środa, 7 maja 2014

Imigrantka (2013)

Czyli ciąg dalszy relacji kulturalnej z Krakowa. Moja koleżanka postanowiła zabrać mnie do kina studyjnego, słynnego Kina Pod Baranami w Krakowie. Przyznaję, że nie miałam nigdy okazji być w typowym kinie studyjnym (w moim mieście są dwa, w tym jedno było swego czasu bardziej komercyjne, więc nie wiem, czy to się liczy). Kino zrobiło na mnie bardzo miłe wrażenie. Sala była kameralna, rzędy równe (bardziej jak w teatrze), mało reklam. Jednakże obejrzany przez nas film... No krótko mówiąc, nie zachwycił tak, jak bym tego oczekiwała. Kierowałyśmy się głównie znanymi nazwiskami w obsadzie. Jednak jak widać, obsada nie wystarczy, by film uznać za dobry. 
Źródło: filmweb.pl
Ale o czym jest "Imigrantka"? Akcja dzieje się w latach 20. XX wieku. Dwie siostry z Polski, Ewa i Magda, postanawiają szukać szczęścia i lepszego życia w Ameryce. Niestety, Magda zostaje zatrzymana z podejrzeniem gruźlicy na Ellis Island, a Ewa ma zostać deportowana, ponieważ ma opinię "niemoralnej kobiety". W dodatku w porcie nie pojawiają się wujek i ciotka, którzy mieli pomóc dziewczynom. Zamiast tego Ewa trafia do niejakiego Bruna Weissa, który prowadzi dom publiczny. Dziewczyna chce pomóc siostrze, więc godzi się na pracę jako prostytutka, choć to niezgodne z jej moralnością. Wkrótce na jej drodze pojawia się magik Orlando, kuzyn Bruna, który również chce jej pomóc.

Zacznę od tego, że miałam okazję przeczytać w "Polityce", że reżysera (notabene polskiego pochodzenia) interesowało głównie przedstawienie katolicyzmu i katolików w takich właśnie sytuacjach - w końcu Ewa staje się prostytutką, a przecież katolicyzm tego zabrania. I gdybym opierała się tylko na tym artykule, uznałabym, że film musi być interesujący. Niestety, nie jest tak do końca. Film bowiem ma mnóstwo wad. Pierwszą z nich, która mnie uderzyła, są kwestie polskie w filmie.

Niestety, choć Marion Cottilard jest aktorką dobrą, uznaną, to słabo ją nauczyli polskiego. Momentami nie rozumiałam, co mówi (bo np. niepotrzebnie zmiękczała głoski, gdzie nie trzeba tego robić). Jedynie polskie aktorki, jak Maja Wampuszyc, czy Dagmara Dominczyk mówiły dobrze po polsku. W przypadku Marion mogli sobie darować. Mogli po prostu zrobić film w całości po angielsku lub zatrudnić kogoś do dubbingu. Druga sprawa, bohaterka - bo w końcu o niej jest ten film - jest naiwna do szpiku kości, udaje niewinną i użala się nad sobą i swoim losem. Nie cierpię takich bohaterek. Ja wiem, że być może można powiedzieć, że "takie były czasy", że "kobiety były kiedyś inne", ale znam inne bohaterki z różnych epok, które nie dawały sobie w kaszę dmuchać, nie były zależne od drugiej osoby. Trzecia i chyba najgorsza i najbardziej szkodliwa rzecz - jest to strasznie stereotypowy obraz Polki - kobiety tylko na pozór wierzącej, takiej, która gna do kościoła, modli się (i to dużo), ale przy okazji kradnie i oddaje się obcym mężczyznom za marne pieniądze. Moim zdaniem z takim obrazem trzeba walczyć, a reżyser miał dość kiepską wizję. Chyba w jego zamyśle mieliśmy współczuć bohaterce, lecz tak nie jest - bo poza jednym momentem uważam, że sama sobie jest winna, w końcu przez swoją naiwność wpakowała się w bagno i zaczęła być prostytutką. Za to zaletami filmu są postacie męskie, czyli Bruno grany przez Joaquina Phoenixa i Orlando, grany przez Jeremy'ego Rennera. Zwłaszcza pierwszy z nich jest świetny - gra genialnie psychopatę, brutala, który dąży po trupach do celu, a także jest świetnym manipulatorem. Za to Phoenixowi należą się wszelkie nagrody. Bohater Rennera jest przeciwieństwem Bruna, jest człowiekiem bardzo sympatycznym, dobrym, pomocnym, ale nie naiwnym, lecz właśnie ciekawym. I chyba to są zalety filmu. Fabuła sama w sobie jest również dosyć przewidywalna (choć były momenty, które mnie zaskoczyły).

"Imigrantka" to dla mnie dowód, że filmami o Polakach nie powinni się zajmować obcokrajowcy. A jeśli już się za to biorą, niech robią porządny research. Bo miało wyjść coś ciekawego, piękna, melodramatyczna historia miłosna, a wyszło bardzo stereotypowo i miałam mieszane uczucia. Generalnie nie wróciłabym do tego filmu, gdyby ktoś mi proponował. Chyba stało się też najgorsze, co może się przytrafić opowiadanej historii - bowiem niewiele mnie obchodziły losy głównej bohaterki, niestety. To znaczy, że jest źle. Szkoda mi też obsady. I głównie ze względu na nią moja ocena to 6/10, czyli niezły
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz