Marvel Cinematic Universe zaczynam lubić na tyle, że zaczynam żałować, że komiksy w Polsce są dość trudno dostępne. Skany - tak samo, albo nie dotarłam do odpowiednich źródeł. Zostają mi więc filmy z superbohaterami wykreowanymi przez Marvela. I te są coraz lepsze, a przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Wprawdzie do "Czasu Ultrona" można mieć trochę zastrzeżeń, ale myślę, że "Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów" spokojnie nadrabia tamte niedociągnięcia. Przy okazji w ładny i nienachalny sposób przedstawia nam nowych bohaterów, których bliżej poznamy w kolejnych filmach, zapowiedzianych do 2019 roku. Ale po kolei.
Źródło: filmweb.pl |
Postaram się, aby ta recenzja była w miarę bezspoilerowa, choć sporo osób już widziało film. Ja generalnie jestem zadowolona, choć nigdy wielką fanką Steve'a nie byłam. Ale filmy z Kapitanem Ameryką mają moim zdaniem taką zaletę, jakiej nie mają np. Avengersi - są trochę dojrzalsze i przemycają w ciekawy sposób dość trudne tematy polityczne. Tak było w poprzedniej części, tak jest i w tej. Przede wszystkim bardzo mnie urzekł główny wątek. Reklamowany jako konflikt między Stevem a Tonym, którzy nazywali siebie przyjaciółmi (choć potrafili sobie dogryzać), ale bardziej jest to konflikt wartości. Steve jest idealistą, bardzo ceni sobie przede wszystkim wolność, także i wolność wyboru, nie lubi być ograniczany, nawet jeśli to sam ONZ. Jak sam mówi, nie potrafiłby się bezczynnie patrzeć na to, że ludzie giną, tylko dlatego, że ONZ zabronił akurat Avengersom wyruszania na misję. Z kolei Tony Stark kieruje się głównie strachem, lecz nie jest to strach nieuzasadniony, a wręcz przeciwnie - spowodował w końcu (pośrednio lub bezpośrednio) śmierć niewinnych ludzi. Boi się więc dłużej to ciągnąć, obawia się też utraty kontroli nad samym sobą. Wybór wolność albo bezpieczeństwo jest wyjątkowo trudny. I myślę, że to zostało dobrze ujęte w filmie. Każda ze stron ma swoje racje, choć widz wie niemalże od początku, że to jednak Kapitan Ameryka się nie myli w swoich osądach. Nawet jeśli czasem bardziej kieruje się emocjami (takimi jak więź ze swoim przyjacielem), to jednak obiektywnie rzecz biorąc, nawet jeśli nie znał wszystkich faktów, to miał rację, ale też trzeba przyznać, że chyba po raz pierwszy Tony Stark przyznał się do błędu. Choć nawet to nie sprawia, że konflikt rozwiązuje się w łatwy sposób, a wręcz przeciwnie.
Niektórzy mówią, że ten film jest filmem dla fanów Bucky'ego, bowiem niemal każdy widz ma potem odczucie, że Bucky jest taki biedny, że trzeba go chronić i w ogóle. Ja tego tak do końca nie odebrałam. Zresztą, sam Bucky zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że pranie mózgu nie upoważnia go do tego, aby nie ponosił konsekwencji za swoje winy, a wręcz przeciwnie. Czuje się z tym źle i dlatego nie oczekuje nawet pomocy od Kapitana, choć doskonale wie, że został wrobiony w pewien incydent. I myślę, że to świadczy o sile tej postaci.
Pojawiają się także nowi bohaterowie, ale jednak widz nie ma poczucia, że jest ich za dużo, czy są oni niepotrzebni. Mi najbardziej podobał się Spiderman. Filmy kinowe podchodzą do tej postaci po raz trzeci - Spiderman będzie miał jeszcze oddzielny film powiązany z MCU. Poprzednie filmy prędzej czy później okazywały się katastrofą, acz teraz mam wrażenie, że wreszcie podeszli do tego w należyty sposób. Przede wszystkim widać, że Spiderman jest tutaj nastolatkiem, w dodatku bardzo typowym nastolatkiem - lekką fajtłapą, jąka się, gdy widzi znanych superbohaterów, a dodatkowo dodaje humoru w filmie i w scenach walki. Myślę, że ten Spiderman jest w końcu trafiony i nie mogę się go doczekać w kolejnych filmach. Pojawiają się też pewne smaczki, jak np. rozmowy i interakcje Wandy i Visiona. Z komiksów wiadomo, że zostali oni parą, więc kto wie, czy MCU nie pociągnie dalej. Kolejnym ciekawym bohaterem wydaje się Czarna Pantera, czyli T'Challa. Początkowo pałał on chęcią zemsty, ale później wykazuje się sporą mądrością. Jestem ciekawa, jak wypadnie film poświęcony jego postaci. Wszystkich smaczków związanych z popkulturą jednak nie chcę zdradzać, bo czuję, że zepsułabym ten film. Przypomniało mi się jedynie, że muszę koniecznie nadrobić film z Ant-Manem, ponieważ ten superbohater również przypadł mi do gustu (głównie ze względu na to, że dostarczył masę humoru).
Na wielki plus oczywiście sceny walki i sceny akcji (ach, te pościgi). I czuję, że dobrze, że poszłam na wersję 2D - niestety, ale takie sceny naprawdę dużo tracą w 3D, ze względu na szybką zmianę obrazu. A na brak takich scen nie można narzekać. Nie jest ich oczywiście za dużo, ale też nie ma nudnych przestojów. Proporcje są wyważone. Muzyka - również dobrana i wpadająca w ucho, choć może to nie jest to samo, co soundtrack z "Deadpoola".
Jako że do tej beczki miodu trzeba dodać łyżkę dziegciu, muszę wspomnieć też o wadach. A były takowe. Po pierwsze, jak na tak długi film, to jakoś mało poświęcone jest Czarnej Wdowie, w przeciwieństwie do poprzedniego filmu o Kapitanie Ameryce. Właściwie jej rola jest ograniczona do kilku scen walki, do pomocy odpowiednim bohaterom i to w zasadzie tyle. A może to już Scarlett Johansson mi się przejadła? Drugą zasadniczą wadą jest końcówka filmu. Bez większych spoilerów to mogę zdradzić, że z lekka mnie rozczarowała. Główny antagonista bowiem miał sprytne plany, kombinował, mieszał, a koniec końców okazało się, że plan i motyw były bardzo proste, żeby nie powiedzieć - wręcz banalne. I po co właściwie było się tłuc po tym świecie? Tego czasem nie pojmuję przy tworzeniu antagonistów.
Jeśli ktoś szuka porządnej rozrywki - Marvel na pewno ją dostarczy. Jeśli ktoś nie lubi oglądać samego mordobicia, a czasem szuka ciekawych, ważnych, acz nienachalnych wątków, to również Marvel potrafi to zapewnić w swoich filmach. Taki jest też "Kapitan Ameryka". "Wojna Bohaterów" to idealny ciąg dalszy "Czasu Ultrona". Film trzyma w napięciu do samego końca, sceny walki nie zawodzą, a dodatkowo nie brakuje humoru. Wiedziałam, na co się piszę, nie mogłam się doczekać tego filmu i się nie zawiodłam. Muszę jednak dodać jedno - film ze względu na dość brutalne sceny nie nadaje się jednak dla młodszych nastolatków, choć zdaję sobie sprawę, że jest też wersja z dubbingiem (moim zdaniem filmy MCU trochę na tym tracą, ale to temat na osobny post). Ale tak to śmiało mogę polecić film tym, którzy lubią rozrywkę po ciężkim dniu. Idźcie do kina! A moja ocena to 9/10 czyli film jest rewelacyjny.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz