Długo szukałam czegoś, co w pełni mi pokaże, że ktoś autentycznie interesuje się daną epoką - robi dobry research, przedstawia daną epokę jak należy, bez zbędnych przekłamań, czy niepotrzebnego fanserwisu. Jeśli chodzi o gatunek manga/anime, to choć lubię Kuroshitsuji, to nie mogę często przeboleć pewnych błędów historycznych (np. akcja toczy się pod koniec wieku XIX, a mamy tam telewizor, coś w rodzaju telefonu komórkowego, a stroje postaci są raczej krzykliwe i w stylu gothic lolita, niż w stylu prawdziwie wiktoriańskim), ale mogę darować te błędy autorce, ponieważ ważniejsze są w Kuroshitsuji wątki fantastyczne, aniżeli historyczne, czy pseudohistoryczne. Ja natomiast szukałam czegoś spokojniejszego. Historii, która nie jest banalna, a jednocześnie ujmująca prostotą i pewną "klasycznością". Znalazłam w końcu w ten sposób "Emmę".
źródło: en.wikipedia.org |
Początkowo akcja toczy się w Londynie, pod koniec XIX wieku. Tytułowa Emma jest służącą w domu Kelly Stowner, emerytowanej guwernantki. Ich spokojne życie zmienia się, kiedy panią Stowner odwiedza dawny wychowanek, William Jones, młody spadkobierca rodzinnego biznesu (rodzina, odkąd się wzbogaciła w czasie rewolucji przemysłowej, została gentry). Pozornie zwykła wizyta powoduje kolejne wydarzenia, będące fabułą anime. William zakochuje się w Emmie od pierwszego wejrzenia, choć wie, że jest ona tylko służącą. Z czasem również Emma zaczyna czuć coś do Williama. Na drodze stoi jednak wiele przeszkód, w tym rodzina mężczyzny, która nalega na ślub Williama z Eleanorą Campbell, pochodzącą z arystokratycznej rodziny.
I... Nie wiem, od czego zacząć. Bo bardzo wiele rzeczy mi się tu podobało, a jedyne wady, jakie widzę, to praktycznie wynikają z punktu widzenia człowieka żyjącego w XXI wieku, a nie w wieku XIX. Chyba muszę zacząć od braw za research. Autorka określa siebie anglofilem, co widać. Zadbała ona o każdy szczegół, także twórcy anime niewiele odchodzili od jej zamysłów, jeśli chodzi o projekty. Wszelkie budynki, scenerie, są wzorowane na prawdziwych miejscach. Podobnie stroje, zwyczaje, kultura. Nie zauważyłam większych odstępstw. Dodatkowym plusem są ciekawostki historyczne po napisach każdego odcinka.
W serialu występuje cała masa różnych postaci, lecz najważniejsza moim zdaniem jest trójka z nich: Emma, William i Eleanora. Tytułowa bohaterka pozornie może się wydawać Mary Sue, lecz patrząc na czasy, w jakich żyje, nie jest nią. Jest typową służącą, która żyje w epoce wiktoriańskiej. Jest powściągliwa, skromna, czasami aż za skromna, cicha, wykonuje swoje obowiązki, jak należy. Z czasem dowiadujemy się czegoś o jej przeszłości, która była dość traumatyczna. Na szczęście dziewczyna spotyka na swojej drodze Kelly Stowner, która nie tylko uczy ją, jak być służącą, ale również uczy pisania i czytania, co czyni Emmę kobietę dosyć wykształconą, jak na swoje czasy. Ciekawym faktem jest to, że Kelly wzięła ją do siebie w ramach poniekąd eksperymentu - chciała zobaczyć, czy edukacja ma wpływ na zachowanie i kulturę człowieka (czyli stanowisko, które dzisiaj jest uważane za normę, wtedy było traktowane dość sceptycznie). Troszkę bardziej Emma podoba mi się w drugim sezonie - bo wiemy ciut więcej o niej, dodatkowo prowadzi dziennik i znamy jej przemyślenia. Ktoś może ją jeszcze uznać za Mary Sue, bo wystarczy spojrzeć na obrazek, który załączyłam - nie jest ani ładna, ani brzydka, a mimo to ma dość sporo adoratorów, których jednak konsekwentnie odrzuca. Robi to, co do niej należy, jest silna, a co ważne - jej decyzje nie mają czasami bezpośredniego związku z uczuciem do Williama. I to się ceni. William Jones jest również ciekawą postacią. Dąży konsekwentnie do swojego celu, nie poddaje się tak łatwo, jeśli chodzi o Emmę, ale przy tym widać, że niepewnie czuje się w roli przyszłego dziedzica. Dostrzega w przeciwieństwie do swojego ojca, że niższe warstwy społeczne "są także ludźmi", dla niego nie liczy się to, że Emma jest służącą, tylko jest po prostu interesującą kobietą. Ojciec cały czas mu zarzuca, że nie interesuje się firmą, ale z czasem William stara się to naprawić. Po prostu jest człowiekiem, który nie jest samolubny (co zarzuca mu rodzeństwo), ale robi to, co uważa za słuszne, nie patrząc na konwenanse. Ostatnią ciekawą postacią (oprócz wielu innych, ale recenzja byłaby za długa, gdybym miała omawiać każdą postać) jest Eleanora Campbell. Pozornie ona się wydaje słodką panienką, pochodzącą z arystokracji, jednak jej osobowość jest bardzo dobrze przedstawiona. Jest ciekawym studium przypadku - nie potrafi się pogodzić z faktem, że William jej nie kocha, przez co się załamuje - można zobaczyć u niej klasyczne objawy załamania nerwowego i depresji. Nie jestem w stanie winić Eleanory, jak dla mnie nie jest "tą trzecią", a jest raczej ofiarą własnych uczuć i konwenansów społecznych (nie potrafi znieść plotek na swój temat, dodatkowo ojciec obwinia ją o to, że nie potrafiła zatrzymać przy sobie niedoszłego męża). Dlatego współczułam jej i ani trochę nie uważałam jej za kogoś, kto "przeszkadza" w uczuciu głównych bohaterów. Jakby to ująć: "Takie były czasy".
Od strony wizualnej anime prezentuje się przyzwoicie. Pierwsza seria powstała w 2005 roku, a druga w 2007. Mimo to nie widać upływu czasu. Kreska jest dość ładna, animacja płynna, a muzyka (w tym opening i ending) bardzo spokojna i nastrojowa. Po prawdzie, gdyby nie kreska i nie dialogi w języku japońskim, nie czułabym, że jest to anime - tak dobrze są oddane realia.
Generalnie mogę ten tytuł polecić jednak dojrzalszemu widzowi, który jest w stanie cieszyć się opowieścią bez zbędnych wstawek komediowych, czy fanserwisowych, który jest w stanie docenić spokój i nacieszyć swoje oko drobnymi detalami historycznymi. "Emma" jest dla mnie tytułem wręcz idealnym, jeśli chodzi o czasy wiktoriańskie. Do tego druga seria trzyma poziom pierwszej. Dlatego śmiało mogę postawić ocenę 8/10, czyli bardzo dobry.
PS. Jutro najprawdopodobniej recenzja "Frozen" (w końcu).
*Jest to oficjalny tytuł pierwszej serii anime. Tytuł mangi to po prostu "Emma". Dodałam jednak "Victorian Romance", by nie mylić tego tytuł z powieścią Jane Austen.