piątek, 24 stycznia 2014

Magia uczuć (2006)

Mam taki zwyczaj, że jak ktoś z aktorów wpadnie mi w oko, to staram się nadrobić jakieś wszelkie produkcje. Tym razem padło na Lee Pace'a, który jest znany szerszej widowni z roli Thranduila w Hobbicie. Sukcesywnie nadrabiam też serial "Gdzie pachną stokrotki" z nim w roli głównej i gdy skończę oglądać, napiszę również recenzję. Ale dzisiaj obejrzałam film "Magia uczuć", na który polowałam od dłuższego czasu. Szukałam go długo, bo kierowałam się tytułem angielskim, czy "The Fall", a to nie ułatwiało sprawy. Ale jeszcze wrócę do kwestii tytułu. 
Źródło: filmweb.pl
Akcja filmu toczy się na dwóch płaszczyznach. Pierwszą z nich jest szpital w Los Angeles z roku 1912. W szpitalu przebywa mała, 5-letnia Alexandria, córka rumuńskich imigrantów, która spadła z drabiny podczas zrywania pomarańczy (to jej praca) i ma złamaną rękę. Dziewczynka w szpitalu poznaje Roya, kaskadera filmowego, który doznał ciężkiego wypadku podczas kręcenia filmu. Roy jest sparaliżowany, w dodatku brakuje mu chęci życia, bo zostawiła go ukochana, która rzuciła go dla aktora. Mężczyzna zaczyna opowiadać Alexandrii pewną ciekawą, improwizowaną i dziwaczną historię o pięciorgu bandytów, którzy pragną dokonać z różnych przyczyn zemsty na hiszpańskim gubernatorze. I ta historia jest drugą płaszczyzną filmu.

Trzeba przyznać, że niewiele jest takich filmów, które potrafią przede wszystkim oddać fantazję, czy wyobraźnię - zwłaszcza dziecka. Mała Alexandria czuje się niezwykle samotna w szpitalu - rodzice z racji pracy rzadko ją odwiedzają, dlatego w Royu odnajduje przyjaciela. Sam kaskader jednak okazuje się być dość ciekawą, a także niejednoznaczną postacią, ale dlaczego - tego nie zdradzę, by nie robić spoilerów. I trzeba dodać więcej o drugiej płaszczyźnie filmu. Jest ona bardzo artystyczna, skupia się na stronie wizualnej przede wszystkim - kostiumy, miejsca, kolory - wszystko jest bardzo wyraziste, momentami nieco przerysowane, ale ma to sens. Sama historia o bandytach nie jest istotna sama w sobie. Jest ona improwizowana, momentami bezsensowna, z czasem sama Alexandria zaczyna dodawać różne dziwne elementy, ale to nie sprawia, że film jest przez to zły czy niezrozumiały. Wręcz przeciwnie, bo idealnie pokazuje myślenie i fantazjowanie dziecka, w wieku powiedzmy 5, czy 6 lat. Częściowo jest ona jednak kluczem do zrozumienia tego, dlaczego Roy tak cierpi. Wszystko jest jednak ukazane bardziej z perspektywy małego dziecka, które nie rozumie jeszcze wielu rzeczy. Momentami scenografia w części, nazwijmy to, "fantastycznej" budzi we mnie skojarzenia z dziełami Daliego. Ale to jest tylko na plus.

Kulisy powstawania filmu, jak się dowiedziałam, są bardzo ciekawe. Część ekipy myślała, że Lee jest serio sparaliżowany - a to dowodzi również wielkiego talentu aktora. Dziewczynka, która grała Alexandrię, miała w momencie kręcenia filmu 9 lat i pochodziła z Rumunii, a jej kwestie były w dużej mierze improwizowane. I nie należy się tu czepiać jej słabego akcentu w kwestiach angielskich - dla takiego dziecka to i tak bardzo duże wyzwanie. Generalnie gra Lee to jest coś, bo reszta aż tak bardzo się nie wyróżnia. Najważniejsza jest chemia pomiędzy nim a dziewczynką - w świetny sposób film ukazuje to, jak stopniowo rodzi się ich przyjaźń.

Co do tytułu, to mam mieszane uczucia. To znowu przypadek, kiedy polski dystrybutor zmienia drastycznie tytuł. Z jednej strony mogę zrozumieć decyzję, bo filmów o nazwie "The Fall" ("Upadek") trochę było, ale z drugiej strony jest to słowo klucz dla fabuły całego filmu, bo właśnie m.in. moment upadku jest punktem kulminacyjnym filmu, a także jego wprowadzeniem. Oczywiście można też to rozumieć w sposób metaforyczny. "Magia uczuć" to tytuł dość ciekawy, ale... Moim zdaniem dość naciągany. Nie jestem w stanie uzasadnić jednak, dlaczego. Po prostu nie do końca widziałam, gdzie tu jakaś magia*, choć z kolei uczucia są istotnym elementem.

Z wad filmu - nie mam pojęcia, być może to wynikało z wersji filmu, jaką oglądałam, ale momentami muzyka (choć dobra) była głośniej niż dialogi postaci. Tak niestety nie powinno być. Mam nadzieję, że to wynika z wersji filmu (pliku), a nie z ogólnego zamierzenia twórców. Bo jeśli jest to drugi przypadek, to niestety, moim zdaniem to tylko niepotrzebnie rozprasza.

Reasumując, film "Magia uczuć" jest filmem prostym, a zarazem bardzo artystycznym. Potrafi i wzruszyć i bawić zarazem, w dodatku jest ucztą dla oczu pod względem wizualnym. Jeśli ktoś szuka filmu spokojniejszego, skupiającego się na ciekawych relacjach (obcy dorosły - obce dziecko to dość ciekawa relacja i ciężko ją przedstawić), albo filmu, który ukazuje czyjąś fantazję - to jest to film zdecydowanie dla niego. Moja ocena to 8,5/10, czyli bardzo dobry z wielkim plusem. Wielki plus m.in. za Lee Pace'a, w którym to zaczynam dostrzegać wielki, acz nieodkryty talent (choć mam nadzieję, że to się zmieni). 

* Na filmwebie możemy się dowiedzieć, że gatunkiem tego filmu jest "fantasy". Nie wiem, kto to dodawał, ale jak dla mnie elementy wyobraźni dziecka niekoniecznie są równe fantasy. Radzę redaktorom weryfikować porządnie informacje. 
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz