poniedziałek, 7 kwietnia 2014

30 Beats (2012)

Kiedy masz celebrity crush, to jak w przypadku prawdziwej miłości, jesteś w stanie poświęcić wiele. I to bardzo wiele. Wybaczamy różne błędy, jesteśmy wyrozumiali, nawet jak ktoś nas naprawdę rozczaruje i zawiedzie. Tak mam z Lee Pacem. Nie powiem, grywał on w przeciętniakach, ale póki co "30 Beats" to... No nie, nawet nie wiem, jak to określić. Byłam zachęcona postem z tumblra, że to jest "soft porn" z nim. Liczyłam więc na jakieś hot scenki, które chociaż umilą mi jakoś wieczór. 
Źródło: filmweb.pl
O czym jest... To coś? W skrócie: film składa się z kilkunastominutowych epizodów, opowiadających historie z życia pewnych młodych ludzi mieszkających w Nowym Jorku. Ich losy luźnie łączą się ze sobą, na zasadzie "łańcuszka", tj. na początku mamy pewną parę, potem facet spotyka inną kobietę, ta następnego faceta, itd., aż wracamy do punktu wyjścia, czyli dziewczyny, którą widzimy na początku. Jest upalne lato, więc rodzą się jakieś uczucia. A właściwie to seks. Głównie seks. Tak, w skrócie, mamy niedorobionego pornola.

Z zalet... Cóż... Miałam piwo... Chipsy... O, całkiem dobre chipsy, jakieś nowe Laysy z Netto o smaku pomidorów koktajlowych, polecam. Lee miał scenkę pod prysznicem... Ale mały spoiler: nie widać nawet tyłka. Ok, a tak nieco bardziej na poważnie, to chyba Lee i epizod z nim był jedyną zaletą tego filmu. Głównie poprzez aktorstwo, a jak wspominałam, to dobry aktor. I szczerze mówiąc, jak na coś, co miało opowiadać o seksie, to on miał najostrzejsze scenki. Tak, a nawet nie było widać pewnych intymnych części ciała, a scena seksu jest jakby urwana. Dlatego jestem zawiedziona i czuję się oszukana! Naprawdę, ostrzejsze scenki widywałam w produkcjach brytyjskich, które nawet nie były pornosami, a miały konkretną fabułę.

Sam Lee lepsze scenki seksu miał w filmie "Opętany". No i liczę też na "Halt and Catch Fire", bo plota głosi, że jego postać ma trochę przypominać Dona Drapera z "Mad Men"... Ale to swoją drogą. Moje pytanie brzmi: Lee, dlaczego mi to zrobiłeś? (gdyby to był vlog, to bym tu udawała płacz) Dlaczego zagrałeś w takim... czymś?! Nie miałeś kasy, a że akcja była w Nowym Jorku, gdzie mieszkasz, to z desperacji się zgodziłeś? O co tu chodzi? Przecież zaraz potem był Hobbit, to kasy miałeś jak lodu. Mam nadzieję, że już mi tego nie zrobisz, facet. Bo jeden taki wybryk wybaczę, ba, nawet tego Twilighta wybaczę (choć podejrzewam, że do tego trzeba będzie coś mocniejszego, niż piwo), ale od tego roku masz grać w dobrych produkcjach! No.

A teraz tak całkiem poważniej, to tego filmu nie można traktować poważnie. Bo inaczej można się popłakać i załamać nad stanem kinematografii. I to nie jest kwestia konwencji, czy tematyki, ale wykonania. Ale po kolei. Pierwszy mój zarzut dotyczy redaktorzyn z filmweba, którzy ten film określili jako komedię romantyczną (co widać chociażby w tagach). Pytanie: gdzie tu komedia? Ja nie dostrzegłam ani grama humoru, nawet tego schematycznego dla komedii romantycznej. Nie było to też dramatem. Więc może "soft porno" to dobre określenie...? Druga sprawa: akurat nie mam nic do przedstawionej konwencji, że historie to epizody, a ludzie przedstawieni łączą się na zasadzie "łańcuszka". Nie, akurat nawet to jest ciekawe. A filmy składające się z epizodów nie muszą być złe (jak np. "Kawa i papierosy" Jarmuscha). Gorzej jednak z tematyką. Tematyka seksu jest o tyle trudna, że łatwo ją spieprzyć, brzydko mówiąc. Łatwo jest przegiąć i pokazać po prostu pornosa. Chociaż o ile to jest celem twórców, to nie musi to być takie złe. Szczerze, tematyka ludzi, których łączy tylko seks, albo układ "przyjaźń + seks" jest ciekawa, ale problem w tym, że nie widziałam jeszcze dzieła, które dobrze by to uchwyciło. Albo wychodzi z tego komedia (jak w "To tylko seks"), albo mamy prawie pornosa. Nie ma nic po środku, a przynajmniej nie widziałam. Choć zastrzegam, jeśli zamiarem twórców jest pokazanie seksu po prostu, to jest okej. Ale gorzej z wykonaniem.

Tak. Poza Lee aktorstwo to kompletne drewno. Narzekałam na Wooda, na Karen Gillan, ale tutaj ci "aktorzy" pobili wszystko. Zwłaszcza aktorki, które nie okazują w ogóle emocji. Naprawdę, więcej emocji widziałam w programie typu "Trudne Sprawy" czy "Dlaczego ja?". Cóż, dobrze, że te kobiety były ładne, bo namiętność to była na poziomie zerowym. Ja nie wiem, czy tym ludziom się nie chciało? Za mało im płacili? Czy to błąd reżysera, scenariusza? Nie wiem, ale widziałam amatorskie produkcje z lepszym aktorstwem.

Podsumowując: jeśli naprawdę nie masz nic do roboty, masz jakiś alkohol w lodówce, gdzieś się chowa jakaś przekąska, albo kochasz wręcz masochistycznie danego aktora jak ja, to śmiało - "30 Beats" to film w sam raz dla ciebie! Ale w innych przypadkach naprawdę nie polecam go nikomu. Jeśli bowiem aktorstwo jest na poziomie kiepskiego pornosa (ba, nawet widziałam takie z lepszym aktorstwem), to coś jest nie tak. Dlatego moja ocena ostateczna to 4/10, czyli ujdzie. A właściwie 3/10, ale dodaję pół oceny za Lee i pół oceny za konwencję, która była po prostu fajna.
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz