wtorek, 5 sierpnia 2014

Halt and Catch Fire (2014)

UWAGA! Recenzja może zawierać spoilery. Jeśli nie oglądałeś/aś jeszcze ostatniego odcinka serialu, czytasz ją na własną odpowiedzialność.
Mam takie dziwne poczucie pustki. Jest ku temu kilka powodów. Po pierwsze, na ten serial czekałam dobre kilka miesięcy. Teraz się skończył, a jestem zachwycona. Wiedziałam, że Lee Pace w wydaniu serialowym mnie nie zawiedzie. A jednocześnie spełniła się "klątwa" i prawdopodobnie to był pierwszy i niestety, ostatni sezon. Druga sprawa - nawet nie spodziewałam się, że potoczy się to tak, że będę tłumaczką napisów. Chciałam jednak, żeby ludzie zaznajomili się z tym serialem, żeby nie był dostępny tylko "dla wybrańców". Nie narzekam bowiem na moją znajomość języka angielskiego, ale jednak słownictwo techniczne to było dla mnie momentami jak czarna magia. Choć przy okazji człowiek czegoś się uczy. Po trzecie, myślę, że nawet gdyby Lee tam nie grał, to serial i tak bym obejrzała. Bo to lata 80. (moje ukochane), bo to fajna fabuła, fajne postacie, ale przede wszystkim urzekła mnie tematyka. Przypomina mi się bowiem, jak kilka miesięcy temu pisałam podrozdział pracy magisterskiej na temat historii Internetu. Opisana historia w "Galaktyce Internetu" jawiła mi się jako coś odległego, a jednocześnie fascynującego. Fascynuje (a jednocześnie mnie przeraża) to, jak to wszystko szybko się zmienia, jak cała ta technologia idzie do przodu. A jestem pokoleniem, które jeszcze pamięta dyskietki zamiast pendrive'ów, więc także patrzyłam na niektóre scenki serialu z pewnym rozczuleniem. Ale to tylko jeden z czynników przyciągających. Gdyby nie te najważniejsze - fabuła i postacie - prawdopodobnie darowałabym sobie już dawno (podobnie jak Mad Men, choć jest to serial z tej samej stacji telewizyjnej, mogłam też zauważyć pewne podobieństwa).
Źródło: filmweb.pl
Teksas, rok 1983. Do niewielkiej firmy zajmującej się komputerami, Cardiff Electric, przybywa manager ds. sprzedaży, Joe MacMillan. Joe pochodzi z Nowego Jorku i tam pracował dla IBM. Rzuca jednak pracę i namawia zdołowanego inżyniera, Gordona Clarka, by razem stworzyli coś lepszego, niż oferuje IBM. W tym celu decydują się na ryzykowny krok, czyli inżynierię odwrotną komputera od IBM (inżynieria odwrotna oznacza "rozkręcenie" danej maszyny i rozkodowanie jej, by poznać system działania). Panowie pakują się w kłopoty. Pomóc może im zdolna koderka, Cameron Howe, która rzuca studia, by móc zacząć współpracować z Joe i Gordonem.

Wystarczył tylko pierwszy odcinek, by serial kupić w całości. Jest w nim bowiem wszystko: tajemnicze, ciekawe postacie (takie jak Joe), skomplikowane relacje między bohaterami, współpraca, a także konflikty oraz piękny rozwój postaci (widać kolosalną różnicę między czwórką głównych bohaterów na początku i na końcu). Do tego gra aktorska. Lee to już pewnego rodzaju klasa, choć sam przyznawał, że zagranie takiej postaci, jak Joe, jest dla niego wyzwaniem. Ale moim zdaniem Scoot McNairy, czy Kerry Bishe również sobie poradzili, widać było chemię między Gordonem i Donną. A także wielkie brawa dla Mackenzie Davis, która miała do zagrania świetną postać, Cameron. Myślę, że kariera teraz stoi dla niej otworem.

Przyznaję też, że twórcy dobrze wybrnęli z wątków, które mogły być kłopotliwe. Po odcinku trzecim zastanawiałam się, czy Joe jest faktycznie biseksualistą, czy może jest to kolejna gra, jakiś element socjopatii (lub psychopatii) w tym sensie, że idzie po trupach do celu. Po odcinku siódmym jednak nie miałam wątpliwości. I bardzo mnie to cieszy, gdyż postaci biseksualnych jest jak na lekarstwo, to chyba wciąż jakieś tabu (bo już nawet homoseksualizm nie szokuje). A łatwo można było to zepsuć, robiąc z Joe geja lub całkowitego hetero. A tak się zazwyczaj dzieje. A biseksualni mężczyźni w kinie to już całkowita rzadkość. Moim zdaniem Joe to ciekawa reprezentacja, choć nie orientacja mnie urzekła (ani nawet nie scenki seksu, choć patrzyłam na nie z pewną przyjemnością), a raczej złożoność postaci. Do końca człowiek nie był pewny, czego można się było po nim spodziewać. Serial obfituje w ciekawe zwroty akcji, ale właśnie w ostatnim i w przedostatnim odcinku chyba specjalnie twórcy uśpili czujność widza względem Joe. Jest on zagadką, niby jego przeszłość jest wyjaśniona w jakimś stopniu, ale ciągle można się zastanawiać, czy on jest serio psychopatą, czy aby na pewno wszystko w jego życiu to gra? Świetnie partneruje mu Cameron, która przechodzi wspaniałą przemianę. Od dziewczyny, która jest uznana za dziwadło ze względu na zainteresowania, do pewnej siebie liderki. Przyznaję, że jej relacje z Joe mnie urzekły, ale rozwiązanie ich wątku miłosnego nawet mnie usatysfakcjonowało, choć nie jest takie szczęśliwe. Jest ona świetną postacią i ją można nazwać "silną postacią kobiecą". Silną duchem, pokazującą, że również kobiety mogą być dobre w "męskich" zawodach. Momentami Cameron jest bardzo odważna, dodatkowo patrząc na to, że to lata 80. Co by nie mówić, imponuje mi. Najmniej podobał mi się Gordon. Miał on swoje dobre momenty, ale generalnie miał on być chyba głosem rozsądku w tym serialu... I coś nie wyszło. Gdzieś on zgubił jaja po drodze, za bardzo momentami się słucha żony, choć końcówka ósmego odcinka należy zdecydowanie do niego.

Z innych rzeczy, jakie mnie urzekły - detale. Piękne zbliżenia, nawet części elektroniczne dzięki umiejętnemu operowaniu kamerą zdają się być piękne. Dodatkowo podoba mi się pewnego rodzaju symbolizm, np. sugestie, co będzie się działo z daną postacią widzimy na plakacie, w reklamie, itd. Stanowią one też ciekawe tło i komentarz dla całości.

Co z wad? Najmniej podobał mi się odcinek siódmy - skupiał się on za bardzo na dramach związanych z różnymi romansami. Nie mam nic przeciwko wątkom miłosnym, ale co za dużo, to niezdrowo. Mam również mieszane uczucia wobec zakończenia. Mam wrażenie, że jest to spowodowane jednak tym, że prawdopodobnie nie będzie drugiego sezonu (nie znalazłam przynajmniej informacji, a myślę, że twórcy powinni coś na ten temat powiedzieć, jeśli takie plany są). Jest bowiem ono dosyć otwarte, choć w przypadku wątku Joe mam wrażenie, że jego historia zatoczyła kółko, a w efekcie nie wiemy nic. I jest to w sumie ciekawe, a także myślę, że twórcy po prostu sobie zostawili furtkę. Być może wrócą do tego serialu. Fajnie by było.

Mimo wszystko uważam, że "Halt and Catch Fire" to ciekawa pozycja roku 2014 i jedna z lepszych produkcji, jaką miałam okazję obejrzeć. Z przyjemnością do niej wrócę, aby pooglądać ją raz jeszcze jako widz, a nie tylko jako tłumacz. Serial, choć krótki (dla mnie to wada, trochę mnie to smuci), ma swoje zalety i przedstawia coś, co dla nas jest już historią, zwłaszcza w przypadku technologii, choć minęło raptem 30 lat. Dla obsady również warto obejrzeć. Po prostu serial godny uwagi. Polecam też każdemu, kto jeszcze pamięta dyskietki, czy słynny sygnał łączenia się z Internetem. Aż czuć nostalgię. A serial otrzymuje ode mnie notę 8/10, czyli jest bardzo dobry. Jeśli ktoś jeszcze nie obejrzał, to niech się za to bierze!

Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz