UWAGA! RECENZJA MOŻE ZAWIERAĆ SPOILERY! JEŚLI NIE OGLĄDAŁEŚ/AŚ OSTATNIEGO ODCINKA SERIALU, CZYTASZ RECENZJĘ NA SWOJĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
Muszę przyznać, że rzadko mam tak, że recenzuję od razu całość serialu, jednakże pierwszy sezon Korry obejrzałam jeszcze w 2012 roku, czyli jeszcze zanim zaczęłam prowadzić tego bloga. Dopiero całkiem niedawno nadgoniłam resztę sezonów, żeby wczoraj zakończyć na finale. I choć muszę przyznać, że pierwszą część Avatara, czyli przygód Aanga, jeszcze nie obejrzałam do końca, widziałam tylko część odcinków, tak Korrę oglądałam z zapartym tchem. To jest serial, który wg Vanity Fair może zmienić oblicze seriali animowanych dla dzieci i młodzieży i coś w tym jest. Aż żal, że Nickelodeon po prostu "olał" sobie ten serial, spychając go gdzieś na bok (ale o tym więcej za chwilę). Drugą sprawą jest to, że po prostu choć serial trwa cztery sezony, to opowiada po prostu jedną, ciągłą historię. Bez znajomości sezonów poprzednich nie zrozumiemy tego, co dzieje się chociażby w ostatnim sezonie. Dlatego recenzja całości dopiero teraz.
Źródło: filmweb.pl |
W świecie Avatara żyją cztery nacje: Królestwo Ziemi, Naród Ognia, Plemię Wody oraz Nomadzi Powietrza. Każda z tych nacji ma swoich Magów, którzy mogą władać danym żywiołem. Raz na jakiś czas jednak rodzi się reinkarnacja Avatara, jedynego maga, który potrafi władać wszystkimi czterema żywiołami. Akcja "Legendy Korry" dzieje się 70 lat po zakończeniu akcji "Avatara: Legendy Aanga". Nowym Avatarem jest tytułowa Korra, dziewczyna pochodząca z Plemienia Wody. W wieku 17 lat opanowuje ona wszystkie żywioły poza żywiołem powietrza, który musi dokładniej potrenować wraz z Tenzinem, synem Aanga. W tym samym czasie Amon szykuje rewolucję, która ma zmienić cały świat.
I w ten sposób streściłam tylko fabułę pierwszego sezonu. Warto bowiem zaznaczyć, że pierwszy sezon wyróżnia się pod tym kątem od pozostałych. Prawdopodobnie twórcy nie byli sami pewni, czy historia o Korrze spodoba się publiczności, więc sezon pierwszy jest jakby zamkniętą całością - choć w dalszych częściach jest nawiązanie do tego pierwszego sezonu. I niestety, Nickelodeon podjął dość kontrowersyjną decyzję. Przez to, że pod koniec pierwszego sezonu pokazana jest samobójcza śmierć jednego z bohaterów, kolejny sezon przesunięto z sobotnich poranków (wtedy jest największa oglądalność wśród dzieci i młodzieży w Stanach) na piątkowe wieczory. Kolejne dwa sezony można było zobaczyć tylko w Internecie. I być może to trochę pomogło serialowi, który wyzwolił się z pewnych ograniczeń, które narzuca telewizja.
W porównaniu do Avatara przygody Aanga wydają się nieco dziecinne, bardziej komediowe. Jest to jednak zrozumiałe samo przez się, ponieważ jeśli dana osoba zaczynała oglądać pierwszą część, mając 12 lat (tyle, ile Aang), to teraz, oglądając ostatni sezon Korry, ma lat 21, czyli tyle, ile główna bohaterka. Nic dziwnego, że serial wydaje się bardziej dojrzały, czy to fabularnie, czy to pod względem kreski i animacji. Również relacje bohaterów są o wiele bardziej dojrzałe.
Może jednak powiem nieco więcej o wykreowanym świecie. Bardzo mi się podoba wizja twórców. Świat ten opiera się głównie na kulturach Azji. Widząc różne stroje, architekturę, czy nawet kolor skóry danych bohaterów, można domyślać się, że dane kultury są oparte na kulturze Eskimosów, Chin, Indii, Japonii, Tajlandii i innych krajów. To samo jest ze stylami walki, które przypominają te walki rodem z Azji. Podoba mi się również umiejscowienie czasowe, bowiem niektóre elementy sugerują, że mamy do czynienia z jakąś alternatywną wizją dwudziestolecia międzywojennego - np. Miasto Republiki, w którym głównie toczy się akcja, jest oparte na Szanghaju z lat 30. XX wieku. To samo jest z fabułą.
Dojrzałość fabuły nie polega bowiem na tym, że walki są brutalne, czy pokazane jest wojsko, czy skomplikowane operacje militarne, ale na odniesieniach do polityki. Nowa Avatar mierzy się niejednokrotnie z wieloma problemami, między innymi z poparciem dla zupełnie innych ideologii i wątpliwościami, czy Avatar jest aby na pewno potrzebny w dzisiejszych czasach. Korra nie czuje się początkowo dobrze w roli przywódcy, lecz potem musi sobie radzić z różnymi problemami. Dość przerażające jest to, że serial nawiązuje do takich ideologii, jak komunizm, czy faszyzm, które właśnie rodziły się w dwudziestoleciu międzywojennym. Przerażające pod tym względem, jak bardzo widać, że wszelkie ideologie mogą być niebezpieczne.
Jestem pozytywnie zaskoczona, jak twórcy rozwiązali również problemy relacji między postaciami. Nie lubiłam bowiem nigdy Mako, który jest postacią niezdecydowaną, żeby nie rzec - niedojrzałą i tchórzliwą, ponieważ nie potrafi powiedzieć żadnej dziewczynie, że nie chce z nią już być. Podobają mi się jednak bohaterowie z poprzedniej części Avatara, jak i ich potomkowie - niemalże każda z tych postaci jest wyjątkowa na swój sposób, ma swoją historię i nie jest klonem swojego rodzica. Choć z drugiej strony nie podoba mi się to, że twórcy poszli na łatwiznę, przez co Kya i Bumi, dzieci Aanga nigdy nie założyli rodziny. Nie twierdzę, że jest to niemożliwe, po prostu jednak mamy za dużo tych postaci. Sama Korra jako bohaterka jest świetna - początkowo narwana, porywcza, nieco zarozumiała i egoistyczna, pod wpływem różnych wydarzeń zmienia się i staje się Avatarem, liderem w pełnym tego słowa znaczeniu. Podoba mi się to, że Korra nie jest sierotą (częsty zabieg), tylko ma kochających rodziców, że nie jest taką klasyczną pięknością (jest wysportowana i umięśniona), ale przechodzi wiele, w tym traumę psychiczną, a także ciężki proces rehabilitacji (Korra przez pewien czas porusza się na wózku inwalidzkim). Wszystko to jest bardzo wiarygodne, a odcinki, jak sobie radzi z tym wszystkim, uważam za jedne z najlepszych. Podoba mi się również bardzo końcówka, w której pada mocna sugestia, że jakoby Korra i Asami są razem (choć sugestie na ich temat padają od trzeciego sezonu). Jeśli tylko twórcy to potwierdzą, to sądzę, że rok 2014 należy do dobrej reprezentacji biseksualnych osób. Korra i Asami wcześniej rywalizowały bowiem o jednego mężczyznę. W dodatku ich relacja jest przedstawiona w sposób wiarygodny, ale nie nachalny. Można się tu kłócić, że przecież to serial dla dzieci, ale... Co jest bardziej szkodliwe? Pokazywanie jakichś cudacznych potworów, które przerażają nawet mnie, osobę dorosłą, czy sugerowanie, że dwie kobiety są razem szczęśliwe? To pytanie pozostawiam do refleksji.
Pod względem graficznym animacja i kreska są świetne. Przy przygodach Aanga byłam w szoku, kiedy się dowiedziałam, że to nie jest anime, a serial produkcji amerykańskiej. Podobnie jest z przygodami Korry, gdzie postacie są narysowane dojrzałą kreską, a tła są bardziej semi-realistyczne. Pod względem graficznym zaś opowieść o pierwszym Avatarze, Wanie, jest dla mnie wręcz cudeńkiem.
Komu mogę polecić ten serial? Czy można go obejrzeć bez znajomości przygód Aanga? Moim zdaniem na pewno jest wskazana znajomość przynajmniej głównego zarysu fabuły, jak i bohaterów poprzedniej części. Inaczej nie można wyłapać wszystkich nawiązań i smaczków. Jednak jeśli ktoś lubił Legendę Aanga, to z całą pewnością polubi Legendę Korry. Zwłaszcza, że tak jak mówię - jest to produkt dojrzewający wraz z targetem. Korra jest niewątpliwie skierowana do nieco starszych widzów, jednakże w dalszym ciągu jest świetnym serialem. Ogląda się go naprawdę szybko, choć całość ma aż 52 odcinki. Jeśli ktoś lubi też fantasy połączone z technologiami, takie mieszanie światów, również Korra powinna mu przypaść do gustu. A na dzień dzisiejszy całość dostaje ode mnie ocenę 8/10, czyli jest to bardzo dobry serial.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz