Są takie filmy, że celowo zwodzą, czy oszukują wręcz widza. To nie znaczy od razu, że są złe, a wręcz przeciwnie - odpowiednio poprowadzone są wręcz genialne. I do takich filmów mogę zaliczyć "Nimfomankę" Larsa von Triera. Byłam nieco zniesmaczona "30 Beats", kiedy spojrzałam na to coś bardziej trzeźwym okiem. Postanowiłam więc sięgnąć po temat prowokujący. Choć szczerze, po obejrzeniu dostrzegłam pewną ironię. Z tym filmem bowiem była mała afera, także zorganizowana przez "Frondę", polegającą na bojkotowaniu tego filmu. O dziwo, właśnie przeciwnicy tego filmu, wszyscy pruderyjni ludzie powinni go obejrzeć. Bo właśnie to jest film o nich przede wszystkim. O nich i dla nich. Owszem, jest prowokujący, ale właśnie o to chodzi. Gdyby nie był, to być może przesłanie nie byłoby mocne.
Źródło: biznesistyl.pl |
Pierwsze co - film jest wybitnie dla dorosłych. Nie tylko ze względu na scenki rodem z filmu pornograficznego. Tych jest naprawdę dużo, czasami są pełne naturalizmu, czasem dość brutalne i prowokujące, ale też przede wszystkim dlatego, że jest to film trudny. Przedstawienie historii kobiety uzależnionej od seksu jest bowiem tylko pretekstem do głębszych rozważań i refleksji. Stąd dziwi mnie dość niska ocena na filmwebie, bo raptem 6,6 dla pierwszej części i 6,4 dla drugiej. Mam wrażenie, że ludzie nie zrozumieli tego filmu, albo nie dostali tego, czego oczekiwali. Faktycznie, można mieć wrażenie, że von Trier nas oszukał, bo coś, co reklamowano jako porno, okazuje się filmem dość głębokim i bardzo teatralnym.
Najważniejsze bowiem są tu relacje między Joe i Seligmanem. Zwłaszcza Seligman okazuje się ciekawą postacią, jest bowiem mężczyzną bardzo inteligentnym, oczytanym, a co najważniejsze, historia Joe nie jest dla niego jakimś "porno za darmo", tylko patrzy na nią tak, jak człowiek patrzy na książkę zaliczającą się do literatury pięknej. Ciekawi go, ale nic więcej. Czasami się nie zgadza z Joe, wtrąca różne dygresje na temat kultury, sztuki, filozofii, ale to tylko sprawia, że jest postacią ciekawą. A co jeszcze ciekawsze, Seligman określa siebie, że jest aseksualny. I tu pan Steven Moffat, który powiedział, że postacie aseksualne są nudne, powinien się nauczyć czegoś od reżysera "Nimfomanki" - jak widać można stworzyć taką postać, a jednocześnie nie jest ona nudna. Joe jest jeszcze ciekawsza. W pierwszej części jawi się nam jako osoba pusta, chłodna emocjonalnie (warto zwrócić uwagę, że podczas pierwszych scen seksu w ogóle się nie całuje), a dodatkowo głupia i nie myśląca o przyszłości (rzuca medycynę, pracuje w biurze, ale praktycznie nic nie potrafi), a w drugiej części dowiadujemy się o niej więcej. Joe okazuje się bardzo inteligentną kobietą, dobrze ripostującą Seligmanowi. W drugiej części zaczynamy właśnie pojmować i zastanawiać się, czy faktycznie Joe ma problem ze sobą, czy może nasze społeczeństwo ma, nie akceptując jednostek takich, jak ona? Czy nie żyjemy w świecie pełnym podwójnych standardów moralnych, gdzie nie reagujemy, gdy mężczyzna opuszcza swoją rodzinę, a gdy robi to kobieta, wyzywamy ją od najgorszych? Gdzie mężczyzna może mieć setki kobiet i jeszcze będzie za to szanowany w swoim środowisku, a kobieta mająca setki mężczyzn jest co najmniej "dziwką"? Zaczynamy się też zastanawiać, czy nasza bohaterka jest zdolna do miłości, czy utożsamia ją tylko i wyłącznie z seksem (co ciekawe, czytałam kiedyś o odmianie aseksualizmu, gdzie człowiek, choć ma potrzeby seksualne, nie odczuwa uczuć typowo romantycznych. To stawia bohaterkę w jeszcze ciekawszym świetle). Joe stawia również trudne pytania o pewne granice człowieka i jego moralności. Film doprawiony scenami jak z filmu pornograficznego jest prowokujący, ale prowokuje też do myślenia. Za to ostatnia scena... Mogę powiedzieć tylko, że szokuje, ale jest jednocześnie takim śmiechem reżysera w stronę widza, coś w stylu "Nabrałeś się". Zakończenie niejednoznaczne, niespodziewane, takie, że do tej pory nad nim myślę, ale nie ujmuje to ani trochę filmowi.
"Nimfomanka" to niełatwy film. Jest to z całą pewnością pozycja dla dorosłych i dla wyrobionego widza. Dla widza, któremu niestraszna jest teatralność, który nie uważa, że scenki seksu czy przemocy muszą być "tanie". Film prowokujący do przemyśleń i refleksji, film, po którym się nie spodziewamy, że może mówić o tak trudnych rzeczach. Do tego świetna obsada (niemal każda rola jest wyrazista) i muzyka (zaskoczył mnie pozytywnie Rammstein w pierwszej części). Dlatego każda część zasługuje jak dla mnie na ocenę 9/10, czyli rewelacyjny.
* Uznałam, że po prostu nie ma sensu tworzyć dwóch recenzji, skoro te dwa filmy to jedna historia. Dlatego piszę dopiero dzisiaj, po obejrzeniu drugiej części, choć wczoraj obejrzałam pierwszą.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz