poniedziałek, 30 maja 2016

Bodo (2016)

Na ten serial też troszkę się naczekałam. Wprawdzie nigdy nie byłam jakąś wybitną i wielką fanką Eugeniusza Bodo, a raczej wiele o tym aktorze dowiedziałam się dzięki autorce bloga Subiektywnie o kinematografii (która także w prywatnych rozmowach wiele mi o nim opowiadała), ale nie byłabym sobą, gdybym przegapiła serial o dwudziestoleciu międzywojennym, o środowisku artystycznym, no i przede wszystkim, gdybym przegapiła polską produkcję, która nie jest telenowelą. Myślę, że w tym ujawnia się trochę mój patriotyzm - mimo wszystko chcę śledzić te polskie produkcje i wierzyć, że będą one przynajmniej dobre. Czy tak było w przypadku serialu "Bodo"? Będąc szczera, to muszę powiedzieć, że tylko po części. Wyszedł bowiem serial z dużym potencjałem, jednak niestety, nie bez wad. Mimo wszystko nie mogę powiedzieć, że był beznadziejny, choć zdarzały się pewne momenty, w których chciałam jednak rzucić serial. Tak się nie stało i obejrzałam dzisiaj ostatni odcinek. I powiem też, że ciekawie wypada w kontraście do książki Zwierza Popkulturalnego, którą niedawno przeczytałam. I możliwe, że nie uniknę pewnych porównań. 
Źródło: filmweb.pl
Serial rozpoczyna się w roku 1916, a jego akcja trwa prawie 30 lat - od nastoletnich lat Eugeniusza Bodo, aż do jego tragicznej śmierci podczas II wojny światowej. Nastoletni Bogdan Junod nie ma zapału do nauki, jego oceny pozostawiają wiele do życzenia. Ma jednak inne marzenie - chce za wszelką cenę zostać aktorem. Mimo wielu niepowodzeń i braku doświadczenia próbuje się piąć się po szczeblach kariery, nawet wbrew życzeniom swoich najbliższych. Wszystko to doprowadza do wielkiej sławy, lecz jego jedyna słabość, czyli młodzieńcza miłość, doprowadza do tragedii.

Wspominałam o tym na facebooku, ale tu się powtórzę, ponieważ czuję, że po prostu muszę to podkreślić. Mam wrażenie, że serial trochę "źle zaczęto". Mam tutaj na myśli to, że zrobiono to tak, jak wspomniała Zwierz w recenzji pierwszego odcinka - "po Bożemu", jakby twórcy się bali zacząć od środka życiorysu lub od końca, bawiąc się w retrospekcje. O ile na samym początku mi to nie przeszkadzało, bo chciałam dać serialowi szansę, o tyle w trakcie piątego odcinka mnie olśniło - o ile sam w sobie odcinek był wręcz nudny, to jednak idealnie nadawałby się na odcinek pierwszy - odcinek, w którym Bodo już coś osiągnął, zaczyna stawać się osobą znaną i sławną, a przy tym wraca do niego młodzieńcza miłość - Ada. W połączeniu z dobrymi retrospekcjami odcinek byłby idealny na początek, ale jako pierwszy odcinek z Tomaszem Schuchardtem w tytułowej roli, odcinek znajdujący się w połowie opowieści - wypadł bardzo blado.

Do tego przeogromną wadą były wątki, które zostały wymyślone przez scenarzystów. Poza przyjacielem Bodo, Żydem Morycem, nie potrafiono stworzyć w miarę ciekawej postaci (choć i jemu dano happy end - właściwie dano szczęśliwe zakończenie każdemu poza głównym bohaterem), która zyskałaby sympatię widza. Prym wiedzie w tym Ada, czyli pierwsza i w zasadzie jedyna prawdziwa miłość Bodo. Rozumiem zamiary twórców - chciano jakoś ubarwić pewne wątki, sprawić, by nie była to sucha biografia, którą znamy z książek czy filmów dokumentalnych, by główny bohater miał jakieś motywacje (przyznaję, ten wątek nawet ciekawie powiązano z prawdziwymi wydarzeniami), ale jednak... Po prostu Ady nie daje się lubić. Widz nie cierpi jej od pierwszego odcinka. Nie mam na myśli tutaj tego, że bohaterka odrzuca uczucia młodego aktora, ależ skąd - ma do tego pełne prawo. Nie drażni mnie nawet fakt zabawy z Bodo, zwodzenia jego uczuć, ale całkowicie inna rzecz. Otóż Adę kreowano na dobrą koleżankę głównego bohatera, lecz miałam usilne wrażenie, że jest ona nią tylko w deklaracjach. Naprawdę było mi przykro, gdy dziewczyna wręcz wyśmiewała pasję aktorską Bodo, mówiąc, że nie jest to poważne zajęcie, a wręcz traktując je z wyższością, ponieważ porównywała aktorstwo do kłamstwa lub też życia w kłamstwie. Ostatecznie wybrała małżeństwo z rozsądku (?) z Niemcem, Hansem, które z czasem również się nie układa. Do twórców mam również żal, że jej wątek był bardzo słabo rozwijany. Najpierw Ada była, później zniknęła, za chwilę Bodo sobie o niej przypomina i myśli, że ciągle ją kocha i chciałby z nią być... Szczerze? Tak to nie działa. Zawaliła tu dość mocno psychologia, ponieważ przez długi czas nie było w ogóle widać, że główny bohater wzdycha do tej Ady, pisze do niej, tęskni za nią, po czym nagle bohaterka Anny Pijanowskiej znowu się pojawia i uczucia... Nawet nie wracają, a one cały czas jakby były żywe. Jeśli główny bohater nie miał kontaktu ze swoją młodzieńczą miłością, to byłoby to więcej niż pewne, że z czasem uczucie by wygasło. Twórcy postanowili jednak pójść inną kliszą i moim zdaniem poszło to źle. Rozumiem zamiary - życie uczuciowe Eugeniusza Bodo było owiane tajemnicą, do tej pory autorzy książek głowią się, czy Bodo miał jakąś prawdziwą miłość, czy stronił od romansów, czy też może je dobrze ukrywał. W serialu ukazane jest, że raczej romanse ukrywał, ale ciągle czekał na prawdziwą miłość - w sumie nie różnił się wiele od typowego mężczyzny z tamtych lat - nawet przypadkowy seks nie był uważany za coś złego dla faceta, ale raczej się tymi podbojami oni nie chwalili. Niestety, wątek Ady (a także Hansa, z którego później zrobiono oficera SS - i miałam przy tym zagwozdkę, bo jak lekarz nagle stał się oficerem? Nie było to wyjaśnione) został zawalony na całego.

Trochę sobie ponarzekałam, to teraz przejdę do rzeczy, które mi się podobały i które chcę obronić. Spora część widzów czepiała się wyboru Antoniego Królikowskiego do roli młodego Bodo, jak i jego późniejszej gry. Moim zdaniem jednak ciężko mi było dostrzec jakąś kiepską grę. Antoni Królikowski, mimo tego że jest starszy ode mnie o rok, czyli ma już 27 lat, to wciąż ma taką urodę nastolatka, Przez to idealnie nadawał się do roli młodego, niedoświadczonego i nieco naiwnego chłopaka, który po prostu ma marzenie i chce je za wszelką cenę zrealizować. A że nie zawsze mu wychodziło czy miewał wręcz komiczne wpadki? Myślę, że zyskiwało to na autentyczności - bo nawet mając wielki talent, należy go szlifować. Dlatego moim zdaniem wybór był dobry, nawet jeśli początkowe odcinki nieco zwalniały akcję, to myślę, że Antoni Królikowski poradził sobie z rolą młodzieńca, który dopiero zaczyna, dopiero debiutuje. I chce spełnienia swoich marzeń.

Inni widzowie mieli zarzuty do aktorek, które wystąpiły w serialu. Sądzę jednak, że większość z nich miała jednak zbyt małe role, by cokolwiek o nich powiedzieć dobrego lub złego. Nie liczę Agnieszki Wosińskiego w roli Doroty, matki Bodo, która poradziła sobie nieźle, a charakteryzacja na starszą kobietę wyglądała całkiem dobrze. Serial postawił jednak na młode aktorki, takie jak Roma Gąsiorowska, Anna Próchniak czy Patricia Kazadi. Do gustu przypadła mi zwłaszcza ta druga w roli Nory Ney. Do tego stopnia podobały się te kreacje, że szczerze zainteresowałam się tymi przedwojennymi aktorkami. Podobnie nie można mieć większych zażaleń do gry panów. To, że właśnie czasem leżał scenariusz (patrz wątek o Adzie), nie znaczy, że aktorzy byli beznadziejni.
Oczywiście serial jest dopracowany, jeśli chodzi o ukazanie Warszawy przedwojennej. Nie mówię "Polski", nawet jeśli akcja toczyła się w kilku miejscach, ponieważ w serialu mieliśmy tylko jedną twarz, tę rozwiniętą, kulturalną Polską sprzed II wojny światowej. Nie był to serial, w którym człowiek spodziewałby się ukazanie biedy na wsi np. na Kresach, dlatego nie należy się czepiać tego, że ten wizerunek był taki elegancki, bogaty - w końcu było pokazane tu głównie środowisko artystyczne. Zwierz Popkulturalny poruszyła w swojej książce nieco inne wątki, lecz jednak ona ukazywała kino od innej strony, od tej, którą niekoniecznie musiał znać Bodo wraz ze swoimi przyjaciółmi. Jest to Warszawa artystyczna, pełna radości i entuzjazmu. Całości dopełnia świetna choreografia oraz piosenki, a nawet muzyka w tle - jazz idealnie pasuje do tego serialu.

Można oczywiście się czepiać, że wiele faktów jest przeinaczonych, że są wpadki historyczne, że język postaci nie pasuje do języka Polski przedwojennej (można to sobie porównać, oglądając filmy z tamtego okresu) - jednak jest to serial stworzony współcześnie, skierowany do współczesnego widza, żyjącego w roku 2016. Wszystkie fakty historyczne nie muszą być ściśle pokazane, bo jak wiadomo - część z nich zawsze będzie "niefilmowa". Pewne rzeczy trzeba sobie dopowiedzieć, inne trochę skrócić czy przeinaczyć. Mimo to można poczuć klimat okresu międzywojennego, a nawet wzruszyć się na końcu, kiedy ukazana jest tragiczna i wyjątkowo niesprawiedliwa śmierć Bodo - który zginął niestety przez niefortunny przypadek.

Czy TVP poradziło sobie z produkcją, którą bardzo mocno promowało i podkreślało wręcz, że jest to superprodukcja? I tak i nie. Gdyby to była produkcja w stylu BBC, skrócona do powiedzmy sześciu odcinków, nieco odchudzona z niepotrzebnych i nieudanych wątków - śmiało mogłaby konkurować z innymi serialami europejskimi o podobnej tematyce. Jednakże czegoś mi zabrakło. Osobiście nie przypadło mi do gustu również rozłożenie akcji - z jednej strony pierwsze cztery odcinki szło wolno, a później wszystko było trochę "po łebkach". Oprócz tego nietrafione postacie fikcyjne trochę rażą w całości. Mimo wszystko... Uwielbiam ten okres, uwielbiam produkcje, które opowiadają o czasach przedwojennych i uwielbiam historie, które opowiadają o artystach - a Eugeniusza Bodo z całą pewnością można nazwać artystą z niebanalnym życiorysem. Do tego mogę powiedzieć, że serial mnie zachęcił do obejrzenia kilku filmów z udziałem Bodo. Polecam spojrzeć na nie, przy części z nich prawa autorskie już wygasły, więc mogą być umieszczono chociażby na YouTube. Przeszkadzać może trochę fakt, że takie filmy tworzyło się zupełnie inaczej niż dzisiaj oraz to, że przy części z nich niestety brakuje trochę klatek, co utrudnia oglądanie. Mimo wszystko komedie mają uniwersalny humor, który potrafi bawić i dzisiaj. Do tego, jak już wspomniałam wcześniej, ciekawie serial wygląda w połączeniu z książką Zwierza Popkulturalnego - aż trochę żal, że w serialu Bodo nie spotkał gdzieś na swojej drodze Mariana i Adama. Warto też obejrzeć ten serial dla roli Tomasza Schuchardta - jednego z bardzo utalentowanych aktorów młodego pokolenia, do tego podobnego do swojego bohatera w serialu. A całość otrzymuje ode mnie ocenę 6,5-7/10, czyli dobry z minusem. Jednak wady, o których wcześniej wspomniałam, trochę przeszkadzają w odbiorze. Duży potencjał, a czasem po prostu pewne wątki były po prostu irytujące. Mimo wszystko warto spojrzeć i dać szansę. 
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz