Wreszcie obejrzałam "Krainę Lodu" (aka "Frozen"), czyli najnowszą produkcję Disneya, również nominowaną do Oscara. Już wkrótce przekonamy się, czy faktycznie ten film dostanie nagrodę Akademii (choć moje osobiste zdanie jest takie, że tak, bo nie ma za bardzo konkurencji. Na przykład "Minionki rozrabiają" to sympatyczny film, ale jednak moim zdaniem wypada nieco gorzej). Dodatkowo kilka osób mi mówiło "Weź obejrzyj Frozen, weź obejrzyj", przewijały mi się gify, to wzięłam i obejrzałam, lecz angielską (czyli oryginalną) wersję. W sumie od początku tak mówiłam, że chcę zobaczyć ten film, choć nie wiedziałam, czy wybiorę się do kina. Chciałam go też zobaczyć z powodu kilku kontrowersji. Ale od początku.
Źródło: filmweb.pl |
Pierwszą kontrowersją filmu jest to, że fabuła pierwotnie miała opierać się na "Królowej Śniegu" Hansa Christiana Andersena. Jest to jedna z moich ulubionych baśni, dodatkowo bohaterką jest tam kobieta, zwykła dziewczyna, a nie książę, jak to w większości baśni. Po obejrzeniu filmu uważam, że "Kraina Lodu" bardzo, ale to bardzo luźno nawiązuje do tej baśni, dlatego moim zdaniem lepiej darować sobie wszelkie porównania. Wiąże się z tym kolejna kontrowersja, a mianowicie zmiany scenariusza. Z tego, co się dowiedziałam, scenariusz był zmieniany aż trzy razy, stąd pewne dziury fabularne. Pierwsze pytanie, które mnie męczy, to takie, skąd Elsa ma moc? Jest wspomniane tylko, że ma ją od urodzenia, rodzice się temu nie dziwią. Czyżby była dziedziczna? Dobra zagadka. Tak samo inną dziurą są trolle - zero wyjaśnienia, czym są, jakie mają moce i dlaczego pamiętają Kristoffa, a Anny już nie? Tak samo kolor włosów Elsy (żadne z rodziców takiego nie ma) - czy ma to związek z mocą? Takich kwiatków troszkę jest. Mimo tych mankamentów, nie mogę powiedzieć, że film jest zły.
Nie jest nowością w filmach Disneya to, że film opowiada o siostrach. Jednak jest to opowieść bardzo zgrabna, relacje i charaktery Elsy i Anny są ciekawe. Zwłaszcza charakter Elsy. Każdy myślał, że to Elsa będzie złą bohaterką, właśnie tą królową śniegu. Tak się nie okazało. Elsa nie jest zła, jest bardziej rozdarta psychicznie. Rozdarta między obowiązkami królowej, uczuciami do siostry, a własnymi pragnieniami. Brakuje jej przede wszystkim oparcia, bo królową zostaje w bardzo młodym wieku, dość niespodziewanie (wg oficjalnych danych Disneya, Elsa ma 21 lat, a Anna - 18). Nie ma oparcia w siostrze, którą bardzo kocha, bowiem Anna, nie pamiętając o jej mocach, nie jest w stanie jej pomóc. Anna jest bohaterką momentami bardzo naiwną, zbyt uczuciową, ma trochę cechy takiej "manic pixie dream girl" (ale tylko do pewnego stopnia), a przy tym jest buntownicza, jednak szczerze kocha Elsę. I to jest głównym motywem tego filmu, co bardzo mi się podoba. Miłość do mężczyzny jest w tym momencie sprawą drugoplanową, ważniejsze jest uczucie dwóch sióstr, ich zdolność i gotowość do poświęceń. Mogę też dodać, że "Kraina Lodu" to chyba jeden z nielicznych filmów Disneya, gdzie nie ma klasycznego antagonisty, a przynajmniej takowy nie od razu się objawia i nie jest to również oczywiste. Typowym comic relief jest w filmie bałwanek o imieniu Olaf. I szczerze, nie rozumiem, dlaczego spora część ludzi z góry go nie lubiła, nawet przed tym, jak wyszedł film. Miał on pełnić rolę komediową i moim zdaniem wypada bardzo sympatycznie, nie jest też wrzucony na siłę.
Warstwa wizualna i muzyka. Choć warstwa wizualna i animacja stoją na bardzo wysokim poziomie, to nie ukrywam tego, że chciałabym zobaczyć ten film zrealizowany w technice 2D (widziałam trochę concept artów i wszystkie były świetne). Nie wiem, to pewnie taki sentyment do Disneya i do mojego dzieciństwa, gdzie czekało się na kolejną bajkę. Technika 2D ma w sobie jakąś magię, której nie ma technika 3D. Jeśli koniecznie Disney chce realizować tę politykę, że tylko 3D (z drugiej strony po porażce kasowej "Księżniczki i żaby" im się nie dziwię), to lepiej, by poszli w stronę krótkometrażowego "Papermana", łączącego techniki 2D i 3D. Bajka o księżniczkach nie ma takiej magii, gdy tworzy się ją techniką komputerową, niestety. Podobny problem miałam z "Zaplątanymi" (choć to świetny film!). Natomiast muzyka jest genialna. Chyba wszystkie utwory w wersji oryginalnej bardzo mi się podobały, w końcu były wykonywane przez gwiazdy Broadwayu. Najbardziej jednak przypadł mi do gustu początek, wykonywany w języku saami (lapońskim) oraz pokochałam "Let it go" (choć za pierwszym razem średnio mi się ta piosenka podobała) i liczę na Oscara dla tej piosenki.
Podsumowując: mimo pewnych wad, niedociągnięć wynikających ze zmian scenariusza, czy nawet mimo tego, że wolałabym ten film wykonany techniką tradycyjną, to uważam go za bardzo dobrą rozrywkę na wysokim poziomie. Jak w niemalże każdym filmie Disneya, i dzieci i dorośli znajdą tu coś dla siebie, można się pośmiać i popłakać. Dlatego moja ocena to 7,5/10, czyli bardzo dobry z minusem (i minus głównie za te wady, o których mówiłam). Warto obejrzeć.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz