coś także dla rozrywki. W latach 90. taką rozrywką był Kapitan Tsubasa, a w roku 2013 mamy Free!, które ogląda się przyjemnie, ma ciekawe wątki, zabawne sytuacje i miłe, zaskakujące zakończenie. Moja ocena: 7/10, czyli dobry

I tak będą wyglądać mniej więcej moje recenzje, choć postaram się, aby w jednym poście oceniać jedną książkę/serial/film.

I tyle ode mnie,

K. 

Share: