piątek, 30 września 2016

Trzecie urodziny bloga!

Oczywiście przegapiłam ten moment. Trzecie urodziny bloga były wczoraj. Ale obiecałam sobie, że napiszę krótki post. Będzie to post głównie z podziękowaniami za te trzy lata. A także zrobię małe podsumowanie. Nie myślcie, że to koniec, przygody z blogowaniem raczej kończyć nie zamierzam, ale doszłam do ciekawych wniosków, z którymi chciałabym się tutaj podzielić.

Kwiatki to w ramach podziękowań są ;)

Dlaczego blogujesz? Jak to się zaczęło?

Wcześniej zaczęłam przygodę z blogiem "Krytycznym okiem młodego socjologa", na którym udzielam się trochę rzadziej, ale staram się coś pisać o sprawach społecznych, bądź też wyjaśniać pewne kwestie, które często ludzie rozumieją bardzo potocznie, zdroworozsądkowo, a nierzadko prawda wygląda trochę inaczej. Przyznaję, że blog z recenzjami miałam w głowie, gdy na swoim deviantarcie (który leży zakurzony) w journalu dawałam coraz częściej recenzje tego co przeczytałam lub obejrzałam. Krótsze lub też dłuższe. Dlatego postanowiłam jednak prowadzić takie recenzje w jednym miejscu. Oczywiście zamierzenia swoje, a życie swoje...

Co się przez ten czas zmieniło?

Przede wszystkim całkiem niedawno pisałam o tym, że zmieniłam skórkę bloga. Trochę jednak do tej pory mi wstyd, że zajęło mi to tyle czasu, a na samym blogu wisiała skórka pochodząca z domyślnych formatów bloggera. Ale myślę, że póki co nie mam się czego wstydzić - ta skórka się nie sypie, wygląda całkiem nieźle, także na urządzeniach mobilnych.

W międzyczasie powstało trochę postów, które nie są typowymi recenzjami - krótsze lub dłuższe, poradniki, taki "przegląd" pewnych filmów, czy wpisy na temat prawa autorskiego. W najbliższym czasie planuję kolejny taki wpis, który jest raczej przeglądem tematycznym, aniżeli typową recenzją. Planowałam też coś podobnego (a to z racji tego, że wkrótce napiszę tekst o drugim sezonie Boeibu!), ale jednak doszłam do wniosku, że pisałabym w nim oczywistości.

Oczywiście po drodze mam kilka zaległości, które mam nadzieję, że szybko nadrobię. Zwłaszcza, że zbliża się też mój wypad do kina na "Ostatnią Rodzinę".

Zaskoczenia?

Zaskakuje mnie popularność niektórych wpisów, przy których raczej nie zakładałam, że będą popularne. Które to? Można zobaczyć je na pasku po prawej stronie bloga. Od pewnego czasu króluje tutaj recenzja "Miraculum", która ma najwięcej wyświetleń. Nie wiem, być może to dlatego, że mój tekst pokrył się z polską premierą? Bo oglądałam odcinki z angielskimi napisami, a wersja polska dopiero jakoś wyszła - akurat wtedy, gdy zakończył się pierwszy sezon. Zadziwia mnie też "Silmarillion", choć z drugiej strony - jest to dość długi i chyba wyczerpujący tekst.

Dalsze plany, marzenia?

Wytrwać jak najdłużej! To chyba przede wszystkim. Nie sądzę, że bloga będę prowadzić całe swoje życie, ale postaram się, aby to było jak najdłużej. No i przede wszystkim - nawet jeśli zaprzestanę tej działalności, to chciałabym go pozostawić - chociażby dla potomnych. Z takich nieśmiałych marzeń - nie oczekuję wielkiej popularności także na fanpage'u - jednak tysiące fanów trochę by mnie przytłoczyły - raczej chciałabym większej aktywności na samym blogu.

No i po cichu marzy mi się, że ktoś zerknie na tę zakładkę "współpraca" i dostanę dary losu... Bo byłoby to bardzo miłe. Blog jako źródło dochodu? Raczej nieosiągalne i raczej odpada. Jest mi w sumie dobrze z tym, co mam. :)

Jakiegoś konkursu nie szykuję, bo i niespecjalnie mam pomysł. Chciałabym po prostu każdemu podziękować chociażby za to, że lajkuje mojego fanpage'a i regularnie tutaj zagląda. A przede wszystkim podziękować tym kilku osobom, które są ze mną tutaj od początku. Myślę, że gdyby nie one, to już dawno bym sobie dała spokój.

Dlatego raz jeszcze: DZIĘKUJĘ! I oby kolejne trzy lata były jeszcze lepsze dla bloga.

Share:

środa, 21 września 2016

Noir (2001)

Gdyby ktoś kazał mi wskazać, z jakich lat lubię najbardziej anime, to zdecydowanie wskazałabym końcówkę lat 90. (m.in. Neon Genesis Evangelion), ale też i początek XXI wieku jako te najlepsze lata anime. Kochałam kreskę z tamtych lat oraz tytuły bardzo ciekawe fabularnie. Nie znaczy to, że nie lubię tytułów współczesnych, ale jednak sentyment pozostaje. A część z tytułów dopiero poznaję, a to z racji tego, że był to też taki okres, kiedy anime przestało lecieć regularnie w powszechnie dostępnej telewizji, ale jeszcze nie miałam Internetu. I kolejny taki tytuł, który chyba docenia się z czasem, to "Noir".

Główne bohaterki anime, Kirika i Mireille. Źródło: nerdsociety.com

"Noir" to pseudonim płatnej zabójczyni, Mireille Bouquet, z pochodzenia Korsykanki, obecnie mieszkającej w Paryżu. Niezawodna, przyjmuje swoje zlecenia głównie mailowo. I właśnie tą drogą otrzymuje tajemniczą wiadomość od pewnej Japonki, Kiriki Yuumury, która chciałaby się z nią spotkać. Mireille zignorowałaby wiadomość, gdyby nie dołączona do niej melodyjka, która przypomina jej melodię graną przez zegarek ojca. Na miejscu okazuje się, że Kirika jest również płatnym mordercą, lecz ma zaniki pamięci i tak naprawdę nie zna swojej prawdziwej tożsamości. Młoda Japonka uważa, że dzięki Mireille może dowiedzieć się czegoś o sobie, a Korsykanka sądzi, że właśnie dzięki Kirice rozwiąże zagadkę śmierci swoich rodziców. Od tej pory obie współpracują pod kryptonimem "Noir".

Przede wszystkim "Noir" to anime, które klimatem w ogóle nie przypomina swojego gatunku. Nie znajdziemy w nim typowych schematów występujących w japońskich animacjach, nie jest krzykliwe, nie ma tu mocy nadprzyrodzonych (choć jest dużo tajemnic). Chyba dlatego Noir zyskało dużą popularność w Europie - we Francji, w Niemczech. To anime ma raczej sposób narracji typowy dla zachodnich produkcji, zwłaszcza tych europejskich. Nawet podziwiając opening można dostrzec (a raczej usłyszeć), że melodia przypomina bardziej muzykę filmową z Zachodu, a nie klasyczny j-pop lub j-rock. W samym openingu mamy nawet nawiązanie do zachpdniej sztuki (a konkretnie do baletu). Dlatego też uważam, że ten serial mogą śmiało obejrzeć osoby, które nawet nie lubią anime. Mogą się miło zaskoczyć, jak ta produkcja jest łatwa w odbiorze dla Europejczyka.

Jeśli mowa o balecie, to na szczególne uznanie zasługuje muzyka w Noir. Chyba jeszcze nie spotkałam się z anime, w którym muzyka tak zapadalaby w pamięć. Aż z chęcią zakupilabym soundtrack do Noir, jeśli tylko byłaby taka możliwość. Niezwykłe połączenie muzyki klasycznej, operowej z techno oraz muzyką elektroniczną idealnie wkomponowuje się zwłaszcza w sceny walk głównych bohaterek. Szczególnie w pamięć zapadają utwory występujące niemalże w każdym odcinku: włoskie "Canta per me", utrzymane w klimacie operowym oraz "Salva nos", połączenie muzyki klasycznej z muzyką nowoczesną. W pamięć zapada nawet nostalgiczna melodia z zegarka ojca Mireille. Jeśli ktoś nie jest dalej przekonany fo samego serialu, to polecam z czystym sumieniem muzykę.

Większość odcinków to raczej jednorazowe epizody, do których nie ma w żaden sposób nawiązania w późniejszych, najważniejszych odcinkach. Mimo to każdy epizod czemuś służy - a to dowiadujemy się czegoś o przeszłości bohaterek, a to poznajemy ich cechy charakteru lub słabości. Niektóre z odcinków nawiązują nawet do klasyki literatury. Szczególnie zapadł mi w pamięć odcinek opowiadający o dawnym oficerze KGB, który próbuje odkupić swoje winy z przeszłości. Nawiązanie do dzieł Dostojewskiego mamy tutaj nawet poprzez imię kota, który występuje w tym odcinku. W każdym odcinku świetne są również sceny walk (nierzadko są one momentem kulminacyjnym odcinka). Każdy z odcinków niesie też ze sobą jakieś przesłanie. Dzięki temu chce się aż kibicować głównym bohaterkom, które bądź co bądź popełniają straszne zbrodnie.

Mireille i Kirika to świetnie napisane kobiece postacie. Znamienne w tym serialu jest właśnie to, że właściwie żadna postać męska nie zapada w pamięć, ani nie jest dobrze rozpisana. Czyli mamy do czynienia z przypadłością, która w popkulturze dotyczy właśnie kobiet. Jest to całkiem miła odmiana. Główne bohaterki to dwa przeciwieństwa - Mireille jest starsza, bardziej doświadczona, posiada też dużą wiedzę (wypomina ona również Kirice, że jest słabo wykształcona), a przy tym rozsadna - choć ma również swoje lęki i tajemnice. Nie ukrywam, że lubię bohaterki takie, jak Mireille - z ciekawą historią, nie dające sobie dmuchać w kaszę, ale przy tym z wiarygodnymi wadami. Kirika to jej przeciwieństwo - cicha, zamknięta w sobie, ale ufajaca Mireille (która jest dla niej jak starsza siostra) i świetnie wykonująca swoją robotę. To dzięki Mireille zaczyna ona również się zastanawiać nad kwestiami moralnymi swoich czynów. Najlepsze jest jednak w tych bohaterkach (i ich relacjach) to, że są one napisane bez zbędnego fanserwisu - więc równie dobrze można interpretować ich relacje jako miłość.

Wadą może się okazać jak dla mnie przewidywalnosc pewnych wątków (nie zdradzę jednak jakich, bo to spoiler) oraz to, że natrafiłam na trochę niechlujne tłumaczenie, objawiajace się głównie tym, że pewne imiona zostały z transliteracja angielską, jak np. książę Muishkin, zamiast książę Myszkin. Trochę mi to przeszkadzało, choć innym nie musi.

Polecam Noir każdemu milosnikowi anime, ale nie tylko. Myślę, że będzie to ciekawy tytuł również dla tych, co lubią sensację, dobry kryminał, jak i ciekawe tajemnice. Sądzę, że także ci ceniący dobrą muzykę również nie będą zawiedzeni. Moja ocena to 9/10, czyli rewelacyjne (oczko w dół za wady, o których wspominałam). Absolutne "must see".

Share:

sobota, 10 września 2016

Kącik mangowy #3

Jestem już po powrocie z wycieczki do Pragi, mamy weekend, więc mogę się na spokojnie zająć pisaniem tekstów. Pierwszym z nim będzie coś, z czym jestem całkowicie "na świeżo". Już tydzień temu dowiedziałam się, że mangi są gotowe do odbioru z paczkomatu, więc w poniedziałek po nie pognałam. Nie wszystkie przeczytałam od razu, ale sprawiło mi to ogromną radość. Tak więc zacznę po kolei.

Mangi ułożone nawet w kolejności przeczytania. I tak będą omawiane.

One Punch Man #4

Źródło: inuki.pl
Szybko idzie to wydawanie mangi, która jest parodią wszelkich dzieł o superbohaterach. Jak tak dalej pójdzie, to dość łatwo dogonimy wydanie japońskie. Co tym razem spotyka Saitamę i jego przyjaciół?

Saitama jakimś cudem utrzymuje się w rankingu superbohaterów, choć po cichu marzy mu się sława Genosa, swojego ucznia. Wkrótce natrafia na niesamowitą okazję - Ziemi zagraża potężny meteoryt. Sam Genos wraz z innymi superbohaterami z klasy S nie mogą sobie z nim poradzić. Tymczasem Saitama rozbija meteoryt, jednak ma to swoje nieprzewidziane konsekwencje... W drugiej części tomiku spotykamy nowych wrogów - niejakich Morzan, potworów morskich atakujących kolejne miasto. 

Co tu dużo mówić - wydanie jest bardzo ładne, manga jest większego formatu, a i do ciekawostek należy to, co kiedyś zobaczyłam w jednym filmiku i najwyraźniej ma to potwierdzenie w kolejnych filmikach - obwoluta zawiera "trójwymiarowe" rysunki, tym razem rozkładając zakładkę pod kątem prostym widzimy Saitamę, który pływa sobie w morzu. W poprzednim tomie był tak pokazany dach budynku, schody, itd. Niby drobnostka, ale efektownie to wygląda. Kreska jest naprawdę dopracowana, a jednocześnie zachowuje coś z klimatu oryginalnej mangi internetowej. 

Oczywiście Paweł Dybała jak zawsze spisuje się tu na medal, jeśli chodzi o tłumaczenie. Momentami jest ono wręcz mistrzowskie, i nie mówię tu o takich rzeczach pisanymi drobnym druczkiem, ale także świetnym wykorzystaniem internetowych memów, czego przykład podałam na swoim fanpage'u ("Jebło, to jebło, na chuj drążyć temat", jeśli dobrze pamiętam, w oryginale był to dość nijaki tekst). Wiem, że trochę osób było ciekawych, jak zostanie przetłumaczone imię jednego z bohaterów - w oryginale "Puri-Puri-Prisoner". Tutaj dostaliśmy "Pysio-Pasia", które w sumie jest dobrym tłumaczeniem, oddającym charakter bohatera - jest on przede wszystkim stereotypowym gejem, który siedzi w więzieniu. Tu dodam, że w mandze pojawiły się właśnie scenki, które pominięto, ze względu na dość brutalny charakter, w anime. 

Jedyne, czego mogę się przyczepić, to właśnie wspomniany Pysio-Pasio, ale to raczej zarzut do autora, a nie do JPF-u. Po prostu jakoś nie bawi mnie wykorzystywanie cudzej orientacji seksualnej jako elementu komediowego, tym bardziej mówię "nie" przedstawieniu molestowania jako czegoś zabawnego. Może Japończyków to bawi, ja natomiast czuję się zniesmaczona. Na pocieszenie jednak dodam, że te aspekty są dość rzadko poruszane później przy tej postaci. Tak więc nie mogę się doczekać tomu piątego, tym bardziej, że bonus był tutaj dość krótki (a zwykle na podstawie bonusowych rozdziałów tworzone jest OVA). 

Kuroshitsuji #23

Źródło: sklep.waneko.pl

Ach te nieszczęsne Kuroshitsuji... I co ja mam począć z tą mangą? Jeden z moich ulubionych tytułów, ale mam wrażenie, że "coś się popsuło". Czy kupuję ją z przyzwyczajenia? I tak, i nie. Raczej po prostu chcę dotrwać do końca, skoro już tyle tomów za mną. Niemniej jednak uważam, że autorka ciągnie już ten tytuł mocno na siłę.

Tomik rozpoczyna się zupełnie nowym wątkiem. Niespodziewanie Edwarda Midforda, kuzyna Ciela, odwiedza dawny prefekt Weston College, Greenhill, który w poprzednich rozdziałach okazał się winny śmierci jednego z uczniów prestiżowej akademii. Greenhill zaprasza Edwarda do Sphere Music Hall, w którym spotyka się wielu ludzi bez względu na status społeczny czy wiek. Sława tego miejsca dociera do samej królowej, która prosi Ciela o dostarczenie informacji na temat Sphere Music Club. Tymczasem okazuje się, że Lizzy, która zaczęła przychodzić na spotkania z Edwardem, zostaje omamiona przez niejakiego Blavata, wróżbitę, i w związku z tym nie chce wracać do domu. Ciel postanawia zająć się tą sprawą.

Cóż mogę powiedzieć. O ile nigdy nie miałam zarzutów do grafiki czy tłumaczenia - i tak jest też tym razem - to jednak fabuła zaczyna powoli mnie rozczarowywać. Długo przymykałam oko na wrzucanie elementów typowo japońskich czy współczesnych do mangi, której akcja toczy się w wiktoriańskiej Anglii, ale coś a'la j-popowy boysband? Naprawdę? Boli to jak diabli, tak niesamowicie się gryzie, że nie wiem, jak przebrnę dalej ten arc. Po prostu liczę na to, że nie będzie on zbyt długi - bo już kilka rozdziałów pokazuje możliwe rozwiązanie - dość przewidywalne w dodatku. Mam nadzieję, że jednak się mylę.

Ale mimo tego jestem zdania, że autorka raczej powinna zmierzać ku końcowi, niż ciągnąć mangę na siłę - zwłaszcza, że mamy już 114 rozdziałów ukazanych wraz z tym tomikiem. Ale mam nadzieję, że z kolei nie zawiodę się styczniowym filmem animowanym, opartym o arc ze statkiem. 

Atak Tytanów #11

Źródło: mangarden.pl
Muszę tu się przyznać do tego, że jak dla mnie tu manga się robi coraz ciekawsza z prostego powodu - zaprzestałam czytać skanlacje w okolicach 50 rozdziału i stwierdziłam, że poczekam, aż dostaniemy wersję polską - zwłaszcza, że już mamy rozdziały, których akcja toczy się już po pierwszym sezonie anime i mam nadzieję, że zobaczymy te sceny w drugim sezonie (o ile taki powstanie).

Eren w końcu dowiaduje się prawdy o tym, kto kilka lat wcześniej sprawił, że jego miasto zaatakowali Tytani. Niestety, sprawcy nie chcą powiedzieć całej prawdy, a jedynie mówią chłopakowi o tym, że powinien pójść z nimi, wtedy się wszystkiego dowie. Eren nie ma innego wyboru, jak tylko się zgodzić. Tymczasem Mikasa, Armin oraz reszta oddziału Zwiadowców próbuje dopaść i odbić Erena. 

Jedyne, do czego się przyznam, i jedyne, o czym będę mówić tutaj, to fakt, że właściwie dzięki wydaniu polskiemu... Nieco bardziej rozumiem całą fabułę. Były owszem skanlacje, ale sam JPF pokazał, ile tracimy przez nie - skanlacje często coś skracały, tłumaczenie czasami też pozostawiało trochę do życzenia - a tutaj, przy oficjalnym tłumaczeniu mamy nawet konsultacje z terminologii wojskowej. Nie zmienia to wszystko faktu, że fabuła robi się coraz ciekawsza i choć dopiero połowa rozdziałów za nami (niedawno wyszedł osiemdziesiąty piąty), to jednak człowiek chce wiedzieć, co będzie dalej. To po prostu jedna z najlepszych mang ostatnich lat. No i ciągle mam nadzieję na sezon drugi anime.

To wszystko na dzisiaj. Jutro postaram się napisać recenzję genialnego anime, jakim jest Noir, a później - recenzję książkową. Wkrótce również zbliżają się trzecie urodziny bloga, więc wypatrujcie także wpisu urodzinowego. 

Share: