Wiem, że wprawdzie serial leci wciąż na polskim Disney Channel, ale właśnie wyszło, że skończyłam oglądać całość, a przynajmniej pierwszy sezon (mówią, że będzie drugi). Serial, który zaczęłam oglądać (po raz kolejny) dzięki tumblrowi. I osobiście nie żałuję. Raz, że przywołuje miłe wspomnienia i sentymenty, a po drugie - myślę, że jest bardzo dobrą pozycją dla nieco starszych dzieci, już w wieku szkolnym. W dodatku ma bardzo przyjemną dla oka animację. A to nie jedyne zalety serialu "Miraculum: Biedronka i Czarny Kot".
Źródło: pl.miraculousladybug.wikia.com. Na obrazku główni bohaterowie, czyli tytułowa Biedronka i Czarny Kot (Marinette Dupain-Cheng i Adrien Agreste). |
Marinette Dupain-Cheng jest zwyczajną nastolatką, uczennicą gimnazjum. Ma kochających rodziców, którzy prowadzą piekarnię w Paryżu, ma też przyjaciółkę Alyę, a po cichu podkochuje się w Adrienie Agreste, swoim koledze z klasy, który jest synem znanego projektanta mody, Gabriela. Marinette skrywa jednak pewien sekret. Dzięki mocy Kwami, czyli magicznego stworka przypominającego biedronkę, staje się superbohaterką, Biedronką, która razem z Czarnym Kotem (czyli Adrienem, choć oboje nie znają swojej prawdziwej tożsamości) ratują Paryż przed groźnymi potworami. Potwory te, czyli Akumy, są nasyłane przez tajemniczego Władcę Ciem*, który pragnie zdobyć Miracula Marinette i Adriena i pozbawić ich mocy.
Aż ciężko mi uporządkować myśli, co najpierw mnie urzekło, bo jest tego bardzo, bardzo dużo. Może więc zacznę od wyjaśnienia kwestii, która i mi sprawiała kłopoty, a mianowicie - jak oglądać? "Miraculum" jest bowiem koprodukcją francusko-koreańsko-japońską (jednym z producentów jest Toei Animation, ale do tego jeszcze wrócę) i najpierw była premiera koreańska, a troszkę później - francuska. Kolejność odcinków także jest trochę inna. Ja jednak pójdę za oryginalnym autorem, czyli panem Thomasem Astruciem (współpracował on także przy W.I.T.C.H.) i powiem, że najlepiej oglądać "Miraculum" z francuskim dubbingiem i angielskimi napisami (o tym tłumaczeniu wypowiadał się przychylnie), a także dlatego, że jest to po prostu oryginał, a w koreańskim dubbingu trochę rzeczy przeinaczono. No i do tego akcja toczy się w Paryżu, więc mamy taki pełny klimat, pełen obraz, skoro bohaterowie są Francuzami lub pochodzą z francuskojęzycznych krajów. Będę szczera, widziałam kilka odcinków w polskiej wersji. O ile do samego dubbingu nie mam zarzutów, o tyle tłumaczenie momentami jest trochę toporne. Dlatego właśnie decydowałam się oglądać serial w wersji francuskiej.
Historia powstania serialu również jest dość ciekawa. Najpierw, w 2012 roku pojawiła się krótka, animowana zajawka:
Jak widać, była ona narysowana w "stylu anime" i technice 2D. Jednakże autorzy postanowili dokonać pewnych zmian i to nie tylko w technice (będę szczera, animacja komputerowa mimo wszystko o wiele bardziej mi się podoba), ale także zmieniono charakter głównego bohatera. Ten w wersji 2D nie był Adrienem, tylko Felixem i w dodatku był zimny, niemiły, taki typowy, wyobcowany męski bohater anime, w którym podkochuje się główna bohaterka (coś jak Sakura podkochiwała się w Sasuke), a jak Czarny Kot flirtuje z Biedronką, lecz ma w tym pewien interes - bowiem Biedronka może zdjąć z niego zły urok, nie chce on już przynosić pecha. Jednakże autorzy dokonali zmian... I wyszło to tylko na dobre. Do postaci jednak jeszcze wrócę.
Najpierw urzekły mnie pewne smaczki, a mianowicie to, że świat, w którym żyją Marinette i Adrien, jest bardzo ciekawy, bowiem jeśli chodzi o to całe bycie superbohaterem, to mieszają się tu pojęcia z różnych kultur. Coś jak w świecie Avatara, który był inspirowany głównie kulturami azjatyckimi. W "Miraculum" mamy przede wszystkim bohaterów, którzy są sobie przeciwstawni: Biedronkę i Czarnego Kota. We Francji (a i w Polsce chyba też) biedronka jest symbolem szczęścia, a czarny kot przynosi pecha. Jest to o tyle zabawne, o ile Marinette jest niezdarą i ciągle przytrafiają się jej różne drobne nieszczęścia, o tyle właśnie jako Biedronka jest sprytna i zgrabna. Widoczny jest tu aspekt z filozofii chińskiej, czyli elementy yin i yang, dopełniające siebie. Wprawdzie są oni dla siebie przeciwieństwami - Biedronka ma moc tworzenia, a Czarny Kot moc destrukcji - jednak jedno nie da sobie rady bez drugiego i muszą współpracować. Inne nazwy są zaczerpnięte z języka japońskiego. I tak "Kwami" jest skrótem od "quantic Kami" - "quantic" to "kwantowy", a "Kami" to po japońsku Bóg. Podobnie "akuma", co po japońsku znaczy "demon" lub "diabeł". Same ciekawe smaczki, także i dla fanów anime. Zresztą, sam autor nie ukrywa inspiracji. A także naprawdę urzekł mnie fakt rozwinięcia świata, czyli to, że według Kwami superbohaterowie istnieli od zawsze właśnie dzięki nim, byli oni m.in. greckimi herosami.
Świat przedstawiony w "Miraculum" jest bardzo różnorodny. Jeśli ktoś narzeka na to, że pewne produkcje nie mają zróżnicowania rasowego czy etnicznego, to na pewno zachwyci się serialem. W końcu główna bohaterka jest w połowie Francuzką, a w połowie Chinką, jej przyjaciele z klasy mają różne pochodzenie, np. Alya pochodzi z Martyniki, a Nino z Reunionu. Postacie nie są również klonami, mają różne figury, wzrost, style ubierania się, a także różne charaktery i historie. Co jak co, ale trzeba przyznać, że tło jest bardzo dopracowane. Wprawdzie wciąż mamy trochę pytań bez odpowiedzi (mam nadzieję, że będą one ujawnione w sezonie drugim), ale jednak główni bohaterowie nie żyją w jakimś oderwanym świecie, mają swoje rodziny, swoje pasje, marzenia, koledzy z klasy nie robią tylko za tło. Widać też po używanej technologii, że akcja toczy się współcześnie, dlatego nie zaskakują wrogowie tacy jak Lady Wifi, czy fakt, że Alya prowadzi o Biedronce "Ladyblog". Myślę, że współczesne dzieciaki mogą śmiało utożsamić się z tymi bohaterami i z tym światem.
Wreszcie najważniejsze, czyli główni bohaterowie. Marinette i Adrien. Po prostu widać, że są dla siebie stworzeni, choć prawdopodobnie jeszcze o tym nie wiedzą tak do końca. Urzekła mnie ta naturalność w sposobie przedstawienia nastolatków. Są po prostu zwyczajni, zachowują się, tak jak młodsi nastolatkowie powinni się zachowywać. Chcą się dobrze bawić, spędzać czas z przyjaciółmi, często popełniają błędy, ale to jednak dzięki nim czegoś się uczą. Trochę mogę się utożsamić z Marinette, bo przyznaję, że ja również jestem taką niezdarą. Czasem podchodzi do wielu spraw zbyt emocjonalnie, a także widać uroczo po niej to, jaka jest zakochana w Adrienie - czuje nieśmiałość wobec niego, nadinterpretuje pewne gesty, ale odczuwa też zazdrość. Ale przy tym stara się być dobrą przyjaciółką, a także i superbohaterką, choć początkowo źle czuła się w tej roli (w przeciwieństwie do Adriena, który od razu się w tym odnalazł). Jako Biedronka jest tylko zwinniejsza i sprawniejsza fizycznie, ale także o wiele bardziej pewna siebie. Marinette jednak nie zależy na tym, aby każdy ją podziwiał tylko dlatego, że jest Biedronką.
Adrien... Ach, ten Adrien. Jeśli byłabym nastolatką, to przyznaję, że sama bym na niego poleciała. Ale nie mam tu na myśli wyglądu zewnętrznego, ale fakt, że jest on po prostu... Miły. Miły i uprzejmy wobec każdego, nawet jeśli nie zawsze zasługuje na takie traktowanie - choć i potrafi być asertywny. Czy to wobec swojego ojca, który chce go "zamknąć w złotej klatce" (a tymczasem Adrienowi najbardziej w świecie zależy na tym, aby mieć przyjaciół. I to jest urocze), czy wobec Biedronki, która kilkukrotnie myliła się lub traktowała kogoś zbyt ostro. Przy tym widz współczuje mu właśnie, kiedy widzi, że jest on po prostu miłym i dobrze ułożonym gościem, któremu w życiu nie zawsze wychodzi i nie jest to jego wina. Takie postacie to zawsze kocham. I irytowały mnie komentarze, które mówiły, że Felix byłby lepszy, nawet jak jest zimny. I nieważne, że sami autorzy mówili, że uosabiałby wtedy oklepany schemat z anime. Dlaczego postać, która jest miła, musi być uważana za nudną? Zwłaszcza, że jako Czarny Kot ma sarkastyczne poczucie humoru, sypie grami słownymi i ogólnie jest zabawny i "ma to coś w sobie".
Również podoba mi się, że miłość Marinette to nie było zauroczenie od pierwszego wejrzenia, a najpierw musiała też się do niego przekonać. I to w piękny sposób. Czekam, jak to dalej się wszystko rozwinie.
Wracając do wątku Toei Animation, to po kilku wpadkach z ich animacją w 2D, uważam, że w CGI bardzo dobrze sobie radzą, czego dowodem jest film "Legend of Sanctuary", w którym animacja komputerowa stała na bardzo wysokim poziomie. Tak samo przy "Miraculum" nie mam zarzutów do animacji, postacie są ładne, a scenki, zwłaszcza sceny akcji superbohaterów, wypadają bardzo dynamicznie. Podobnie urzekła mnie muzyka, która z jednej strony pasuje do serialu młodzieżowego, ale z drugiej strony ma też piękne, spokojne utwory, jak "In the rain". Warto zaznaczyć, że muzyką zajmował się twórca pracujący przy Power Rangers.
Reasumując, "Miraculum" naprawdę poleciłabym starszym dzieciom, w wieku szkolnym, ale też i nastolatkom. Moim zdaniem serial przekazuje dobre wzorce, każda historia ma jakiś morał, a główni bohaterowie to postacie, z którymi można się utożsamiać i mogą być jakimś wzorem do naśladowania. Dla mnie oglądanie było też pewnym takim sentymentalnym westchnieniem - myślę, że zrozumie to ten, kto oglądał Sailor Moon, gdy był dzieckiem. "Miraculum" przedstawia całkiem podobną historię, choć bardzo uwspółcześnioną. Myślę, że jednak wielu przypadnie do gustu. A moja ocena to 9/10, czyli serial w swojej kategorii jest rewelacyjny. Zobaczymy, jak przetrwa próbę czasu, jak wypadnie sezon drugi oraz oczko w dół za pewną postać, o której nie chcę wiele mówić (bo myślę, że już i tak za dużo spoilerów tu było).
* Osobiście mi się to tłumaczenie nie podoba, ale wolałam być w swojej recenzji konsekwentna, skoro stosowałam nazwy z oficjalnego tłumaczenia. We francuskiej wersji jest to Papillon, czyli Motyl, a w angielskiej Hawkmoth, czyli dosłownie "Jastrzębioćma".
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz