niedziela, 4 maja 2014

R. Galbraith* - Wołanie kukułki (2013)

W trakcie podróży uwielbiam sobie umilać czas, czytając książki. Tak było i tym razem, podczas mojej wycieczki do Krakowa. Zachęcona recenzją koleżanki, a także ogólną aferą związaną z tą książką, postanowiłam się przekonać, o co tyle hałasu. Zwłaszcza, że od czasu przeczytania książki pana Musso interesują mnie wątki kryminalne. Dodatkowo fakt, że tak naprawdę pan Galbraith to nikt inny jak J.K. Rowling, sprawił, że byłam jeszcze bardziej ciekawa. I podobało mi się. Książkę przeczytałam w dwa dni, ogólnie mówiąc, dawkując ją sobie, żeby za szybko jej nie kończyć. A jest to trudne zadanie, bo cholernie wciąga.
Źródło: www.metrocafe.pl

W Londynie, pewnego zimowego i mroźnego wieczoru niespodziewanie znana supermodelka, Lula Landry (nazywana Kukułką) popełnia samobójstwo, skacząc z okna swojego mieszkania. W tę wersję nie wierzy jej przybrany brat, John Bristow, który kilka miesięcy zwraca się z prośbą o pomoc do detektywa Cormorana Strike'a, weterana wojennego, który stracił nogę w Afganistanie, a niedawno rozstał się z narzeczoną. Strike niechętnie się godzi na pomoc, ale robi to ze względu na to, że Charlie, przybrany brat Luli, był jego przyjacielem z dzieciństwa. Detektyw postanawia się dowiedzieć, czy faktycznie było to samobójstwo.

Co tu dużo mówić, jest to porządnie skonstruowany kryminał. Jest zagadka, jest mnogość postaci, zmylenie czytelnika (przez tyle postaci ciężko w zasadzie obstawić rozwiązanie) i niesamowity plot twist. Ale też mamy dwójkę fantastycznych bohaterów. Cormoran Strike z pewnością nie należy do ideałów - nie jest zbyt atrakcyjnym facetem, nie powodzi mu się w życiu, ma długi, do tego jest inwalidą wojennym i pali jak smok. Mamy też bohaterkę drugoplanową, która schodzi na dalszy plan, Robin - znacznie młodsza od Strike'a, piękna, mądra, właśnie próbuje znaleźć stałą pracę w Londynie, a wychodzi na to, że zatrzymuje się u Strike'a jako sekretarka i pomocniczka. Jak to stwierdziła moja koleżanka w swojej recenzji, która jest linkowana wyżej, Robin ma ciekawą rolę, ponieważ nie wie dużo więcej niż czytelnik, dzięki czemu można się z nią łatwo utożsamić. Generalnie jest dobrze nakreśloną bohaterką - nie ma jej za mało, ani za dużo. Ma konkretną rolę i z niej się idealnie wywiązuje.

Przyznaję, że nie wiem, na ile jest to fakt, że wiedziałam, że autorką książki jest tak naprawdę pani Rowling, a na ile jakieś rozpoznanie stylu pisania, ale jednak chyba nawet nie wiedząc, że autorem książki jest tak naprawdę kobieta, czułabym, że coś jest nie tak. Miałam bowiem okazję czytać książkę pana Musso i u niego widać inny styl - np. opisy postaci nie są tak dokładne, a bardziej się zagłębia w aspekty techniczne, a tutaj mamy trochę taki styl pani Rowling, ale bardziej zbliżony do "Trafnego wyboru", niż do Harry'ego Pottera. Mam na myśli jej słabość do bohaterów "po przejściach", zwłaszcza z ciężkim dzieciństwem, bądź adoptowanych. Do tego specyficzny język, oddanie wielu idiolektów (tu brawa dla tłumaczki, że dość kreatywnie podeszła do tłumaczenia, zwłaszcza przekleństw - jestem zdania, że mimo wszystko język angielski jest uboższy pod tym względem). Może lekko mnie zirytowało stereotypowe przedstawienie Polaków, ale jestem w stanie przymknąć na to oko.

Generalnie "Wołanie kukułki" to świetny kryminał, inteligentny, trzymający w napięciu, do tego skonstruowany tak, że chyba nawet najuważniejszy czytelnik na świecie nie jest w stanie przewidzieć zakończenia. A chyba głównie o to chodzi. Dlatego moja ocena to 8/10, czyli bardzo dobra

*Bo nawet jak wiadomo, że tak naprawdę to J.K. Rowling, to wciąż na okładce mamy pseudonim. 
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz