poniedziałek, 19 października 2015

R. Rowell - Fangirl (2013)

Tytuł mnie intrygował, od kiedy go tylko zobaczyłam. I miałam dość złe przeczucia, zwłaszcza, że pisałam pracę magisterską m.in. właśnie o tytułowych "fangirlach". Obaw miałam wiele - a to kolejna powieść z cyklu young adult, to raczej nie będzie nic ciekawego i odkrywczego, a to pewnie przerysuje wizerunek typowej "fangirl", a bo pewnie się skończy romansem... I powiem szczerze - książka mnie pozytywnie zaskoczyła. Wprawdzie część motywów sprawdziła się, jednakże jest to historia z cyklu "coś starego w nowej odsłonie". I chyba takie opowieści lubię najbardziej.
Źródło: rainbowrowell.com
Cath i Wren to dwie bliźniaczki, które mieszkały w Omaha razem z ojcem, który cierpi na chorobę dwubiegunową afektywną. Matka zostawiła je, gdy miały 8 lat. Teraz dorosłe bliźniaczki wybierają się na studia, jednakże po raz pierwszy w życiu decydują się pójść własnymi ścieżkami. Wren chce spróbować wszystkiego w swoim życiu, chce się bawić, imprezować, poznawać nowych ludzi. Cath pozostaje wierna starej pasji, niegdyś dzieloną z siostrą. Jako Magicath publikuje bowiem fanfiction do cyklu o Simonie Snow (cykl jest chyba sam w sobie nawiązaniem do Harry'ego Pottera), które jest niezwykle popularne w fandomie. Za cel dziewczyna stawia sobie napisanie fanfika przed publikacją ostatniej części cyklu. W międzyczasie Cath przeżywa rozterki związane z nowym etapem życia, a także poznaje coraz to nowych ludzi.

Książka ma w sobie bardzo dużo cech typowego "young adult fiction", jednakże przez długi czas obawiałam się, że prędzej czy później książka skupi się na romansie, a perypetie z nim związane będą się ciągnąć do końca. I... Może powiem otwarcie - w książce mamy wątek romansowy, jednakże jest on kompletnie inny od tego, czego się spodziewałam. Żeby dużo nie spoilerować - obiektem westchnień Cath staje się zupełnie ktoś inny, niż się spodziewałam początkowo, a i ten wątek zostaje bardzo ładnie poprowadzony, bowiem mamy sytuację podobną do tegorocznego anime "My love story" - pokazuje już daną parę będącą ze sobą i problemy związane z początkami związku. Duży plus należy się autorce również za to, że pokazuje wewnętrzne rozterki głównej bohaterki, które raczej nie są czymś na zasadzie "O Boże, dlaczego on mnie tak nie lubi, dlaczego nie możemy się dogadać", tylko dość wiarygodnie pokazują one osobę, dla której jest to raczej nowa sytuacja - a mianowicie pierwszy poważny związek i fakt, że nie bardzo ta osoba wie, jak się zachować.

Przede wszystkim jednak urzekło mnie w książce to, że raczej skupia się ona na wątku dorastania, wątku jakiegoś nowego etapu w życiu człowieka - wyprowadzka, podjęcie studiów, samodzielne życie. Niedawno sama przez to przechodziłam, więc domyślam się, że dla wielu ludzi jest to bardzo trudne. Studia to czas, kiedy możemy realizować swoje pasje, ale równocześnie musimy podejmować odpowiedzialność za własne decyzje. I wskutek tego powstają niejednokrotnie kryzysy, załamania, człowiek zaczyna się zastanawiać, czy dany wybór był słuszny, czy może lepiej zrezygnować, itd. Bardzo mi się podobał również wątek dość trudnych relacji rodzinnych - siostry chcą układać sobie życie na nowo - tyle tylko, że Wren chce spróbować czegoś nowego, a Cath boi się wyjść ze swojej bezpiecznej skorupy, nie rozumie też tego, czego ludzie mogą od niej oczekiwać.

Obawiałam się, że wizerunek pisarki fanfiction zostanie przesadzony. No, może autorka przesadziła w jednym - ponieważ osobiście nie kojarzę fanfika, który osiągnąłby niemalże większą sławę od oryginału (nie liczmy "50 twarzy", bowiem te zostały opublikowane jako oddzielna książka, nie jako fanfiction). A już na pewno nie z pierwowzoru, czyli z fandomu Harry'ego Pottera - jedyny fanfiction, który stał się niejako memem i legendą, jest "My immortal", lecz to ze względu na to, jak po prostu ten tekst był źle napisane pod kątem gramatyki, stylistyki oraz fabuły. Tymczasem w książce mamy do czynienia z pisarką fanfików, która w sieci jest sławą, lecz przy tym zachowuje pewną skromność i woli pozostać anonimowa - mimo faktu, że spotyka ludzi, którzy uwielbiają jej tekst i z niecierpliwością czekają na kolejny rozdział. Mimo wszystko główna bohaterka nie jest przerysowana, nie próbuje przekładać motywów fandomowych do prawdziwego życia, jej myśli nie zajmują tylko i wyłącznie bohaterowie jej fanfików.

Choć wszystkie postacie w większym lub w mniejszym stopniu dają się lubić, tak jednak muszę przyznać, że miałam problem z główną bohaterką - teoretycznie dziewczyna mądra, nieco nieśmiała, ale za to ma swoją pasję, zainteresowania. Z czasem jednak zaczęła mnie nieco drażnić jej histeria, zbyt emocjonalne reakcje (zwłaszcza na fakt, że matka chce odzyskać z nią kontakt), a także takie wieczne niezdecydowanie. Ale mimo wszystko bohaterka dorasta i z czasem się zmienia. I myślę, że to mi się najbardziej podoba.

Z gramatyki i stylistyki nie mam co się czepiać, właściwie to jest miły powrót do tego, co znane - do narracji w czasie przeszłym i w trzeciej osobie. Podoba mi się także motyw powieści w powieści, zwłaszcza, kiedy Cath cytuje własne fanfiki.

Myślę, że "Fangirl" to jednak nie jest pozycja dla każdego. Dla kogoś, kto nie jest zaznajomiony z fandomem dzieła kultury popularnej, może to być książka lekko niezrozumiała. Ale mimo wszystko zachowuje dobrą równowagę między wątkami dotyczącymi dorastania, problemów, z którymi borykają się młodzi ludzie na studiach, a pomiędzy tym światem fandomowym, światem pasji. Moim zdaniem jest to fajna i miła propozycja na taki jesienny weekend. Ode mnie ocena [mocne] 8/10, czyli bardzo dobra
Share:

sobota, 17 października 2015

Imigranci (2015)

Przyznaję, że odkąd w mediach pojawiły się doniesienia o kryzysie migracyjnym w Europie, to czekałam na film lub książkę, które poruszą taki problem. I właśnie niedługo w kinach pojawi się francuski film "Imigranci" - ja natomiast dzięki uprzejmości dystrybutora mogłam obejrzeć go w polskiej wersji. I także z racji wykształcenia lubię bardzo filmy, które poruszają problemy społeczne. A ten zrobił to moim zdaniem bardzo dobrze. Bo patrzy na problem oczami nie Europejczyków, a właśnie ludzi, których dotknął problem ucieczki z własnego kraju - z różnych powodów.
Źródło: filmweb.pl
Film "Imigranci" opowiada historię żołnierza ze Sri Lanki, bojownika Tamilskich Tygrysów, który ucieka nielegalnie do Francji wraz z pewną kobietą oraz małą dziewczynką. Cała trójka zaczyna udawać, że jest rodziną, dzięki czemu trafiają do lokalu socjalnego. Dheepan znajduje pracę jako dozorca, a dziewczynka, Illayal, trafia do szkoły, do klasy, w której będzie mogła nauczyć się języka i przystosować się do innej kultury, panującej w Indiach. Jedynie Yalini, która znajduje pracę jako sprzątaczka i opiekunka schorowanego mężczyzny, nie jest do końca zadowolona i marzy się jej wyjazd do kuzynki, która mieszka w Wielkiej Brytanii. Okazuje się, że Francja nie jest wcale rajem na ziemi, a za to zaczynają się pojawiać różne problemy.

Temat bardzo na czasie i widziany z perspektywy ludzi, których dotyczy problem migracji - nie zaś z perspektywy europejskiej (choć i ta jest ważna). Moim zdaniem film bardzo trafnie porusza problemy dotyczące imigrantów, a tych jest całe mnóstwo. Przede wszystkim urzekło mnie to, że nie jest to historia w stylu "przeszliśmy piekło, szliśmy kawał drogi, spotkało nas wiele nieszczęść, ale teraz będziemy żyli sobie długo i szczęśliwie". Tutaj teoretyczny happy end to właściwie dopiero początek opowieści. Szybko się przekonujemy, że pewne bariery są trudne lub wręcz niemożliwe do pokonania: bariera języka, brak zrozumienia obcej kultury, dostosowanie się do nowych warunków, wreszcie zdobycie zaufania miejscowych ludzi, a także zaufanie głównych bohaterów do nich - i chęć uwierzenia w to, że nie każdy napotkany człowiek jest zły i pragnie wykorzystać ich niewiedzę czy brak dostosowania się do nowych warunków.

Podoba mi się również koncept głównych bohaterów - wprawdzie oni tylko udają rodzinę po to, aby móc bezpiecznie zamieszkać we Francji, ale z czasem te relacje rzeczywiście się pogłębiają. Szybko okazuje się, że główni bohaterowie mają tylko siebie nawzajem w obcym kraju. Illayal dopiero uczy się języka, trudno jest jej zdobyć przyjaciół, nawet reaguje agresją. Dheepan, były żołnierz, musi nagle całkowicie zmienić zawód - zostaje dozorcą bloku, w którym mieszka, w dodatku różni ludzie proponują mu nie do końca uczciwe interesy. Zdaje się, że najtrudniej ma Yalini, która najsłabiej zna język, a w dodatku praca, którą ma, nie jest jakąś pracą jej marzeń. Nie rozumie także tutejszej kultury.

Film Jacquesa Audiarda łączy również bardzo dobrze wątki społeczne z obyczajowymi, miłosnymi, czy nawet sensacyjnymi - nic nie jest bowiem wplecione na siłę, ani nie przysłania głównego problemu i morału całego filmu. To, że z czasem główni bohaterowie się w sobie zakochują, zdaje się być dość oczywiste, jednak jest to pokazane w sposób, rzekłabym, naturalny i jest jednym z sympatyczniejszych wątków tego dramatycznego filmu.

Jedynie z wad mogę powiedzieć, że moim zdaniem film jest ciut za długi. Dziewięćdziesiąt minut spokojnie by wystarczyło na opowiedzenie całości. Ale i tak moim zdaniem film dobrze się ogląda. Nie przesadza z wątkami dramatycznymi, czy sensacyjnymi, a nawet jest w nim miejsce na artyzm.

Ogólnie film Jacquesa Audiarda mogę polecić każdemu. Temat jest bardzo chwytliwy, a film pokazuje całą sytuację imigrantów od tej drugiej strony. Polecam film szczególnie tym ludziom, którzy może nie wiedzą za wiele o imigrantach, którzy szukają czegoś, by się dowiedzieć, jak oni chcą przeżyć w Europie. Jednocześnie obrazek ten nie jest przecukrzony i pokazuje, że Europa nie jest rajem na ziemi, a i sami przybysze muszą się mierzyć z wieloma problemami, chociażby tymi dotyczącymi odmienności kulturowych. Jeśli ktoś się zastanawia, czy warto zobaczyć - ja mówię, że warto pójść do kina. Szczerze polecam, a film dostaje ode mnie mocne 8/10, czyli bardzo dobry.  
Share: