Jesteśmy po Oscarach, a więc wiemy, że tegorocznym wielkim wygranym jest "Birdman, czyli nieoczekiwane pożytki z niewiedzy". Widocznie miałam pewne przeczucie, oglądając wczoraj ten film. Czy zasłużył na akurat te statuetki? Czy jest tym "najlepszym filmem"? Z całą pewnością jest to film dobry i ciekawy. Jednak w mojej opinii nie w każdej kategorii te zachwyty powinny być uzasadnione.
Źródło: filmweb.pl |
Przede wszystkim bardzo lubię filmy opowiadające o artystach, o kulisach powstawania jakiegoś dzieła, czy to filmowego, czy teatralnego. I "Birdman" właśnie taki jest. Momentami w dość surrealistyczny sposób ukazuje nam ten światek artystów, którzy muszą się mierzyć z własnymi problemami, a na scenie pokazywać nam zupełnie inną twarz.
Każda z postaci w tym filmie ma własne problemy i próbuje na je na pewien sposób rozwiązać. Mamy córkę Riggana (świetnie zagraną przez Emmę Stone), która dopiero co wyszła z odwyku i nie potrafi porozumieć się z ojcem. Sam nie rozumie tego, dlaczego ojciec próbuje udowodnić za wszelką cenę, że jeszcze jest coś wart. Jej zdaniem bowiem Riggan już nikogo nie interesuje. Dodatkowo główny bohater jest skonfliktowany z pozostałymi aktorami grającymi w jego sztuce - nie potrafią się oni między sobą dogadać, w dodatku ich osobiste problemy sprawiają, że wystawienie sztuki może w ogóle nie dojść do skutku.
W filmie zaskakują również elementy surrealistyczne. Są one wplecione w fabułę tak, że widz nie jest do końca pewien, czy główny bohater ma faktycznie supermoce, czy może jest to jakiś wytwór jego wyobraźni, symbol zmagania się z przeszłością? Do tego niejednoznaczna końcówka również zaskakuje, a przy tym pozostawia wolne pole do interpretacji.
"Birdman" otrzymał Oscara za zdjęcia. I choć byłam całym sercem za "Idą", to wczoraj przestałam mieć wątpliwości - film ten okazał się zbyt poważną konkurencją. Praca kamerzysty zasługuje na szczególną uwagę, bowiem w filmie nie ma praktycznie cięć, a jedynie są długie ujęcia, tak jakby kamerzysta cały czas śledził daną postać.
I... Choć jest to ciekawy zabieg, to na dłuższą metę jednak męczący. I to moim zdaniem jest główną wadą filmu. Przez te ujęcia widz może się pogubić i zwyczajnie znudzić i podczas oglądania w zasadzie zająć się czymś innym. Za dodatkową wadę uznałabym fakt, że nie wszystkie postacie w filmie zapadają w pamięć.
W podsumowaniu warto wspomnieć o Oscarach. Łącznie "Birdman" otrzymał ich bowiem 4. Czy jest "najlepszym filmem 2014 roku"? Moim zdaniem ciężko stwierdzić. Jest z całą pewnością dobry, na pewno lepszy od "Boyhooda", który momentami nudził swoją banalnością. Ale z kolei to moim zdaniem "Boyhood" powinien otrzymać Oscara za reżyserię. Scenariusz moim zdaniem zasługiwał na Oscara. Jednakże po cichu liczyłam, że to "Grand Budapest Hotel" zdobędzie statuetki w głównych kategoriach, a nie tylko w tych technicznych. Mimo wszystko warto zobaczyć ten film, a moja ocena to 8/10, czyli bardzo dobry.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz