Oscary wprawdzie już dzisiaj w nocy, więc zdecydowałam się obejrzeć kolejny z nominowanych filmów. Tym razem zdecydowałam się na "Her" (polski tytuł: "Ona"), a to ze względu na coś, co bardzo lubię - banalny temat w nietypowej odsłonie. I muszę przyznać, że jest to jeden z tych filmów, który powinien być nazywanym prawdziwym sci-fi - bo może niekoniecznie przedstawia on świetne efekty specjalne, ale skłania do filozoficznych refleksji. Jestem pod dużym wrażeniem, i to na tyle, że w zasadzie nie wiem, jak ułożyć słowa do tejże recenzji...
Źródło: cinekatz.com |
Pierwsza rzecz, jaka mi się spodobała, to wizja przyszłości. Ostatnio modna jest wizja bardzo tragiczna, postapokaliptyczna, gdzie Ziemia jest właściwie zniszczona, a jeśli nie zniszczona, to jakiś kraj jest pod rządami totalitarnymi, itd. Tu wizja jest zupełnie inna. Jest spokojniejsza, zakłada po prostu większy rozwój technologii informacyjnych (choć część z tych rzeczy już jest w pewnym stopniu dostępna), a w wystroju minimalizm i ekologię (łatwo zauważyć dość sporą liczbę zieleni, nawet bohaterowie udają się na wakacje w piękne miejsce na łonie natury). To oczywiście pozytywna strona tejże przyszłości, jednak jest też druga strona medalu, a mianowicie samotność.
Od pierwszych chwil filmu można zauważyć, że ludzie żyją obok siebie, w swoich światach, a tak naprawdę są bardzo samotni, przez co szukają kontaktu zastępczego. Na przykładzie głównego bohatera widzimy, że ma on duże problemy z własnymi emocjami i z samym sobą. Żona opuszcza go właśnie z tego powodu - uważa, że nie potrafi on przeżywać prawdziwych emocji. Z jednej strony Theodor jest pisarzem, potrafi tworzyć świetne listy, które wzruszają czytelnika lub go bawią, lecz nie potrafi on ułożyć sobie własnego życia pod tym kątem. Widać, że jest bardzo wrażliwy, a jednocześnie boi się nawiązać prawdziwego kontaktu z drugą osobą. Takie zastępstwo daje mu Samantha. Jako wirtualny twór jest bardzo ciekawa - początkowo jest tylko programem, który musi się dostosować do potrzeb swojego odbiorcy, lecz z czasem ich relacja pogłębia się. Moje ulubione momenty filmu to niekoniecznie sceny miłosne (choć muszę przyznać, że opis wykonywanych czynności przez Theodora działa na mnie, ale to chyba dlatego, że jestem kobietą ;)), ale momenty, kiedy Samantha wszystkiemu się dziwi, zastanawia się, jak to jest mieć ciało, widzieć je, czuć emocje. Relacja Theodora i Samanthy jest dość niezwykła, choć nie taka nadzwyczajna w świecie bohatera - jego przyjaciółka mówi mu o tym, że jest coraz więcej takich związków ludzi z "wirtualnymi". Przez większą część filmu możemy nawet uwierzyć, że ten związek praktycznie niczym się nie różni od takiego "tradycyjnego". Jednak czym dalej, tym bardziej się zastanawiamy, czy może faktycznie Catherine miała rację? Czy Theodor może po prostu unika prawdziwych uczuć? Czy taką miłość można nazwać prawdziwą? Z tymi pytaniami pozostawia nas reżyser bez jednoznacznej odpowiedzi.
Dziwi mnie brak nominacji dla Joaquina Phoenixa. Zagrał on bowiem postać, która nie jest łatwa do oceny - z jednej strony Theodor jest bardzo wrażliwy, a z drugiej strony - ciągle przed czymś ucieka i szuka pocieszenia w grach i w seksie. Dodatkowo ucharakteryzowali go tak, że nie wygląda on na postać z typowego romansu (co widać na plakacie) - wręcz można powiedzieć, że odbiega on bardzo od współczesnego ideału mężczyzny, nie jest atrakcyjny (pomijam, że ogólnie Phoenix nie jest dla mnie atrakcyjny, dodatkowo ciągle mam przed oczami jego Kommodusa z "Gladiatora", ale ta rola mnie urzekła). Natomiast nie dziwi mnie brak nominacji dla Scarlett Johansson, ponieważ operowała ona w swojej grze jedynie głosem - gdyby aktorów nominowano tylko za to, to pokrzywdzeni byliby aktorzy dubbingowi. Choć to nie umniejsza faktowi, że nawet jej głos był urzekający, że faktycznie zapominało się, że Samantha to tylko system operacyjny. Dla mnie praktycznie jedyną wadą filmu było to, że miałam niedosyt, jeśli chodziło o te rozterki na temat emocji i człowieczeństwa, a więcej uwagi poświęcono seksowi. Nie należę do osób pruderyjnych, ale trzeba umieć zachować pewną równowagę.
Warstwa wizualna prezentuje się ciekawie, podobnie jak i zdjęcia do filmu. A pod kątem scenografii mam dylemat, bo kibicuję w tej kategorii także "Wielkiemu Gatsby'emu", a tutaj scenografia również przedstawia się bardzo ciekawie. Muzyka również jest bardzo dobra, wyważona, momentami bardzo poruszająca. Tu nie mam zastrzeżeń.
Ogólnie bardzo kibicuję "Her" w wyścigu po Oscary. Jest to film, który, jak wspomniałam na początku, łączy temat prosty, oklepany, z motywami bardzo oryginalnymi, a jednocześnie film skłania do refleksji, czym powinien się charakteryzować ten gatunek. Liczę na to, żeby "Ona" zdobyła jak najwięcej Oscarów w kategoriach, w których jest nominowana. A moja ocena to 9/10, czyli rewelacyjny.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz