sobota, 28 grudnia 2013

Hobbit: Pustkowie Smauga (2013)

Na ten film czekałam rok i się doczekałam. I krótko mówiąc - moje oczekiwania zostały spełnione, jestem zachwycona. Jeśli ktoś narzekał na dłużyzny w części pierwszej, to ten film go usatysfakcjonuje. Jeśli każde dzieło składa się ze wstępu, rozwinięcia i zakończenia, to ten film jest rozwinięciem idealnym - pełen akcji, bez przestojów, a jednocześnie dojrzalszy i mroczniejszy od części pierwszej. Postaram się, żeby recenzja nie zawierała spoilerów - jeśli podam jakieś szczegóły, to będą te zbieżne z książką (która ma ponad 75 lat, więc ciężko mówić w tym przypadku o spoilerach).
Źródło: filmweb.pl

Bilbo wraz z towarzyszami kontynuuje swoją podróż do Ereboru, która obfituje w jeszcze więcej przygód, które to stają się coraz bardziej groźne. Wyprawie zagrażają Orkowie, ścigający Krasnoludów przez niemalże całe Śródziemie, dodatkowo spotykają na swej drodze niezbyt przyjazne Elfy (w porównaniu do tych z Rivendell) oraz Ludzi z Miasta na Jeziorze (zupełnie innych, niż Ludzie z "Władcy Pierścieni"). Tymczasem Gandalf, który pozostawia kompanię Thorina, rozwiązuje wspólnie z Radagastem zagadkę tajemniczego i mrocznego Czarnoksiężnika.

Ciężko mi tak na świeżo rozpisać się, co mi się najbardziej podobało, bo podobało mi się tyle rzeczy, że nie wiem, od czego zacząć. Ale myślę, że najlepiej od fabuły. Jak wspomniałam w wstępie - film nie ma praktycznie przestojów. Dla kogoś, kto liczył na to, że pewne wątki będą identyczne, jak w książce, to może być wada, ale dla mnie - niekoniecznie, choć czytałam książkę. Zresztą, liczę też na wersję rozszerzoną, gdzie pewnie dodadzą pewne sceny, których akurat zabrakło względem książki - podobnie jak w przypadku "Niezwykłej Podróży". Bo przy Mrocznej Puszczy akurat mam lekki niedosyt, że było to tak dość szybko pokazane. Z jednej strony - bardzo fajna, narkotyczna wizja lasu, a z drugiej - trochę za krótko, jeśli chodzi o Elfy (choć nie należą do moich ulubieńców w Śródziemiu, jednak chciałam więcej). Pod względem akcji i pod względem wizualnym jest to jednak uczta dla oczu. Jak ktoś narzekał na "bajkowość", czy "cukierkowe kolory", tak w "Pustkowiu Smauga" mamy zdecydowanie więcej mroku.

Zresztą, bajkowość była zamiarem twórców, więc tego się nie czepiam. I spotkałam się z fajną interpretacją, że przecież jest to opowieść Bilba, który jest już stary, więc może nie pamięta wszystkiego dokładnie i idealizuje pewne rzeczy - i tak wytłumaczenie mi się podoba. A także inne tłumaczenie, bardziej związane z "foreshadowingiem" na temat "mroku i ciemności" - przecież książka była napisana na krótko przed II wojną światową - nawet w literaturze w tamtym okresie czuć było nadchodzącą katastrofę. Być może jest to nadinterpretacja, ale mi się podoba. Wiele efektów jest stworzonych ewidentnie pod 3D, dlatego mam zamiar wybrać się jeszcze raz właśnie na wersję 3D. Ale akcja jest bardzo szybka, szybko się rozwija, napięcie rośnie z każdą minutą, aż pozostawia widza w punkcie kulminacyjnym. Nie ma zastojów, momentami jest trochę fragmentarycznie, ale dla mnie to nie jest wadą, ponieważ uważam, że nie wszystko musi być podane widzowi na tacy. I zwykle zabieg pozostawienia widza w punkcie kulminacyjnym (który jest wręcz epicki tutaj) doprowadza mnie do wściekłości, ale takiej pozytywnej, pt. "Ja chcę jeszcze!" i tak też było tym razem.

Bohaterowie. Z jednej strony mamy tylko kilka dramatis personae, które są jak w teatrze antycznym - osobami ważnymi, z wysokich rodów, itd. (z wyjątkiem Bilba), a z drugiej - jednak jest mnogość postaci, a dochodzą także nowe. Dlatego rozumiem, że ciężko opowiedzieć w szczegółach historię każdego Krasnoluda, bo film trwałby może i 4 godziny. Mimo wszystko warto powiedzieć o tych głównych bohaterach. Przede wszystkim wielki plus i wielkie brawa dla Martina Freemana i Richarda Armitage - Bilbo i Thorin jako postacie nabierają kolorów, ponieważ nie są jednoznacznymi postaciami. A ja wręcz kocham niejednoznaczne postacie. Bilbo powoli odczuwa to, jaki wpływ ma na niego Pierścień (i jest to moim zdaniem lepiej pokazane, niż w przypadku Froda, ale to też kwestia aktorstwa - niestety Elijah Wood to dla mnie drewno, jeśli chodzi o aktorstwo, czyli nazwisko jest dość znaczące). Czuć to, że jego postać przechodzi zmianę, lecz ciężko ocenić, czy ta zmiana jest tak do końca negatywna. Podobnie Thorin - czym bliżej złota z Ereboru, tym bardziej zaczynają się ujawniać cechy dziedziczone w rodzinie (ktoś to nieźle porównał do uzależnienia i dziecka cierpiącego z powodu tego, że bliski jest uzależniony, w efekcie mamy zamknięte koło, co mi się podoba), ale jednocześnie Thorin jest dumny, dba o swój ród, swoich bliskich, można zrozumieć jego pobudki, gdy odmawia Thranduilowi współpracy. Gdy spotyka Smauga, nie jest bierny, jak w książce. I to jest wielki plus. Może kogoś będą drażnić przygody a'la Indiana Jones, ale mi one nie przeszkadzały (może to sentyment do tej serii filmów?). Lee Pace jako Thranduil wypada genialnie. Z jednej strony jest królewski, majestatyczny, również dba o swoich ludzi, ale z drugiej strony jest właśnie tak, jak powiedziała Evangeline Lilly - widzowie go pokochają, a jednocześnie znienawidzą. Tak też było w moim przypadku. Bard Łucznik - z jednej strony również dba o swoją rodzinę (jest samotnym ojcem dla syna i dwóch córek po śmierci żony), ale z drugiej strony jest również niczym Robin Hood, trochę ujawnia się jego makiawelizm (jak w przypadku Thorina, sam Richard mówił, że wzoruje postać Thorina na postaci Makbeta i coraz bardziej jest to widoczne), dla dobra rodziny jest nawet skłonny do korupcji. Podobnie jak i postać Władcy Miasta na Jeziorze (świetnie zagrał go Stephen Fry) - z jednej strony to powtórka z rozrywki i postać złego, chciwego władcy, ale z drugiej strony - powiew świeżości, jeśli chodzi o wątki polityczne (taki ukłon w stronę współczesności). Pewnie sporo ludzi jest ciekawych Legolasa - szczerze, Legolas jest też powtórką z rozrywki, jeśli chodzi o jego akcje. Podobnie jak w "Władcy Pierścieni" znów jest za idealny i odnosi się wrażenie, że właściwie mógłby sam wygrać każdą wojnę, bitwę, itd., a z drugiej strony pod względem charakteru jest bliższy swojemu ojcu, Thranduilowi - nieufny Krasnoludom, żeby nie powiedzieć - wrogi. Jakiś wpływ na niego próbuje mieć Tauriela. I o niej słów kilka. Jest to postać dodana do filmu, bo brakowało postaci kobiecych. I wypada zaskakująco dobrze - jej wątek nie przysłania głównej opowieści, a jest uroczym dodatkiem (dla mnie, świeżo po lekturze "Silmarillionu" świetne są smaczki, takie jak rozmowa o gwiazdach, które są najdroższe Eldarom), choć nie tylko jej uroda wyróżnia się w filmie. Jej charakter, młodość, chęć bycia niezależną i robienia tego, co uważa za słuszne - to są te rzeczy, dzięki którym kupiłam postać. A także śliczny wątek romansowy z Kilim. Jak zazwyczaj nie lubię wątków romansowych, tak ten mnie urzekł (żeby nie powiedzieć, że wzruszył). Jestem ciekawa, jak dalej się rozwinie (choć znając książkę, tym bardziej trzecia część złamie mi serce).

No i efekty CGI. Znowu mi zgrzytały przy scenach, gdy postać była pokazana z daleka, ale jestem w stanie przymknąć na to oko - chyba jeszcze tak zaawansowani technologicznie nie jesteśmy. Za to pająki są wyjątkowo realistyczne (i straszne), a także Smaug - nie bez powodu wszyscy go zachwalają, jest to chyba najlepszy filmowy smok, jakiego widziałam (no i głos Benedicta Cumberbatcha bardzo do niego pasował).

Z wad - właściwie nie podobała mi się jedna rzecz (a właściwie postać), która była pokazana zbyt łopatologicznie moim zdaniem. Ale to nie jest wina filmu samego w sobie, bowiem ta postać, znana przede wszystkim z "Władcy Pierścieni" była również ukazana w ten sam łopatologiczny sposób. Dlatego... A, nie czepiam się.

Jeszcze mogę dodać w ramach zakończenia, że na pewno nie zabrałabym na ten film dziecka - jest jednak zbyt brutalny i zbyt mroczny. Ja, osoba dorosła, momentami zamykałam oczy, więc nie chcę wiedzieć, co ma poczuć dziecko. Podsumowując - film jest majstersztykiem w swojej kategorii. Oczekiwałam porządnego kina rozrywkowego i przygodowego - i to dostałam. "Hobbit" nie dorówna "Władcy Pierścieni", na pewno nie zdobędzie też tylu nagród (choć są inne powody, dlaczego), mimo wszystko jest wart uwagi. I już nie mogę się doczekać trzeciej części. Moja ocena to: 9,5/10, czyli rewelacyjny/fantastyczny z wielkim plusem. 
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

2 komentarze :

  1. Druga część dużo lepsza, zgadzam się z tym :)

    w sumie nie patrzyłem tak na dwójkę jak Ty, chyba powinienem zobaczyć Hobbita drugi raz ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie po pewnym czasie dochodzę do wniosku, że film nie jest zły, ale jest posklejany. Ma dość kiepski montaż, taki robiony "na szybkiego". Ale nie chcę tego oceniać, bo wiem, że będzie edycja rozszerzona.

      Usuń