Postanowiłam stworzyć coś nowego na swoim blogu. Wprawdzie nie jest to żadna świeżynka, ponieważ zapewne wiele osób spotkało się z czymś takim na blogach mangowych, a u mnie niekoniecznie.
Postanowiłam odejść od schematu, którego trzymałam się do tej pory, a mianowicie wstrzymywania się z recenzją, opinią aż do końca serii. Przemyślałam bowiem sprawę i uważam, że nie ma to większego sensu. Serie, które aktualnie kupuję nie należą bowiem do najkrótszych, a zanim je skompletuję, to minie trochę czasu. Najdalej jestem z Kuroshitsuji, choć nie wiadomo, ile ta seria jeszcze pociągnie (dogoniliśmy bowiem japońskie wydanie). Mangi kupuję regularnie raz na jakiś czas, zazwyczaj dwa lub trzy tytuły na raz. Dlatego chciałam po raz pierwszy spróbować zamieścić w jednym poście trzy krótkie teksty, takie zbiorcze recenzje. Kącik mangowy będę pisać nieregularnie - zależy kiedy będą kolejne wydania mang oraz wysyłki. Średnio? Obstawiam, że raz na dwa miesiące coś napiszę. Oczywiście jeśli dana seria dobiegnie końca, to podsumuję ją w osobnym tekście. Ale jakie tytuły ostatnio przeczytałam? Możecie zobaczyć to na moim zdjęciu:
Zdjęcie własne, oczywiście na biurku nieporządek. Podziwiać możecie je również na instagramie: http://instagram.com/kasianiec |
Atak Tytanów #10
Zacznę od serii, o której powiem najmniej, choć teoretycznie można byłoby pisać bardzo dużo. Atak Tytanów to polski tytuł "Shingeki no Kyojin". Recenzję pierwszego sezonu anime pisałam w pierwszym poście na tym blogu, więc zapraszam do lektury tego tekstu, aby dowiedzieć się, o czym właściwie opowiada "Atak Tytanów". Nie chcę pisać za wiele o tym poszczególnym tomiku, ponieważ polskie wydanie mangi przegoniło obecnie wydarzenia, które były zawarte w anime. Prawdopodobnie wydarzenia opisane w tym tomiku będą zawarte w drugim sezonie anime (o ile taki powstanie...). Naprawdę ciężko mi cokolwiek napisać o treści, nie znając wcześniejszych tomów, w dodatku na pewno spoilerowałabym niektórym Czytelnikom. Odniosę się po prostu do samego wydania. Szybkie spojrzenie na tom pierwszy i tom dziesiąty daje dość jednoznaczną odpowiedź na temat progresu autora - bo jest doskonale widoczny. W pierwszych tomach Isayama miał problemy z proporcjami przy rysowaniu postaci, jego kreska była też dość ciężka. W tomie dziesiątym widać, że jest postęp i to znaczny - poprawiły się nie tylko takie rzeczy jak proporcje. Kreska stała się o wiele lżejsza i w dodatku autor nauczył się ładnego cieniowania. Oczywiście, Atak Tytanów nigdy nie grzeszył kreską nadzwyczajnej urody (jeśli ktoś woli podziwiać coś bardziej estetycznego, to polecam anime - character design jest o niebo lepszy), jednak miło się na takie rzeczy patrzy. Jest to jednak manga z gatunku - liczy się fabuła, a nie kreska. Bo jednak fabuła przewyższa tutaj wszystko, nawet jeśli mam wrażenie, że wstępny szał na tę mangę już minął. Wciąż jednak jestem ciekawa dalszego rozwoju wydarzeń. Nie mam też absolutnie żadnych zastrzeżeń do tłumaczenia - tłumaczem jest tutaj mój ulubiony Paweł Dybała, który świetnie stylizuje język postaci, sprawia, że tekst czyta się dość lekko, nie ma również błędów stylistycznych, a literówek w tekście nie uświadczyłam. W mandze jest dość spora ilość wulgaryzmów, jednak nawet na okładce mamy zaznaczone, że jest to manga dla czytelnika powyżej 16 lat. Dlatego nie dziwi mnie dobór słów, zwłaszcza, gdy w fabule mamy do czynienia z organizacją wojskową.
Źródło: mangarden.pl |
One Punch Man #3
Również całkiem niedawno pisałam recenzję anime, które było hitem 2015 roku. Wcześniej zakupiłam od razu dwa pierwsze tomy, w tym tygodniu doczekałam się trzeciego. Wahałam się trochę, czy tę mangę kupować czy też nie, ale zaważył fakt, że tłumaczem jest tu również Paweł Dybała, który jak nikt potrafi zadbać o komizm i dobre tłumaczenie, które będzie zrozumiałe dla Czytelnika polskiego, a jednocześnie zachowa ducha oryginału. Wtedy wiedziałam, że mangę biorę ciemno.
Trzeci tomik opowiada o wydarzeniach z połowy pierwszego sezonu anime, czyli o tym, jak Saitama i Genos dostali się do Stowarzyszenia Superbohaterów. Okazuje się, że utrzymanie się w Stowarzyszeniu nie jest takie proste, jak sądził Saitama. Zwłaszcza, że należy do najniższej klasy, czyli klasy C.
Generalnie One Punch Man w wydaniu tomikowym prezentuje świetną kreskę Yusuki Muraty. Główny autor, czyli ONE, wciąż publikuje webcomic na swoim blogu, lecz jego jakość pozostawia sporo do życzenia. Tylko dzięki świetnej historii i gagom udało mu się wybić do tego stopnia, że dostał serializację wraz z ilustracjami profesjonalnego rysownika. Kreska jest naprawdę genialna i bardzo estetyczna. Nie brakuje też elementów komediowych.
Źródło: mangarden.pl |
Bakuman #1
Jest to nowość od wydawnictwa Waneko i tytuł, na których czekało wielu. Do tej pory mam wyrzuty sumienia, że nie skończyłam recenzji anime, ale... Chyba jednak pozwolę sobie na regularną ocenę poszczególnych tomików. Manga autorów słynnego "Death Note" opowiada... o tworzeniu mangi.
Czternastoletni Moritaka Mashiro sam nie wie, co chciałby robić w swoim życiu. W wolnych chwilach, na nudnych lekcjach zdarza mu się szkicować w zeszycie. Jest też skrycie zakochany w koleżance z klasy, Miho Azuki. Wszystko się zmienia, kiedy przez przypadek zostawia zeszyt w szkole, a kolega z klasy, Akito Takagi stawia warunek zwrotu odnalezionego zeszytu - chce, aby Mashiro tworzył z nim mangę. Okazuje się, że Akito, jeden z najlepszych uczniów w szkole, jest zafascynowany mangą. Ma talent literacki, lecz nie potrafi rysować, za to rysunki Moritaki bardzo mu się podobają. Mashiro początkowo nie chce się zgodzić, mając na uwadze to, co stało się z jego wujkiem, znanym mangaką.
O Bakumanie dowiedziałam się w 2011 lub 2012 roku, dodatkowo do początkowych odcinków anime tworzyłam napisy w wersji polskiej. Naprawdę mangę czytało się bardzo szybko i bardzo polubiłam ten tytuł, bo zawiera motyw, który kocham - życie artystów od kuchni. Czytelnik może się dowiedzieć, jak powstaje manga, na czym polega ten biznes. Dodatkowo ma dość ważny morał - bohaterom nie wszystko udaje się od samego początku, ponoszą również porażki. Sam Mashiro zaznacza, że żeby osiągnąć sukces, często należy mieć po prostu szczęście. I choć może jest to dość banalne, to jednak jest to jedna z życiowych prawd, o których nie zawsze inni ludzie nam mówią, zwłaszcza w dzieciństwie czy wieku nastoletnim.
Wydaniem jestem jednak ciutkę zawiedziona. Wprawdzie Bakuman zaczął się ukazywać w 2008 roku, więc kreska ma już trochę lat, ale początkowe strony raczej nie należą do najlepszych jakościowo - choć może to mój gust, ale nie lubię po prostu zbyt ciemnych kadrów, które mają za dużo cieni i odcieni szarości. Nie oskarżam tu jednak Waneko, bo być może po prostu takie skany do edycji dostali. Nie podobała mi się jednak użyta czcionka, natrafiłam też na kilka błędów, m.in. zapis śmiechu jako "cha cha cha". Nie mam jednak zastrzeżeń do samego tłumaczenia czy użytego języka, dopasowanego do slangu młodzieżowego.
Przywiązanie do tytułu jednak sprawia, że będę dalej czekać na kolejne tomiki, zwłaszcza, że cena jest dość przystępna. Ciągle mam sentyment do głównych bohaterów, jak i do postaci, które pojawią się później. Ale o tym napiszę w kolejnym kąciku.
Dajcie znać, co sądzicie o takiej formie recenzowania - czyli kilka krótkich tekstów na raz.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz