Nie mam pojęcia, jak zacząć tę recenzję. Powiem wprost - od filmu, który dostaje Oscara za najlepszy film, oczekuję znacznie więcej, niż to, co tutaj dostałam. Obejrzałam kilka produkcji, które zostały nominowane, i szczerze, mam duże wrażenie, że w przypadku "Zniewolonego" wygrała poprawność polityczna, bo całość prezentuje się dość słabo, niestety. Wielkie rozczarowanie, choć ma swoje zalety. Choć wiele aspektów prezentuje się dość przyzwoicie, jak aktorstwo, zdjęcia, czy muzyka, to jednak leży najważniejszy składnik filmu: fabuła. Ale po kolei.
Źródło: filmweb.pl |
Żeby nie było: ja nie twierdzę, że takie filmy są niepotrzebne. Ja nie twierdzę, że problem rasizmu nie istniał, czy nie istnieje, wręcz przeciwnie, niewolnictwo to jedna ze wstydliwych kart historii Stanów Zjednoczonych. Co nie znaczy jednak, że nie mogło to zostać przedstawione w lepszy sposób. Przede wszystkim głównym mankamentem jest fabuła. Jeśli scenariusz leży, niestety, ale żadne inne aspekty nie uratują filmu czy serialu. Fabuła praktycznie składa się ze zlepku różnych scenek, które często są wtrącone... Dosyć przypadkowo i praktycznie nie ma wyjaśnienia, po co była dana scenka, czy po co są dane dłużyzny (np. scenka z Indianami, czy scenka, gdzie Solomon patrzy się w nicość przez prawie dwie minuty). Można przewidzieć niektóre wydarzenia, jak np. to, że niewolnica Patsy jest źle traktowana, ponieważ jest kochanką plantatora. Ale przede wszystkim razi mnie brak wyjaśnienia, jakim cudem Solomon zostaje porwany i sprzedany. Jakim prawem? Dlaczego nie mógł udowodnić tego, że jest wolnym człowiekiem?
Dostajemy jedynie taki zlepek scen, które szczątkowo informują nas o tym, co miało miejsce. Sprawia to, że film się dłuży i jest niemiłosiernie nudny. Dodatkowo innym problemem jest upływ czasu - w ogóle w filmie nie czuć, że minęło aż 12 lat. Bohaterowie się nie zmieniają ani fizycznie, ani psychicznie. Upływ czasu dopiero pokazuje nam ostatnia scena.
Dostajemy jedynie taki zlepek scen, które szczątkowo informują nas o tym, co miało miejsce. Sprawia to, że film się dłuży i jest niemiłosiernie nudny. Dodatkowo innym problemem jest upływ czasu - w ogóle w filmie nie czuć, że minęło aż 12 lat. Bohaterowie się nie zmieniają ani fizycznie, ani psychicznie. Upływ czasu dopiero pokazuje nam ostatnia scena.
Kolejny mankament to bohaterowie, zwłaszcza główny bohater, który szybko zaczyna się zachowywać w dość nielogiczny sposób. A co dla mnie gorsze, jest momentami bardzo stereotypowo. Dlaczego? Bo przypomina mi się "Django" i kwestia Leonardo DiCaprio, która miała przedstawiać stereotypowy sposób myślenia - że czarni są stworzeni do niewolnictwa. Dlaczego Solomon więc to pokazuje? Owszem, tłumaczy się, że próbuje przeżyć, dlatego też ukrywa fakt, że nie był niewolnikiem, że jest osobą wykształconą. Ale szczerze? Jakoś ciężko mi powiedzieć, czy to jest gra, czy to jest już taka rutyna, że Solomon przyzwyczaił się do bycia niewolnikiem, nawet nie ma już nic przeciwko nazywaniu go Plattem. Ratunek przychodzi niczym "deus ex machina", bowiem nic na to nie wskazuje, że bohater miałby się wyzwolić. A jednak. I tak samo z całym szacunkiem dla Lupity Ngoy'o, ale niestety, to nie jest to, co myślę, gdy słyszę hasło "rola drugoplanowa". Postać Lupity, Patsy, pojawia się na ekranie łącznie może około 15 minut (choć i tak jest lepiej, niż z Anne Hathaway, która dosłownie była postacią epizodyczną) i nie ma zbyt dużo tekstu. Zdecydowanie lepiej wypadła Sarah Paulson, grając wredną żonę plantatora - choć można ją zrozumieć, kiedy mąż nie jest zbyt wierny. No i do takich postaci trzeba mieć też talent aktorski. Inne postacie są po prostu nijakie, czarno-białe. Mamy albo takich okrutników, jak plantator grany przez Fassbendera, albo "szlachetnych białych, którzy tak naprawdę są przeciwko niewolnictwu, ale sytuacja jest taka, a nie inna" - jak np. postać Cumberbatcha. Inni niewolnicy są również przedstawieni bardzo stereotypowo, praktycznie oprócz głównego bohatera i Patsy nie wyróżnia się tam nikt. Ale te wszystkie problemy wynikają ze scenariusza.
Innym problemem jest zbyt dosłowne pokazywanie przemocy. Przemoc w kinie nie robi na mnie wrażenia emocjonalnego już, a gdy jest jej za dużo, to robi się po prostu niesmacznie. Owszem, przecież wiem, że niewolników nie głaskano po główkach, ale na litość boską - czy trzeba pokazywać całą chłostę, a później jeszcze rany? Czy nie bardziej wymowna byłaby scena jednego uderzenia, a potem pokazania ran? Jeśli to ma sprawić, że będę płakać, to się twórcy filmu mylą. Podobnie jak i końcówka - jest do bólu sztampowa i przewidywalna.
Oczywiście, jak wspomniałam, film ma swoje zalety. Ale będą to zalety stricte techniczne, takie jak aktorstwo (nie mam nic do aktorów, grali dobrze, to nie ich wina, że postacie są kiepskie), zdjęcia (ujęcia są dosyć ładne, choć momentami nieco naturalistyczne), czy muzyka. Ale niestety, to będzie tylko tyle, i aż tyle.
W podsumowaniu wrócę jeszcze do "Django". Bo ktoś mi może zarzucić rasizm, znieczulicę, itd. To nie tak. Ale właśnie Django przedstawiał niewolnictwo w ciekawszy sposób, bowiem to była wariacja na ten temat, hołd dla klasycznego westernu w ciekawszym wydaniu. I wiadomo było, że film "Django" nie można było traktować dosłownie, choć jest pewna różnica. O ile w "Django" stereotypowe zachowania były pokazane w sposób celowy, to w "Zniewolonym" prawdopodobnie nie były one zamiarem twórców. I to bardzo boli. A "Django" nie dostał Oscara (prawdopodobnie Akademia podziękowała już Tarantino). Jest wiele innych produkcji, gdzie mamy problem niewolnictwa, "Zniewolony" nie jest filmem przełomowym, a już na pewno nie zasługuje na Oscara. Niestety. Jeśli ktoś chciałby zobaczyć coś z tego tematu, to o niebo lepszy jest francuski miniserial "Gorycz tropików" - tam przynajmniej postacie są jakoś lepiej rozwinięte. Czy nawet "Przeminęło z wiatrem", choć niewolnictwo to wątek poboczny. W każdym razie jestem bardzo rozczarowana. Moja ocena to 5,5-6/10, czyli niezły z dużym minusem (i tak ocenę zawyżam, bo aspekty techniczne są na wysokim poziomie, no i jeszcze podobała mi się postać Sarah Paulson).
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz