piątek, 28 listopada 2014

Igrzyska Śmierci: Kosogłos, część 1 (2014)

Ponad rok temu pisałam recenzję filmu "W pierścieniu ognia". Film był dobrze zrealizowany, żeby nie powiedzieć, że przebijał część pierwszą, która bez znajomości książki mogła się wydawać nieco nudna. Natomiast część druga była fabularnie i wizualnie zrealizowana w świetny sposób. Do tego film dorzucał coś od siebie, sceny, które ciężko było szukać w książce. Jednakże niestety o "Kosogłosie" nie mogę mówić w samych superlatywach. Nie jest to film zły, ale dobry też nie. Za specjalnie też nie spieszyło mi się do kina, zwłaszcza, kiedy dowiedziałam się, że ostatnia część trylogii będzie podzielona na pół, zgodnie z ostatnią modą panującą w kinie (Harry Potter, Zmierzch). Moim zdaniem to już nie wróżyło dobrze temu filmowi.
Źródło: filmweb.pl
Katniss po walce na arenie znajduje się w Dystrykcie 13, który (rzekomo zniszczony) przeniósł się do podziemia. Niestety, Peeta, Johanna i Annie są przetrzymywani w Kapitolu. Tymczasem prezydent Coin, przywódczyni Dystryktu 13, ma zadanie dla Katniss - ma ona stać się Kosogłosem, symbole rewolucji i bohaterką propagandowych filmów, które mają dotrzeć do ludzi w różnych dystryktach. Katniss niechętnie przystaje na owe warunki, lecz jej najważniejszym celem jest ocalenie Peety.

Może zacznę od tego, że książka "Kosogłos" różni się od pozostałych dwóch części. Mało w niej akcji, a więcej przemyśleń bohaterki, refleksji na temat jej życia, relacji z innymi. I chyba dlatego błędem było dzielenie filmu na dwie części. Po prostu fabularnie niewiele się w nim dzieje. Dużo scenek nie wnosi właściwie nic, a jedynie są takim dodatkiem, którego równie dobrze mogłoby nie być. Po drugie, podział filmu jest strasznie niekorzystny dla części postaci - sądzę, że nie trzeba czytać książki, czy być geniuszem, by domyśleć się, że za niektórymi bohaterami stoją nieczyste intencje. Jeszcze w dodatku mówienie o jedności, jednym głosie, budzi niemiłe skojarzenia. Od razu też możemy się domyśleć, że z Peetą dzieje się coś złego, a przez to reakcje ludzi z Dystryktu 13 są niezrozumiałe - czy naprawdę Katniss była jedną, jedyną osobą, która pomyślała, że Kapitol może zastraszyć czy szantażować Peetę?

Inne sytuacje są również dość chaotyczne, nawet jak na rewolucję. Bo niby rewolucja jest trochę sterowana odgórnie, w końcu Dystrykt 13 po to tworzy filmy propagandowe, ale jednak zachowania ludzi są niezaplanowane, bez żadnej strategii lub coś się dzieje za kulisami, a widz o tym nie wie (np. to, że dani ludzie mają plan, jak zniszczyć tamę czy zabić Strażników Pokoju).

W filmie "Kosogłos" również lepiej radzą sobie postacie drugoplanowe, niż pierwszoplanowe. Katniss jakby straciła zapał, Liam Hemsworth jak był drewniany, tak pozostał (w dodatku nie lubię Gale'a), a Julianne Moore jakoś nie jest przekonywująca w roli prezydent Coin (widać po niej, że od razu coś się święci, a w książce nie było to takie oczywiste). Sporym rozczarowaniem jest również Natalie Dormer jako Cressida, reżyserka filmów propagandowych. Jej postać nie ma zbyt wiele do pokazania. Za to film kradnie Elizabeth Banks jako Effie i Woody Harrelson jako Haymitch. Również Sam Claflin jako Finnick gra o wiele bardziej przekonywująco.

Nie można jednak powiedzieć, że wszystko w tym filmie jest złe. Świetna jest muzyka (do tej pory w głowie mi siedzi "Hanging Tree"), świetne są efekty specjalne (nie jest ich ani za dużo, ani za mało) oraz ogólnie strona wizualna (choć daleko jej do "W pierścieniu ognia", która była wręcz ucztą dla oczu). Dwie godziny mijają również dość szybko, choć jak wspomniałam - niepotrzebny jest ten podział i on zdaje się jest przyczyną wszystkich mankamentów w filmie.

Nie wiem jednak, komu mogłabym polecić ten film. Fani książki mogą czuć się zawiedzeni, że film kończy się w kiepskim momencie (bez spoilerów: brakuje jakiegoś cliffhangera), a z kolei osoby, które nie czytały książki, mogą poczuć, że film jest przewidywalny. Jest prawdopodobnie on taki "przejściowy". I jak wspominam, większości problemów dałoby się uniknąć, gdyby nie podział filmu. Chyba mogę go polecić tylko wielkim fanom. A ode mnie ta część dostaje ocenę 7/10, czyli jest dobry (jednak kilka ról, o których mówiłam i muzyka z efektami specjalnymi łagodzą moją ocenę).
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

4 komentarze :

  1. Twoje argumenty pokrywają się z tymi u Zwierza.
    Szczerze mówiąc po takiej recenzji raczej nie obejrzałabym tego filmu. Nie teraz, póki jest jeden. Jeśli miałabym po to sięgnąć, to dopiero, jak wyjdzie część druga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow, szybka odpowiedź jest szybka _^_ Serio, przydałyby się jakieś powiadomienia, nie tylko mailowe.
      Ale do rzeczy - tak, bo mam bardzo podobną opinię, w dodatku jej recenzja pozwoliła uporządkować moje myśli na temat tego filmu.
      I... To jest słuszna decyzja. Jeśli nie czytałaś książek, to raczej wiele nie tracisz. Zobaczymy, jaki będzie finał.

      Usuń
  2. Awww, a mi się ten film tak dobrze oglądało! Serio, rzadko kiedy byłam tak zadowolona, że siedzę w kinie i mogę oglądać film z serii, którą tak lubię (czyżby to już podchodziło pod guilty pleasure? xD).
    Mi się akurat pomysł podzielenia książki podoba - w drugiej części można się skupić na ostatniej akcji i końcówce, a wszelkiego rodzaju tło i przedstawienie postaci rewolucyjnych zostawiło się na tę część. Oczywiście, doskonale rozumiem, czemu ludzie nie są zachwyceni tym filmem - mi dawał jednak to co najbardziej lubię w rewolucjach: działania propagandowe, strategie, dwuznaczne sytuacje. Oczywiście, uproszczono taki ruch społeczny, ale wybaczam to, dokładniej jest to przedstawione książki, a tu się raczej kupy trzyma.
    Nie zgadzam się do tego, że ludzie nie pomyśleli o tym, że Peeta może być szantażowany - w pierwszym wywiadzie, gdzie ludzie na niego buczyli, wyglądał na bardzo zadowolonego ze swojej sytuacji i całkiem zaangażowanego w to co mówi, warto też pamiętać, że wcześniej kreował się na pupila kapitolu i rebelianci to pamiętają. Co do Coin - kurcze, czytałam też takie opinie, że tutaj ją wybielili, a w książce było widać, że coś się święci, więc to zależy od interpretacji xD (ja tam z natury nie ufam przywódcom rebelii..)
    To tak jak pisałam, rozumiem zarzuty ludzi, ale ich nie podzielam. Teraz czekam z niecierpliwością na zakończenie cyklu :D (które bardzo w książce lubiłam, a że ekranizacje spisują się dobrze, jestem o nie spokojna).

    Ps. Team Gale :<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wyznaję filozofię, że nie ma czegoś takiego jak guilty pleasure - po prostu coś lubisz i nie ma się czego wstydzić.
      Nie, ja nie dlatego jestem rozczarowana tym filmem - bo akurat mi się to podobało. Ale film nie pokazał nic ponad to, co mamy w książce. A sądząc po podziale, to sądziłam, że jakoś rozwiną pewne wątki, czy coś, a tu guzik. Chyba "Kosogłos" bardziej się sprawdza jako książka - niestety film nie ma już takiej "mocy".
      Ale wiesz, chodzi o to, że tu pokazali myślenie grupowe. I nie wierzę, że tylko Katniss pomyślała, że może być coś nie tak. Przy Coin to widać ewidentnie, że coś się święci.
      "Rozumiem zarzuty ludzi, ale ich nie podzielam" - i to podejście mi się podoba :)

      Usuń