niedziela, 1 czerwca 2014

Całkowite zaćmienie (1995)

Po obejrzeniu filmów z Lee raczej nie mam jakiejś konkretnej listy w stylu "co dalej". Dlatego wybór może padać różnie i generalnie ze mną to nigdy nie wiadomo, co następnego zobaczę. Ewentualnie zapraszam na mojego filmweba, gdzie tam mam zaznaczone, co już obejrzałam. Ale do rzeczy. Ten film, w reżyserii Agnieszki Holland, miałam na oku już od dawna. Głównie ze względu na tematykę (w sumie oprócz poezji Verlaine'a czy Rimbauda interesowało mnie też to, co dowiedziałam się na lekcji języka polskiego - a mianowicie fakt, że byli razem), ale też i ze względu na obsadę, czyli młodego Leonardo DiCaprio, a także Davida Thewlisa, który szerszej widowni jest znany jako Remus Lupin z serii filmów o Harrym Potterze. Leonardo DiCaprio to również bardzo niedoceniony aktor (choć doceniony przez szeroką publiczność, to jednak nie przez Akademię, czy krytyków filmowych - no, choć też czasami go doceniają), a szkoda. I uważam, że czasem warto sobie przypomnieć filmy z początku jego kariery, zwłaszcza sprzed "Titanica" (być może to właśnie "Titanic" mu zaszkodził i stąd brak Oscara).
Źródło: film.wp.pl
Film opowiada o ostatnich chwilach z życia Paula Verlaine'a, którego sława już przygasła, jest nieco zapomnianym poetą. Pocieszenia szuka głównie w alkoholu. Pewnego dnia przychodzi do niego siostra Arthura Rimbauda, Isabelle, która oznajmia mu, że brat nie żyje i życzy sobie, aby Verlaine zwrócił listy i wiersze, by mogły zostać spalone i zapomniane. Verlaine przypomina sobie historię burzliwego romansu z o wiele młodszym o siebie Rimbaudem - do momentu tragicznego postrzelenia (w przypływie zazdrości) i ostatecznego rozstania dwóch poetów.

Przede wszystkim zaskoczyła mnie dramatyczna forma przedstawienia związku. Nie jest on w żaden sposób wyidealizowany, za co wielki plus. Dlaczego? Ano dlatego, że dzisiejsza tendencja do przedstawiania związków homoseksualnych w kinie jest raczej na zasadzie "my vs. reszta świata", czyli "to cały świat jest okrutny, że nas nie akceptuje, a my jesteśmy w sobie zakochani i jesteśmy idealną parą". Problem w tym, że idealnych par, czy to homoseksualnych, czy heteroseksualnych po prostu nie ma. A związek Verlaine'a i Rimbauda był po prostu toksycznym związkiem, w pełnym znaczeniu tego pojęcia. Właściwie do końca się zastanawiałam, czy Verlaine kochał Arthura, czy też może raczej to było zafascynowanie połączone z zaspokojeniem pewnych potrzeb?

W końcu bardzo wiele ich różniło. Obaj byli poetami, ale jednak różnica wieku, czy oczekiwania, co do życia, czy drugiej osoby były chyba nie do pogodzenia. I tu należą się wszelkie brawa przede wszystkim dla Leonardo DiCaprio, który świetnie zagrał... Jakby to nie patrzeć, rozwydrzonego nastolatka, poetę, który chce żyć, pisząc tylko wiersze, człowieka szokującego, ale także niedojrzałego, pewnego rodzaju geniusza, a jednocześnie wariata. To była jedna z jego wczesnych ról, ale już tam zaznaczał się pewien talent. Verlaine grany przez Thewlisa jest z kolei człowiekiem rozdartym, czasem myśli rozsądnie o życiu (np. mówi kochankowi o tym, że z czegoś trzeba żyć, a nie tylko pisać wiesze), kocha też swoją żonę, ale jednocześnie potrafi on krzywdzić swoich bliskich. Jest też piekielnie zazdrosny, co widać w jego burzliwej i destrukcyjnej relacji z Rimbaudem - momentami zdaje się, że dwóch poetów łączy jedynie seks, ale dzieli wszystko inne, co doprowadza ostatecznie do tragedii. Jeśli chodzi o inne aspekty filmu, jak pozostałe role, czy scenografia, itd., to pozostałe role aż tak wyraziste już nie są. Współczułam żonie Verlaine'a, Matyldzie, ale jednak aktorka wydawała mi się nijaka. Może to tylko moje wrażenie. Pewne efekty, czy scenografia zdążyły się także zestarzeć, w końcu film jest z 1995 roku.

Czy warto jednak obejrzeć "Całkowite zaćmienie"? Moim zdaniem tak, nie tylko jako uzupełnienie ciekawego tematu z języka polskiego, ani nawet nie tylko jako przedstawienie artystów, poetów, ale przede wszystkim jako nietypowe, niewyidealizowane przedstawienie związku homoseksualnego, który w przypadku głównych bohaterów miał destrukcyjny wpływ. Jeszcze jednym, wielkim plusem jest to, że film nie przedstawia "historii życia" głównych bohaterów, a ten najważniejszy, najbardziej twórczy i burzliwy okres, kiedy byli razem. To sprawia, że film jest ciekawszy i stąd moim zdaniem zasługuje na ocenę 8/10, czyli bardzo dobry
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz