poniedziałek, 15 czerwca 2015

E.L. James - Nowe oblicze Greya (2012)

UWAGA! Ta recenzja zawiera spoilery!

Nareszcie skończyłam książkę, która męczyła. Po prostu męczyła. Już nawet nie była na tyle kontrowersyjna, na tyle zła, żeby ją czytać z zapartym tchem, przy okazji śmiejąc się z tego, jak to coś jest kiepsko napisane. Była po prostu nudna, choć przy tej części zrozumiałam, co może się podobać fankom tej książki. Co nie znaczy, że ta rzecz, do której jeszcze wrócę, jest opisana w sposób dobry i wiarygodny. A wręcz przeciwnie. I nie oznacza to także, że autorka wystrzegała się błędów. Tych jest znowu cała masa. Niniejsza recenzja będzie również podsumowaniem całej trylogii.
Źródło: upolujebooka.pl

Trzecia część słynnego cyklu o związku Christiana Greya i Anastasii Steele rozpoczyna się opisem ich podróży poślubnej po Europie. Sielanka trwa w najlepsze, mimo wybuchów złości Christiana i kłótni o przysięgi małżeńskie (Ana powiedziała, że nie ślubowała mu posłuszeństwa). Okazuje się, że spokój młodego małżeństwa zakłóca kolejny raz osoba, która z jakiegoś powodu prześladuje Anę. Wkrótce okazuje się, że to jej były szef, który się na niej mści.

Muszę powiedzieć, że całość jest po prostu bardzo słaba. Z tym, że nawet nie jestem w stanie do końca określić, która z książek jest najsłabsza. Czy pierwsza, którą czyta się szybko, ale jest tak koszmarna stylistycznie, że nie wiadomo, czy śmiać się, czy płakać? Czy pozostałe dwie, które wieją nudą i od czasu do czasu dorzucają jakieś kontrowersyjne rzeczy, które powodowały u mnie wściekłość? Przy trzeciej części wiem jedno: zrozumiałam, o co chodzi fankom. Trzecia część ma bowiem przesłanie pt. "Każdy może się zmienić pod wpływem miłości, nawet najgorszy drań." Z tym, że... Takie rzeczy to chyba tylko w bajkach, niestety. Brak realizmu to chyba najgorszy z grzechów tej książki, czy nawet całej trylogii.

I nawet nie mówię o stereotypach w stylu "kobieta zawsze poleci na kasę", czy "kobieta będzie do końca życia z draniem, choćby nie wiem, co", ale o tym, że po pierwsze - dlaczego fankom książki Christian Grey nie kojarzy się z patologią ani z osobą toksyczną, która powinna siedzieć w więzieniu za przemoc psychiczną? Bo właśnie dlatego, że Christian jest obrzydliwie bogaty, a patologia kojarzy się z biedą. Do tego dochodzą smutne stereotypy i przekonania fanek, z którymi miałam okazję się spotkać - np. takie, że dziewczyny te nie wierzyły, że w książce jest scena gwałtu. Bo jest - w końcu każdy seks bez zgody drugiej osoby, czy czynności dokonywane wbrew jej woli są gwałtem. Widać przy tym, jak w naszym społeczeństwie panuje chore przekonanie, że gwałty się nie zdarzają w małżeństwie, a raczej się kojarzą ze zbirem w ciemnej uliczce, który atakuje. A co gorsza, bohaterka nic z tym nie robi. Niby Ana twierdzi, że nie leci na pieniądze, ale jednak przyczyną niemal wszystkich przykrych zajść są właśnie one, plus do tego chęć całkowitej kontroli Christiana nad tym całym życiem i otoczeniem.

I tu wyłażą kolejne problemy - lenistwo i słaby research. Lenistwo - bo łatwo jest opisać świat bogatych ludzi, którzy jeżdżą gdzie chcą, pracują właściwie po to, żeby nie siedzieć w domu po prostu, stać ich na wszystko, czego pragną. Takie rzeczy pisze się bardzo łatwo, gorzej, jakby się zastanowić, gdyby para musiała zaczynać wszystko od zera, wiązać koniec z końcem, itd. Poprzez słaby research mam na myśli głównie "brytyjskość" książki. Akcja toczy się w Stanach Zjednoczonych, a znowu - Grey lubi samochody popularne w Europie, jak Audi, czy Saab, ma także krytyczny stosunek do posiadania broni, co jest raczej dość niezwykłe w przypadku człowieka bogatego w USA.

