środa, 5 lutego 2014

Gdzie pachną stokrotki (2007-2009)

UWAGA, RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY!

Już po sesji, więc zabrałam się za nadrabianie różnych filmów i seriali. Tym razem skończyłam oglądać "Pushing Daisies", czyli po polsku "Gdzie pachną stokrotki", czyli kolejną produkcję z Lee Pacem w roli głównej. Trochę mi wstyd, że mi to zajęło prawie rok czasu, bo zaczęłam go oglądać w kwietniu, a skończyłam dopiero teraz, mimo że ma tylko 22 odcinki. 
Źródło: livingdeadguy.com
I zanim właśnie przejdę do streszczenia, to kilka spraw. Ktoś zapyta, dlaczego tylko 22 odcinki, dlaczego tylko dwa sezony? Z tego, co się dowiedziałam, po części ma to związek ze strajkiem scenarzystów, który miał miejsce w 2009. Między innymi ten serial padł właśnie ofiarą tego strajku (słusznego poniekąd, ale niestety krzywdzącego dla tej produkcji) i wkrótce zapadła decyzja o zakończeniu serialu, choć pierwotnie było planowanych więcej sezonów.

Gdzieś w Stanach Zjednoczonych mieszka sobie Ned, który jest Cukiernikiem. Ma on swój lokal, w którym sprzedaje ciasta własnego wyrobu. Ale oprócz talentu kulinarnego Ned ma niezwykły dar. Potrafi przywrócić do życia każdą istotę, która zmarła. Są jednak zasady - kiedy Ned dotyka osobę raz, ona ożywia. Do minuty nie ma to żadnych konsekwencji. Jeśli jednak dana osoba będzie żywa dłużej, niż minutę, umiera ktoś inny. Drugi dotyk oznacza śmierć (tym razem na zawsze). Przypadkowo ten dar odkrywa detektyw, Emerson Cod i proponuje Cukiernikowi współpracę - Ned będzie budził do życia zmarłe ofiary tajemniczych wypadków lub morderstw i dzięki temu detektyw będzie się dowiadywał, kto daną osobę zabił. Wszystko się zmienia, gdy ofiarą tajemniczego wypadku okazuje się przyjaciółka z dzieciństwa Neda (w której potajemnie się podkochiwał), Chuck Charles. Ned przywraca ją do życia, ale pozostaje ona żywa dłużej, niż minutę. Okazuje się, że Chuck również kocha Neda, lecz to oznacza, że nie mogą się od tej chwili dotknąć. Dziewczyna postanawia wykorzystać swoje drugie życie jako dodatkową szansę.

W serialu przede wszystkim ujęła mnie konwencja. A jest to konwencja, nazwałabym... Kontrastu. Temat bowiem to typowy czarny humor, wiele jest żartów na temat śmierci, morderstw, itd., a jednocześnie jest utrzymany w bardzo baśniowej konwencji. Mamy narratora, który w każdym odcinku odwołuje się do przeszłości któregoś z bohaterów i mówi z dokładnością co do minuty, ile dany bohater miał lat (lub ile lat minęło). Narrator stosuje powtarzające się formułki, typu "A fakty są takie", opisuje uczucia i przemyślenia bohaterów, wprowadza nas w ten świat. Drugim takim baśniowym elementem jest strona wizualna. Jeśli ktoś chce nacieszyć swoje oko żywymi kolorami, ciekawymi kostiumami, czy wystrojem, a nawet jedzeniem - jest to serial zdecydowanie dla niego. Scenografia jest wręcz teatralna, bardzo ograniczona, mamy też elementy CGI (np. lokal Neda, Pie Hole, czy jak kto woli Słodką Dziurę, widzimy z zewnątrz tylko w postaci animacji i grafiki komputerowej). I choć momentami te elementy wizualne wydają się przesadzone, czy dziwne, to właśnie o to w tym chodzi. Innym baśniowym elementem jest nietypowy związek Neda i Chuck. I choć powtórzę się za Zwierzem Popkulturalnym, to jednak lepiej bym tego nie ujęła: podoba mi się odwrócony motyw tego związku. Nie ma tu motywu, że człowiek oglądając chce powiedzieć "No błagam, powiedz jej/jemu wreszcie!", tylko właśnie tu wszystko jest jasne. Między Nedem a Chuck jest ogromna chemia i to widać. Wiedzą, że siebie kochają. Tylko ich problem polega na tym, że nie mogą się bezpośrednio dotknąć.

Słów kilka o bohaterach. Nie będę nikogo oszukiwać, zaczęłam ten serial oglądać dla Lee. Pomijając już nawet to, że ktoś mi go polecił na tumblrze, ale autentycznie wciągnął. Ned Cukiernik (właśnie, tu ciekawostka, nigdy nie poznajemy jego nazwiska) jest słodki i sprawiał, że aż się momentami rozpływałam. Był dla mnie całkowitym zaskoczeniem, bo jest takim... Przeciwieństwem Thranduila (podobnie miałam, jak zobaczyłam Davida Tennanta w "Fright Night", gdzie jego postać była całkowitym przeciwieństwem Doktora). Jest uroczy, nieśmiały, choć można zrozumieć, dlaczego tak bardzo boi się dotyku nawet bliskich osób. Jest też czasami wrażliwy i z lekka naiwny, ale właściwie chyba niemożliwym jest to, żeby nie pokochać tej postaci. Lee Pace pokazał tu świetny talent komediowy (zwłaszcza, jeśli chodzi o mimikę).

Detektyw Emerson Cod jest również ciekawą postacią. Niby detektyw, głos rozsądku, wykonuje swoją pracę (oczywiście nie za darmo), a i on ma swoje tajemnice, jak chociażby taką, że poszukuje swojej córki, dla której to napisał książkę (lecz żaden wydawca nie chce jej przyjąć), lubi też szydełkować. Właściwie nie mam nic więcej do dodania, ponieważ Emersona (o którym dowiadujemy się z każdym odcinkiem coraz to ciekawszych rzeczy, podobał mi się bardzo odcinek z jego matką) też nie da się nie polubić.

Chuck. I tutaj właśnie mam mieszane uczucia. Nie byłam w stanie jej polubić tak do końca. Aktorka ją grająca jest bardzo sympatyczna, między nią i Nedem czuć chemię, ich wątek miłosny jest niebanalny, ale jednak... Sama w sobie mnie trochę irytowała. Może dlatego, że prezentuje ona postać, którą nazywa się "Manic Pixie Dream Girl", czyli w skrócie jest to postać kobieca, bardzo dziewczęca, która jest bystra, miła, dobra, ale tak naprawdę służy tylko po to, aby przynieść (najczęściej głównemu) bohaterowi męskiemu jakąś inspirację do zmiany w swoim życiu, robi też za taki "support", pomocniczkę. I choć rozumiałam jej motywację do zmiany w swoim własnym życiu, to, że chce wykorzystać swoją drugą szansę, tak jednak nie pojmowałam tak do końca, po co ona właściwie łazi wszędzie za Nedem i Emersonem. Nagle dołączyła do ich duetu, bo też chciała rozwiązywać zagadki kryminalne. Jestem trochę nieusatysfakcjonowana, bo liczyłam na to, że jednak Chuck będzie bardziej niezależna. I są momenty, gdzie taka jest (i za chwilę o tym powiem), ale są momenty, gdzie się zastanawiałam, po co ona właściwie tu się kręci. Dlatego też trochę zasmucił mnie tekst Neda z ostatniego odcinka (i tu lekki spoiler), gdzie mówi, że on przekłada jej szczęście ponad swoje własne. I oczywiście to widać, ale takiego poświęcenia ze strony dziewczyny już nie widać. Dlatego czegoś mi w niej brakuje, bo generalnie motyw Manic Pixie Dream Girl trochę jest wyeksploatowany, więc przydałby się jakiś powiew świeżości.

Olive Snook. I to jest postać, którą bardziej pokochałam od Chuck, ponieważ przeszła wielką zmianę. Od kobiety, która tylko wzdycha z powodu niespełnionej miłości do Neda do kobiety niezależnej, znającej swoją wartość i odnajdującą szczęście. Oczywiście Olive nie od razu taka była. Początkowo nie podobało mi się to, jak bardzo narzuca swoje uczucia Nedowi, lecz potem na szczęście schodzą one na dalszy plan. Olive i Chuck stają się co ciekawe przyjaciółkami, a nie rywalkami i wypada to wiarygodnie (choć są między nimi małe zgrzyty), dlatego bardzo lubiłam ich duet. Podobało mi się to, jak Olive z każdym odcinkiem odkrywa w sobie coraz większą pewność siebie oraz talent do rozwiązywania zagadek kryminalnych nie mniejszy, niż Emerson. Oraz wielki plus za to, że potrafiła ona poświęcić własne uczucia do Neda dla jego szczęścia, bez marudzenia o "friendzone". Olive jest akurat świetnym supportem (bo nienarzucającym się, tylko pełniącym swoją rolę) i bardzo lubię tę postać.

Kolejną wadą jest jednak zakończenie serialu. Chyba jeszcze nie widziałam serialu, który zostałby rozwiązany w tak niesatysfakcjonujący dla mnie sposób. Potwierdza się to, co m.in. mówiła moja koleżanka, kiedy rozmawiałam z nią o tym serialu - niestety twórcy za bardzo się pospieszyli. Rozumiem okoliczności, w jakich się to dokonało, ale mimo wszystko chciałoby się obejrzeć więcej. Niby zamknęli wszystkie wątki, ale jednak zrobili to bardzo pośpiesznie. Na tyle, że miałam takie "I to już koniec?" Jedne wątki się bardzo dłużyły, niestety, a inne zostały rozwiązane w ciągu kilku minut. I to jest coś, co mi się nie podobało. Ale nie wpływa na całkowitą ocenę serialu.

W podsumowaniu znów zgodzę się ze Zwierzem, że jest to serial, który trzeba kupić w całości. Jeśli jakiś element nie odpowiada widzowi (np. nie lubi czarnego humoru), to ten serial nie będzie dla niego frajdą. W moim przypadku było tak, że nawet jeśli widziałam wątki, które mi nie pasowały, to serial nadrabiał czymś innym, jak w przypadku Chuck, która sama w sobie potrafi być irytująca, ale jej relacje z Nedem, czy z Olive są świetne. Dlatego ten serial oceniam jako bardzo dobry (8/10). I polecam każdemu, kto ma trochę czasu w trakcie sesji (i nie tylko :)), a chce obejrzeć coś, co nie ma dużej ilości odcinków i coś lżejszego w ramach odetchnienia.

PS. Słów kilka o tytule, bo przypomniało mi się teraz. Chyba to się stanie moim stałym elementem recenzji, jeśli tytuł polski będzie się znacząco różnił od oryginalnego. Otóż zwrot "pushing daisies" znaczy "wąchać kwiatki od spodu", co ma sens, jeśli chodzi o fabułę serialu. Natomiast "Gdzie pachną stokrotki"... No cóż, ta zmiana akurat wypada na minus, ponieważ nic nam to nie mówi. Ale z tytułami zawsze jest problem. Nie miałabym osobiście tutaj pomysłu na lepszy. 
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz