środa, 25 grudnia 2013

The Time of the Doctor (2013) - odcinek świąteczny Doctora Who

Hej. Życzę przede wszystkim wesołych świąt, bo przed nami jeszcze jeden dzień świąt Bożego Narodzenia. I dzisiaj miała miejsce premiera świątecznego odcinka Doctora Who. Odcinek nosił tytuł "The Time of the Doctor". Był to ostatni odcinek z Mattem Smithem w roli Doktora - od 8 serii, która będzie w przyszłym roku, zobaczymy Petera Capaldiego. Recenzja tym razem nie zajmie mi tyle, co w przypadku odcinka rocznicowego, bo i nie mam się co rozwodzić. Mogą być lekkie spoilery
Źródło: sciencefiction.com
Ogólnie znowu mi ciężko streścić odcinek. Tyle się w nim dzieje, że w zasadzie mógłby posłużyć jako bingo, czy jako odcinek pod pijacką grę. W zasadzie pokazuje wszystkie motywy związane z 11 Doktorem, jak np. Anioły, Silence, szczelina w ścianie, czy nawet paluszki rybne z custard*. A jednocześnie Moffat chce utrzymać bajkowość odcinka świątecznego i... O dziwo, udaje mu się to. Byłam bardzo zaniepokojona trailerem, w którym było wszystko i nic, a jednak... Wypadło bardzo, bardzo dobrze. Doktor ratujący miasteczko "Boże Narodzenie"? Dla mnie bomba. Choć zabieg bardzo, bardzo bajkowy, to jednak takie wychodzą Moffatowi dobrze. I to nawet bardzo dobrze.

Poza kilkoma zgrzytami, jak zbyt dorosły humor, czy pewna postać, która się pojawia na kilka sekund, naprawdę mam niewiele zastrzeżeń. Dlaczego? Bo nawet motywy w stylu "Silence will fall, when question is answered", czy motyw z Dalekami, które mogły się przejeść nawet największemu fanowi... Nie mają znaczenia, gdy widzimy, co się dzieje. Z każdą minutą odcinek staje się po prostu coraz lepszy. Momentami śmieszny, momentami wzruszający - taki, jaki właśnie powinien być odcinek świąteczny. Szkoda nam się robi Clary, która naprawdę przywiązała się do Doktora, jak do przyjaciela (a może nawet coś więcej, ale to kwestia interpretacji). Ale najbardziej podoba mi się sama końcówka. Wiemy już od pewnego czasu, że Doktor regeneruje się w tym odcinku, więc nie będzie to żadnym spoilerem. Ale podoba mi się bardzo sposób, w jaki ta regeneracja przebiegła. Była jednocześnie... I typowa dla 11 (z wielką pompą, żeby nie rzec bardziej wulgarnie, bardzo efektowna), a jednocześnie nietypowa i niespodziewana. Pierwszy raz (chyba) bowiem Doktor regeneruje się właściwie z powodu... Starości. I o dziwo, stary 11 Doktor przypomina bardzo 1 Doktora. A właściwie jest wspomniane, że 11 Doktor to tak naprawdę 12 Doktor, więc można powiedzieć, że kółko (zegar) się zamyka. Podoba mi się to! Jak i nagłe pojawienie się Capaldiego. Peter Capaldi to aktor po pięćdziesiątce, znacznie starszy od Matta, widać, że jego Doktor będzie inny, ale również mi się podoba! I tak samo wyjaśnienie, co z Gallifrey - Gallifrey jest w równoległym wszechświecie, więc mogę to twórcom darować odcinek rocznicowy tym samym.

Muzyka czy realizacja stoją na wysokim poziomie, więc nie ma się co nad tym rozwodzić. Oczywiście realizacja wizualna była słabsza niż odcinek rocznicowy, ale można to zrozumieć - w końcu tamten odcinek był również emitowany w kinach. Ale nie przeszkadza to w odbiorze.

Cóż, teraz pozostaje tylko czekać na serię 8 (jestem bardzo ciekawa, jaki będzie kolejny Doktor, ale już go lubię) i gdybym miała ocenić tylko ten odcinek, to otrzymałby ode mnie notę 9/10, czyli rewelacyjny.

Być może coś jeszcze jutro napiszę, a na pewno w sobotę recenzja "Hobbita: Pustkowia Smauga". :)

* ponieważ nasi tłumacze z BBC Entertainment nieudolnie przetłumaczyli "custard" jako "budyń", a to niestety nie jest to samo. Czym jest custard, można poczytać chociażby na wikipedii
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz