czwartek, 19 grudnia 2013

Hobbit: Niezwykła podróż, edycja rozszerzona (recenzja wydania DVD, 2013)

Bo nie wiem, czy jest sens tworzenia recenzji filmu, który wyszedł rok temu. Oczywiście mam na myśli film sam w sobie. Choć warto też sobie przypomnieć, tak przed drugim filmem, o czym opowiada nam pierwsza część.
Źródło: bluedvd.pl

Tu jednak, zanim przejdę do rzeczy, opowiem nieco o samym wydaniu. Jest to wydanie kolekcjonerskie, bardzo ładnie oprawione, bo przypomina książkę. Zanim wyciągniemy samo pudełko z płytami, widzimy po prostu brązową okładkę z żołędziem na środku. I... Podoba mi się to. Podoba mi się, ponieważ jest to coś innego, niż zwykłe okładki DVD z plakatem filmowym z postaciami - tu nie mamy pojęcia, o czym może być film. Ma to zapewne zachęcić do zobaczenia i do kupna. I przyznaje, udaje się zaintrygować potencjalnego klienta, więc jest dobrze. W środku mamy 5 płyt - na dwóch płytach mamy sam film, na pozostałych trzech - dodatki. Dodatków jest bardzo dużo, więc dzisiaj obejrzałam jedynie sam film. Ale myślę, że stopniowo będę też oglądać dodatki, bo sama jestem ciekawa, czy to jest coś ponad to, co Peter Jackson wrzucał na swój kanał na youtube, czy to jest to samo. Gdy włączyłam film, oczywiście poza ekranem tytułowym standardowo mamy do wyboru wybór scen, czy języka. Przeszłam do opcji językowych. Na duży plus - są napisy angielskie dla słabo słyszących. Często korzystam z nich, gdy chcę obejrzeć jakiś film w oryginale, a boję się, że czegoś nie zrozumiem, gdy postacie będą mówić niewyraźnie. Ja natomiast wybrałam lektora. Dlaczego tak? Ponieważ to jedyna opcja, jakiej nie widziałam. W kinie byłam na dubbingu, ściągnęłam sobie wersję oryginalną i napisy (choć dałam radę obejrzeć film bez nich), a lektor to nowość. Ktoś się zdziwi, dlaczego? Nie ma oficjalnego wyjaśnienia ze strony dystrybutora (mam np. wydanie Harry'ego Pottera i Czary Ognia, można tam wybrać albo dubbing, albo napisy), ale wydaje mi się, że to przez to, że mamy dodatkowe scenki, a zatrudnienie aktorów do ponownego dubbingu to większy koszt, niż lektor. Dlatego też moim zdaniem dystrybutor kinowy powinien się czegoś nauczyć...

I teraz może krótka, standardowa recenzja samego filmu. Film jest pierwszą częścią adaptacji powieści Tolkiena pt. "Hobbit, czyli tam i z powrotem". Bilbo Baggins (stryj Froda) jest podstarzałym hobbickim kawalerem, który mieszka sobie w swojej ciepłej i potulnej norze w Shire. Pewnego dnia czarodziej, Gandalf, proponuje mu udział w wyprawie krasnoludów, którzy chcą odzyskać swoją ojczyznę, zajętą przez smoka Smauga. Bilbo miałby pełnić rolę włamywacza, ponieważ smok nie zna zapachu Hobbita. Początkowo Bilbo nie jest chętny, ale ostatecznie zgadza się na udział w przygodzie. Nie wie jednak, że w tle rozgrywają się o wiele poważniejsze wydarzenia, które będą miały wpływ na historię Śródziemia.

Jeśli chodzi ogólnie - nie zmieniam zdania. Nic nie zmieniło się, odkąd zobaczyłam pierwszy raz film - spełnia on wszystko, co powinien zawierać dobry film przygodowy. Jest akcja, są jakieś przygody, ucieczki, ważna misja, ciekawe postacie, motyw wędrówki. Aktorstwo stoi również na wysokim poziomie, w końcu zatrudniono bardzo dobrych aktorów. Martin Freeman świetnie sprawdza się w roli Bilba, podobnie jak i Ian McKellen jako Gandalf, nieco inny, niż ten z "Władcy Pierścieni", ale należy pamiętać, że akcja toczy się wcześniej. Z krasnoludów na bank wyróżnia się Richard Armitage jako Thorin. Wprawdzie charakter Thorina jest zmieniony, z zrzędliwego, chciwego krasnoluda na dumnego i honorowego przywódcę. I to jest wielki plus. Wiele wątków jest dodanych, rozszerzonych, ale wydaje mi się, że to na korzyść. Powieść bowiem jest jak rozszerzona baśń (acz bez happy endu, bez większych spoilerów), ale niedopracowana książka, która właściwie w streszczeniu jest podróżą od punktu A do punktu B i nie rozszerza charakterów postaci. Rozumiem, że ciężko byłoby opowiedzieć coś o każdym z krasnoludów, a jest ich 13, bo film trwałby nie 2,5 godziny, a nawet 4, ale i tak Jackson stara się rozszerzyć historie i opowiedzieć coś ciekawego, bowiem w książce mamy raczej archetypy postaci, niż konkretne charaktery. No i jeśli chodzi o krasnoludy - mamy tu zupełnie coś innego, niż krasnoludy w stylu Gimliego. Są one dumne i poważne.

Muzyka na duży plus - wprawdzie część powtarza się z "Władcy Pierścieni", ale soundtrack i tak jest godny uwagi. Make-up zasługuje na wszelkie nagrody, ale cóż... Z CGI momentami jest nieco gorzej, bo zgrzyta mi coś, ale jestem w stanie przymknąć na to oko. Jeszcze do tego wrócę za moment.

Według pewnych informacji dodane zostało 13 minut materiału, którego nie widzieliśmy w kinie. Moim zdaniem te scenki dodane miały charakter głównie comic reliefu, albo były rozszerzeniem o coś, co widza nieobeznanego z dziełami Tolkiena, może znudzić, bo nie wie, o czym mowa. Ale mimo wszystko są one godne uwagi - zwłaszcza dodatkowe sceny w Rivendell.

Nadal jestem zdania, jeśli chodzi o CGI, że część scenek była dodana tylko po to, aby efektownie to wyglądało w 3D w kinie, jak np. kamienne giganty rzucające głazem. Niektórzy mówią, że niektóre elementy CGI wyglądały zbyt sztucznie. Ja miałam takie wrażenie tylko w scenach, gdzie postać była uchwycona z daleka - wtedy widać, że jest to animacja. A zbliżenia są bardzo dopracowane.

Teraz jeszcze kilka słów o lektorze. Lubię tego lektora, czytał on m.in. "Władcę Pierścieni" na TVN, jeśli się nie mylę (nie wychwyciłam jednak nazwiska), choć miał parę wpadek. Część wynikała z tłumaczenia, które momentami pomijały pewne smaczki, albo były źle przetłumaczone (np. "chips" jako "chrupki", a nie "frytki", zgodnie z brytyjskim angielskim), a część z jego dykcji. Miałam wrażenie, że momentami przy imionach facet nie wiedział, jak miał czytać. Raz czytał imię "Thrain" jako "Thra-in", a raz "Threin", zgodnie z angielską wymową. No i coś, czego ogólnie w filmach z lektorem nie lubię - pomijanie części kwestii, np. imion bohaterów. Człowiek nieobeznany z językiem nie zawsze wie, o czym mowa. No i jeszcze jedna wada - brak tłumaczeń piosenek. Wiem, że głupio by to brzmiało z lektorem, ale czy tak ciężko dać napisy, jak chociażby ma miejsce w "Glee" (a przynajmniej w wersji dla TVP1)?

Co jeszcze z wad? Cena. Cena, cena i jeszcze raz cena. Wydanie rozszerzone jest bardzo drogie, więc dlatego zażyczyłam sobie je jako jedyny prezent na święta. Nie rozumiem, dlaczego w Stanach to samo kosztuje 25 dolarów, ale to raczej refleksja na zupełnie inny wpis. Jeśli ktoś chce mieć miły prezent - proszę bardzo. Jeśli jednak ktoś woli się wstrzymać, to niech się wstrzyma, może za kilka lat będzie taniej?

Ogólnie daję dwie oceny. Ocena filmu to: 9/10, czyli rewelacyjny, a ocena wydania 8/10, czyli bardzo dobry (bo jednak te wady troszkę mi przeszkadzają). Bonus! Daję fotki, jak wygląda owo wydanie ;) Przepraszam za jakość z góry.


Coś mi albo blogger obraca te fotki, albo to wina telefonu. Dopiero w środku widzimy obrazek z postaciami.

Tu to samo. Mapka Śródziemia i obrazek z Gandalfem. 

Płyty wyglądają bardzo ładnie. 

Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

2 komentarze :

  1. Akurat film oceniam dość krytycznie, dla mnie był długi i w dużej części nudny.

    Wiem że większość ocenia go świetnie, ale dla mnie w porównaniu z Władcą to był słaby. Nie wiem ile osób poszło na Władcę, ale na Hobbita moim zdaniem większość szła z powodu władcy i zobaczymy ile osób pójdzie obejrzeć kolejne części Hobbita bo to pokarze czy film faktycznie się podobał.

    Dla mnie był bardzo bajkowy, bardzo na wyrost, a krasnoludy były przedstawione nie jako odważne stworzenia tylko tchórzliwe (prawie zawsze uciekały), były niespecjalnie śmieszne, wręcz wzbudzały litość, z wyjątkiem wodza oczywiście.

    Natomiast książki jeszcze nie czytałem, może tam też tak ich przedstawiono i autor oddał to wiernie, sprawdzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, ja powiem tak: nie ma co porównywać Hobbita z Władcą, bo to nie ma sensu. To są zupełnie inne dzieła. Inny charakter tych dzieł, Hobbit był skierowany do dzieci przede wszystkim, a Władca do czytelnika dojrzalszego (nawet w listach Tolkiena jest wzmianka, że on nie był zadowolony, że LOTR czytają dzieci, bo on to kierował do dorosłego czytelnika). Stąd też bajkowy charakter. I na to trzeba zwrócić uwagę. Dlatego uważam, że w swojej kategorii jest świetny. Na mnie pozostawił dobre wrażenie.

      Usuń