Leży także przy tym psychologia postaci, której zwyczajnie nie ma. Christian Grey objawia się jako człowiek, który chce kontrolować wszystko - i w życiu zawodowym i w prywatnym. Przy tym... Często jest jednak tak, że wysoko postawieni kierownicy, dyrektorzy właśnie potrzebują odreagowania poprzez dość nietypowe rozrywki, a także czytałam o tym, że często bawią się w oni właśnie w BDSM, ale w roli uległego. Więc kiedy ten człowiek ma odpocząć? Ana natomiast przez cały cykl powieści nie zmienia się ani trochę. Ma 22 lata, w jej życiu w ciągu raptem kilku miesięcy zachodzi wiele zmian, a ona jakby niczego się nie uczy, jest wciąż naiwna, momentami aż zbyt łatwowierna i ostrożna. Nie rozumiem, co kierowało Greyem, że zakochał się w kimś takim. To właśnie jest typowy grzech fanfiction - tworzenie bohaterki pozornie przeciętnej, ale przy tym ubóstwianej z jakiegoś niewiadomego powodu przez mężczyznę jak ze snu. Najbardziej chyba dobiła mnie scena, w której poinformowała swojego męża o ciąży, a ten się wściekł (również niezrozumiałe, w końcu są małżeństwem, mają pieniądze, co stoi na przeszkodzie?), natomiast Ana zaczęła go... Przepraszać za to, że zaszła w ciążę. W pewnym momencie miałam nadzieję na jakąś poprawę, kiedy Anastasia stanowczo mówi o tym, co sądzi o reakcji męża, staje się twarda i obstawia na swoim. Ale to trwa tylko przez chwilę, niestety...

W książce jest wiele sytuacji, które kwalifikują się pod definicję toksycznego związku: chorobliwa zazdrość, obwinianie ofiary, nieufność, ciągła kontrola nad tym, co robi, gdzie wychodzi, z kim rozmawia. Nie wiem, jak nie uważam, żeby coś takiego było objawem romantyzmu i troski, a raczej sygnałem do zastanowienia się, czy warto z kimś takim być. Nie mówiąc o scenie gwałtu.

Całość nie prezentuje się również najlepiej także poprzez ckliwe zakończenie. Miała być pikantna opowieść o związku z elementami BDSM, zakończyło się to natomiast jak romans, aż chciało się dodać "i żyli długo i szczęśliwie, uprawiając ostry seks". Tak, Christian i Ana stają się małżeństwem, książka kończy się w momencie, kiedy spodziewają się drugiego dziecka. Tylko tyle i aż tyle. Nie rozumiem, co w tym przełomowego, a już na pewno nie pokazuje to dobrze BDSM.

Całą trylogię uważam za książki, które mogą być szkodliwe, a na pewno za takie, które nie są odpowiednie dla dziewczyn w wieku 15-16 lat. Kreują one bowiem zły obraz związku, romantyzując toksyczną relację i przedstawiając ją w dobrym świetle, na zasadzie "on na pewno się zmieni". Nie, nie zmieni się, wystarczy poczytać opowieści o ofiarach przemocy domowej. Takich Christianów Greyów mamy w naszym środowisku od groma, tylko oni są bohaterami gazet, a nie książek. I nie są po prostu bogaci. Książki pokazują kobiety jako istoty słabe, które powinny się podporządkować facetom, inaczej nie dadzą sobie rady w życiu. Poza tym przedstawiają BDSM w bardzo złym świetle i generalnie to, co jest pokazane w książce, nie jest BDSM, które ma zasady, że jest bezpieczne i dzieje się za zgodą obojga partnerów (takich zasad jest więcej, wystarczy pogrzebać, by się przekonać). Książki te mogą być szkodliwe, ale nie muszą - bo raczej sądzę, że sporo ludzi jest w stanie zdystansować się do tej (kiepskiej) fikcji.

Mimo to, druga i trzecia część są lepsze stylistycznie, acz wciąż przede wszystkim wieją nudą, poza tymi momentami pokazującymi to, jaki Christian potrafi być. Wtedy to naprawdę byłam zła. Nie polecam tych książek nikomu, raczej czytałam je po to, aby ludzi ostrzegać, a nie zachęcać. Nie dość, że promują szkodliwy obraz związku, to są zwyczajnie słabe i nudne. Dlatego zarówno całość, jak i trzecia część trylogii o Greyu otrzymuje ode mnie ocenę 3/10, czyli słaba. Podnoszę ocenę ze względu na poprawę języka. Ale tak to... Nie ruszać tego wcale. Ani to romantyczne, ani dobre, ani ciekawe. Po prostu powinno zaginąć w odmętach kiepskiej literatury, a nie zostać wypromowane.

PS. Wiem o tym, że pani James pisze książkę o tych samych wydarzeniach z perspektywy Greya. Nie wiem, czy zdecyduję się na przeczytanie, choć końcówka trzeciej części sprawia, że nie dziwi mnie taka zagrywka - ostatnim rozdziałem są bowiem opisane początkowe wydarzenia właśnie z perspektywy Greya. Wulgarny język narratora jednak mnie nie zachęca do czytania...
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

6 komentarzy :

  1. No, nic dodać nic ująć. Podziwiam, że przez to przebrnęłaś, ja nie dałam rady i skończyło się na kartkowaniu.
    Irytujące jest to całe "utrwalanie stereotypu", o którym piszesz, bo i ten stereotyp pt. "laska leci na kasę i na drania, bo laski lubią skurczysynów, którzy je biją" wyłazi niemal z każdego kąta polskiego internetu. Dość poczytać komentarze na poczytnych portalach z gatunku "żartobliwych".
    Jeśli chodzi o tę trylogię, największą zagadkę stanowi dla mnie to, jak ona zdobyła status bestsellera. Nie chodzi mi o ewentualny brak gustu tak zwanego przeciętnego czytelnika (przecież status bestsellera mają też naprawdę dobre książki), ale o to, jak udało się napędzić machinę reklamową. Ten wpis z forum, na który się powoływałam w swoim wpisie, sporo wyjaśnił, ale jednak nie wszystko. Nie zastanawiałabym się nad tym aż tak, gdyby chodziło o książkę amerykańską - w Stanach rynek wydawniczy funkcjonuje inaczej, tam chyba każdy może wydać książkę, jeśli ma pieniądze. A w UK chyba aż tak łatwo nie jest. Chyba...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, widzisz, właśnie na swoim profilu dostałam komentarz, że jakby usunąć wątki erotyczne, to byłaby z tego fajna, romantyczna historia. Przy czym się starałam wykazać w tekście, że nie. I nie mam na myśli tego, że to seks jest tym elementem złym, czy nieromantycznym. Ręce opadają i ciężko to wykorzenić ze świadomości ludzkiej, na to wygląda.
      Mnie też to zadziwia. Mi się wydaje, że po prostu dużo do powiedzenia miały znajomości w przypadku pani James. Inaczej by każde wydawnictwo ją wyrzuciło z tym czymś.

      Usuń
    2. Eee, serio? Romantyczna historia, w której on włazi jej nieproszony do domu, namierza jej komórkę i kupuje firmę, w której ona pracuje? Ogólnie łazi za nią, wpada na nią i tak dalej... jak ostatnio sprawdzałam, to się nazywało "stalking", i kwalifikowało jako przestępstwo.
      Może i ciężko to wykorzenić, bo i od lat społeczeństwo powtarzało dziewczynkom, żeby nie biegać za chłopakami, że to oni mają biegać i że zakochany zrobi dla ciebie wszystko...

      Usuń
    3. No cóż, na szczęście uświadomiłam tę osobę, że to nie jest do końca tak, jak chciałaby widzieć. Bo i właśnie mam wrażenie, że fanki książek sobie wiele rzeczy dopowiedziały, podkreślając to, że Grey potrafił być opiekuńczy (bo potrafił, ale przeradzało się to w coś niezdrowego), a przymykają oko na te złe rzeczy, jak chociażby gwałt. Do tego dochodzi ten stereotyp, że przecież gwałt nie może być zadany przez męża czy bliską osobę, podczas gdy prawda jest dokładnie inna.
      I jeszcze to powtarzanie, że jak chłopiec zaczepia, to znaczy, że lubi. Nawet jeśli mała dziewczynka nie życzy sobie ciągania za warkocze czy dokuczania. I do tego to wmawianie dziewczynkom, że to nieładnie mówić "nie". Książki pani James właśnie skutecznie utrwalają te stereotypy.
      Co do marketingu, myślę, że na sukces wpłynęło też to, że książka opowiada o USA, a nie o Anglii, więc łatwiej było ją sprzedać w Stanach (a jednak to jest największy rynek wydawniczy na świecie, w Europie największym takim rynkiem jest bodajże rynek niemiecki). Do tego to usilne promowanie gadżetów i innych pierdół, a także sama kontrowersja - jedni uwielbiają tę książkę, inni nienawidzą. I to chyba jest przepis na sukces.

      Usuń
    4. Tyle dobrego.
      Może i sam marketing doprowadził do tego, że dużo osób postrzega tę książkę tak a nie inaczej? I druga rzecz, która mi się nasunęła: ile osób spośród zachwycających się Greyem, przeczytało wcześniej inne dłuższe opowiadanie o seksie? Bo i masa krytykujących Greya znała wcześniej fanfiki i/lub tanie pieprzne romanse z Amazona. Masa fanfików z rodzaju PWP przebuja Greya nawet samym stylem, także jeśli ktoś grzebał wcześniej po ff.net czy AO3, miał doskonałe porównanie. A jeśli czytelnik nie był zaznajomiony z tak szczegółowo opisaną erotyką, mógł się zachłysnąć.
      Heh, no właśnie, a jak to pisała Kiciputek? 80% gwałtów jest udziałem osoby bliskiej?
      BLACKBERRY (XD).
      Serio, można by w ten sposób zagrać w pijackie bingo: pij za każdym razem, gdy w książce pada nazwa (i tu wstaw nazwę).

      Usuń
  2. Ale przecież są ludzie, również kobiety, z fetyszem gwałtu, zmieniającego się brutala i tak dalej, ale mający świadomość, że IRL takie rzeczy są szkodliwe. Więc ci ludzie przeżywają te swoje fantazje w fikcji, a na zewnątrz funkcjonują często w całkiem normalnych związkach. Sama mam kilka femdomowych hentajów na dysku, ale w życiu nie przyszłoby mi do głowy wprowadzać tego w życie. Ba, mam znajomego, który fapie między innymi do kobiet gwałcących mężczyzn, ale to nie znaczy, że chciałby być bity i wykorzystany :)

    Jedynym "zagrożeniem" jakie w tych książkach widzę jest właśnie dawanie ich osobom zbyt młodym, bo nastolatki często jeszcze nie rozumieją siebie i innych na tyle, żeby widzieć, że takie związki powinny zostać tylko w fikcji. O czym zresztą sama wspomniałaś.

    Ale jako fapmateriał dla dorosłych Greye chyba się dobrze sprawdzają - to akurat nie moje fetysze, ale sprzedaż świadczy na ich korzyść.

    Kilka lat temu pojawiło się jedno anime, nastolatkowy romans, w którym główny bohater jest trochę dziki, więc w pierwszym odcinku bije, grozi gwałtem i oblewa colą główną bohaterkę. Byłam jedną z oburzonych, aż przeczytałam na jednym blogu, że co z tego, to fantazje, a widzowie nie są aż tak głupi, żeby myśleć, że tak się powinno robić. I w sumie to prawda, bo mimo mojej mizantropii, chcę wierzyć, że większość ludzi zdaje sobie sprawę, że ładny chłopiec grożący gwałtem czy bogaty przystojniak stalkujący bohaterkę wyglądają fajnie w bajce/książce/komiksie/grze, ale w prawdziwym życiu się tak nie robi, a jak ktoś robi to się zgłasza na policji :)

    Więc no, dzięki za przeczytanie i zrecenzowanie tej serii do końca, dzięki czemu ja nie muszę, ale moim zdaniem trochę przeceniasz jej wpływ na czytelników :)

    OdpowiedzUsuń