wtorek, 16 lutego 2016

Dziewczyna z portretu (2015)

Odkąd tylko pojawiły się wieści o filmie, którego głównym tematem miała być pierwsza osoba transpłciowa, która przeszła całkowitą operację korekty płci, już budził kontrowersje. Zwłaszcza kontrowersje budziła obsada, w tym Eddie Redmayne w głównej roli Einara Wegenera/Lili Elbe. Już jakiś czas temu widywałam posty w stylu, że osoba cispłciowa nie powinna odgrywać roli osoby transpłciowej. Ja osobiście byłam sceptyczna wobec takich postów, bo uważam, że aktor powinien umieć grać każdą rolę. Jednakże po seansie filmu "Dziewczyna z portretu", a po wcześniejszym obejrzeniu "Orange is the New Black" nabrałam wątpliwości. 
Źródło: filmweb.pl
Film opowiada historię pierwszej osoby transpłciowej, która przeszła korektę płci, czyli Lili Elbe. Lili, urodzona jako Einar Wegener, była znanym malarzem, pozostająca w szczęśliwym związku małżeńskim z Gerdą, która również jest malarką. Pewnego dnia Gerda nagle potrzebuje kogoś, kto zastąpi jej modelkę przy kolejnym obrazie. Einar zgadza się, a w międzyczasie ich wspólna przyjaciółka, Ulla, nazywa Einara Lili. Małżeństwo zgodnie stwierdza, że takie przebieranki są zabawne, aż w końcu Einar jako Lili pojawia się na balu. Od tego momentu wszystko się zmienia, a Einar coraz bardziej odczuwa, że tak naprawdę jest kobietą. Prowadzi to do problemów w małżeństwie.

Moim zdaniem największy problem tego filmu to scenariusz. Jeśli dostałby nominację do Oscara właśnie w tej kategorii, to byłabym wręcz załamana. A problem polega na tym, że opowiada on historię może nie prostą, nie banalną, ale bardzo uproszczoną i dość spłycającą problem osób transpłciowych. Estetykę ten film to ma, temu nie można zaprzeczyć. Z każdej strony jest piękny - piękne kolory, kadry, piękne kostiumy, wreszcie piękna charakteryzacja i jakże piękny Eddie Redmayne w roli Lili. Tyle tylko, że z tym pięknem wiąże się coś dość płytkiego. Problem nietolerancji wobec odmienności głównej bohaterki pojawia się w filmie tylko raz. Tak to cała bohema artystyczna Kopenhagi jest wręcz zachwycona Lili, nie ma słów pogardy, nie ma nietolerancji. Nie wynika z tego jednak, czy to jest kwestia podejścia, które nakazuje postrzegać Lili jako dobry żart, czy faktycznie bohemie nie przeszkadza ta odmienność. Pojawiają się również piękne gesty, typowo kobiece. Tylko za tą fasadą piękna nie ma absolutnie żadnej głębi.

Przez cały film miałam okropne wrażenie, że Einar/Lili cierpi po prostu na rozdwojenie jaźni lub schizofrenię, a nie jest osobą transpłciową. Cała ta przemiana następuje dość nagle, a granica między zabawą a poczuciem bycia odmiennej płci szybko zanika. Może nie wiem aż tyle o osobach transpłciowych, ale sprawa jest dużo bardziej skomplikowana. Takie osoby nie mają tego poczucia przez to, że raz czy dwa założyły strój charakterystyczny dla odmiennej płci. Owszem, w filmie pada zdanie, że Einar cały czas czuł się Lili, a Gerda dzięki swojej zabawie pomogła ją przebudzić, ale to wszystko wypada mało przekonująco. Eddie Redmayne jest piękny także jako kobieta, ale z jego urodą nie jest to trudne zadanie. Ten występ nie zaliczam do udanych, ale głównie jest tu wina scenariusza i kreacji postaci, a nie aktorstwa. Do tego uważam za lekko krzywdzące sprowadzanie kobiecości do pięknych gestów, strojów, makijażu. Każda kobieta wie, że bycie nią to coś znacznie więcej, a do tego piękne sukienki czy makijaż nie są warunkami koniecznymi do bycia kobietą. I tego też w filmie jest jak na lekarstwo.

Co na plus? Alicia Vikander jako Gerda. Ta szwedzka, młoda aktorka dosłownie ukradła show. I mam wrażenie, że nominacja dla niej jako najlepszej aktorki drugoplanowej jest krzywdząca, bo raczej film opowiada historię Gerdy, to, jak musiała sobie z tym wszystkim radzić. Że niewinne rysowanie portretów Einara jako Lili (stąd też polski tytuł) jej zdaniem sprawiło, że straciła męża. Choć Lili zarzeka się, że to nie jej wina, ciężko nie współczuć Gerdzie, a jej podejrzenia, że być może z jej winy Einar podjął się ryzykownej operacji, by wreszcie stać się Lili, nie są takie bezpodstawne - a przynajmniej człowiek może je zrozumieć. Dla mnie jest to dramat przede wszystkim Gerdy. I Alicii Vikander należą się wszelkie nagrody.

Do tego oczywiście cała oprawa - zdjęcia, kostiumy, charakteryzacja, czy scenografia - to po prostu jest mistrzostwo. Gdyby filmy nagradzano tylko za bycie pięknymi, to ten by zgarnął każdą możliwą nagrodę. Tak się jednak nie dzieje i nawet te rzeczy nie wynagrodzą słabego scenariusza.

Wracając do wątku z początku tej recenzji - jednak coś w tym jest, że historie osób transpłciowych powinny opowiadać one same. Ja, jako osoba cispłciowa, nie do końca pojmuję to, jak taka osoba może się czuć. I myślę, że choć nie wiem, jak się starała, to zawsze wyjdzie to, że to jednak nie jest osoba trans. Dlatego choć "Dziewczyna z portretu" porusza trudny temat, robi to w sposób dość płytki. Trochę jednak mnie uderzyła niekonsekwencja - bo skoro Ben Whishaw mógł zagrać geja, to nie mogli znaleźć aktorki transpłciowej do takiej roli? Lub czy Eddie nie mógł grać tylko Einara? Mam nadzieję, że twórcy wyciągną jakieś wnioski. Co do Oscarów, to duże szanse ma Alicia Vikander, a także trzymam kciuki za kostiumy i scenografię. Jednak Eddie, przykro mi, to nie był twój występ. Wciąż wolę Leo. A film otrzymuję notę 7/10, czyli dobry (oczko wyżej za Alicię i całą oprawę). 
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz