Chyba mało mamy takich filmów, które jednocześnie potrafią być proste w swej formie, a jednocześnie skomplikowane. „Wenus w futrze” Polańskiego to właśnie jeden z takich filmów. Dowód jednocześnie na to, że nie trzeba wielkich pieniędzy, efektów specjalnych, nawet nie potrzeba mnogiej liczby postaci, by film mógł być genialny w swej prostocie, a jednocześnie prowokujący do myślenia. Jednocześnie mam wrażenie, iż brakuje nam filmów z wybitnymi, wielobarwnymi postaciami kobiecymi. A taki jest ten film.
Źródło: filmweb.pl |
Film Polańskiego z pomocą tylko dwóch aktorów pokazuje, czym jest teatr, a widz zaczyna się zastanawiać, czy powiedzenie „Życie to teatr” nie jest przypadkiem prawdziwe. Potrzeba wielkich umiejętności, zarówno tych aktorskich, jak i reżyserskich, by umiejętnie oddać świat w genialny sposób, pełen niedopowiedzeń i tajemniczości. W pewnym momencie granica między grą aktorską a prawdziwymi uczuciami bohaterów jest rozmyta. Nie wiemy już, czy jest to gra? Swobodny i wyrafinowany flirt? Ukryta psychoanaliza, spełnienie podświadomych pragnień? Z tymi pytaniami zostawia nas reżyser.
W szczególności należą się brawa Emmanuelle Seigner, która w brawurowy sposób w ciągu 90 minut tworzy kreacje różnych kobiet. Bo kto powiedział, że kobieta nie może być głupia, a jednocześnie na swój sposób sprytna?
Może być też piękna, a jednocześnie szokować tanią wulgarnością. Myślę, że po części każda z kobiet taka jest. Łączy w sobie wiele różnych cech, często są to sprzeczności. I Seigner się to udało. Vanda to jedna postać, a zachowuje się, jakby było ich wiele. Nie wiemy o niej nic od początku, aż do końca. Pozornie głupia ignorantka, której zależy tylko na roli i sławie, nawet za specjalnie nie interesuje się teatrem. Z czasem jednak widz (i nie tylko, Mathieu Almaric, odtwórca Thomasa również świetnie okazuje to zaskoczenie) widzi, że jest ona uzdolnioną aktorką… Albo i nie. Nie wiemy bowiem do końca, czy to wszystko, co mówi Vanda, jest grą, czy może projekcją jej prawdziwych uczuć. Niemniej jednak Vanda pokazuje to, jakie powinny być postacie kobiece – skomplikowane, pełne sprzeczności, emocjonalne, a jednocześnie wyrachowane, prowadzące wyrafinowaną grę. I to wszystko mieści się w jednej osobie! Czy nie takich kobiet brakuje nam w kinie?
Może być też piękna, a jednocześnie szokować tanią wulgarnością. Myślę, że po części każda z kobiet taka jest. Łączy w sobie wiele różnych cech, często są to sprzeczności. I Seigner się to udało. Vanda to jedna postać, a zachowuje się, jakby było ich wiele. Nie wiemy o niej nic od początku, aż do końca. Pozornie głupia ignorantka, której zależy tylko na roli i sławie, nawet za specjalnie nie interesuje się teatrem. Z czasem jednak widz (i nie tylko, Mathieu Almaric, odtwórca Thomasa również świetnie okazuje to zaskoczenie) widzi, że jest ona uzdolnioną aktorką… Albo i nie. Nie wiemy bowiem do końca, czy to wszystko, co mówi Vanda, jest grą, czy może projekcją jej prawdziwych uczuć. Niemniej jednak Vanda pokazuje to, jakie powinny być postacie kobiece – skomplikowane, pełne sprzeczności, emocjonalne, a jednocześnie wyrachowane, prowadzące wyrafinowaną grę. I to wszystko mieści się w jednej osobie! Czy nie takich kobiet brakuje nam w kinie?
Komu mogę polecić „Wenus w futrze”? Na pewno osobom, które nie tylko lubią kino pełne akcji. Jest to film bardzo teatralny, można by wręcz rzec, że ascetyczny, jeśli chodzi o środki artystyczne. Istotne są tu dialogi i gra, nie akcja. Jeśli ktoś woli więcej akcji, bohaterów, to film może go niestety znudzić. Na pewno jest to również film dla osób dorosłych – nawiązuje bowiem do spraw seksu, w dodatku BDSM (a nie każdy lubi taką tematykę), choć jednocześnie jest to przedstawione w dość subtelny sposób (czego nie można powiedzieć o pewnej popularnej ostatnio książce). Oczywiście jest to też pozycja obowiązkowa dla fanów twórczości Polańskiego. Myślę, że również osoby, które szukają skomplikowanych i niejednoznacznych postaci kobiecych nie będą zawiedzione. W każdym razie ten film zasługuje dla mnie na najwyższe noty i najlepsze nagrody. Polecam wszystkim miłośnikom dobrego kina. Moja ocena to 8/10, czyli bardzo dobry.
[recenzja wysłana na konkurs organizowany przez portal filmweb.pl]
bardzo podoba mi się ten tekst, mimo że moje wrażenia po seansie nie były tak pozytywne. 'Wenus w futrze' zmęczyła mnie mnogością wątków, dialogów, aluzji - byłam tak pochłonięta analizowaniem subtelności, że moje emocje w ogóle nie doszły do głosu. a to dla mnie w kinie najważniejsze. ponadto po chwili odczuwałam atmosferę wnętrza teatru - ciasną i duszną, w przeciwieństwie do również opartej na sztuce lekkiej i świeżej 'Rzezi'
OdpowiedzUsuńMyślę, że zależy, co kto lubi. Ja osobiście byłam ciekawa, kim naprawdę jest Vanda. Nie dostałam odpowiedzi na to pytanie, ale może to i lepiej :) Dlatego też mogłam się skupić. A "Rzeź" muszę nadrobić :)
Usuń