Ostatnio w kinie zapanowała moda na filmy biograficzne. Nie ukrywam, że lubię ten gatunek, choć podchodzę do niego z pewnym dystansem. Nie oczekuję bowiem dokumentu na temat życia danej osoby, ale dobrze opowiedzianej historii przede wszystkim. Nie musi to być hagiografia, żadna laurka, nie trzeba danej osoby traktować jako świętą, by film wypadł dobrze. Nie powinna też to być "historia życia", opowiedziana jak biogram na wikipedii, lecz raczej jakiś istotny fragment życia danej osoby. Wtedy film biograficzny mogę uznać za dobry. I do takich filmów zaliczam także "Bogów".
Źródło: filmweb.pl |
Przede wszystkim urzekło mnie to, że jak już wspomniałam wcześniej, film nie jest żadną laurką ku czci Religi. Oczywiście, jego zasługi dla polskiej medycyny są ogromne, ale nie jest on pokazany jako ideał, a wręcz przeciwnie. Pali jak smok, nie stroni od kieliszka, klnie jak szewc. Do tego porywczy i narwany (gdy tylko coś mu się nie spodobało, pod wpływem emocji potrafił zwolnić człowieka, a za chwilę go przyjąć). Czy można Religę nazwać antybohaterem? Mimo tych cech - raczej nie. Dlaczego? Ano dlatego, że Religa potrafił walczyć o to, co słuszne. Chciał leczyć ludzi, ratować im życia. A że miał choleryczny charakter? To tylko daje dodatkowo "ludzkie" cechy danej postaci. Albert Camus w książce "Dżuma" pisał o "świętym bez Boga". I z całą pewnością można tak nazwać Religę, który nie krył się ze swoim ateizmem, ale jednocześnie pokazywał, że mimo ciężkiego charakteru (był też trudny we współpracy) można być dobrym człowiekiem.
Podoba mi się też to, że film był pokazany bez zbędnego patosu. Jest to bowiem niebezpieczna tendencja w polskim kinie ostatnio - pokazywanie wydarzeń czy ludzi w bardzo podniosły sposób, żeby nie rzec - ciężkostrawny. Tutaj jednak starczyło miejsca na scenki czy dialogi dość zabawne, które nie powodowały wymuszonego śmiechu wśród widowni, a właśnie taki był ich zamiar. Ale cóż, takie jest życie. Czasem zabawne, a uronimy łzy. Dodatkowo wielką zaletą jest to, że film nie ma jakiegoś happy endu, ale też i nie można nazwać tego zakończenia złym. Jest po prostu życiowe i pokazuje, że w życiu także potrzebne są porażki, by coś osiągnąć. W filmie "Bogowie" nie ma klasycznego schematu pt. bohater musi przejść swoje, by osiągnąć sukces. Tu jednak zwycięstwo jest pyrrusowe i tylko chwilowe, pokazujące, że jeszcze wiele musimy się nauczyć i wielu rzeczy nie wiemy do tej pory.
Film "Bogowie" ukazuje również świetnie zmiany w polskim społeczeństwie, choć niektóre rzeczy mogą szokować, ale właśnie na przykład 30 lat temu polska wieś niewiele się różniła od tej wsi przedwojennej, a przynajmniej pod pewnymi względami, głównie pod względami mentalnymi. Przełomowym było przekonywanie ludzi 30 lat temu, że śmierć mózgu jest śmiercią człowieka, choć pewne organy jeszcze żyją przez jakiś czas. Przełomowym było wprowadzanie nowatorskich przedsięwzięć, ale jak to mówi jeden z bohaterów filmu, ten, kto nie idzie naprzód, niczego w życiu nie osiąga.
Wadą i zaletą filmu jednocześnie jest to, że jest to film Kota. Tomasz Kot jako Zbigniew Religa jest rewelacyjny i nie ulega to żadnej wątpliwości (i nie chodzi tu tylko o charakteryzację, ale o posturę, mimikę, itd.), ale jednak chyba żaden z aktorów nie dorównuje mu. Nawet takie sławy, jak Jan Englert, czy Zbigniew Zamachowski, grają role raczej drugoplanowe i nie mają za wiele do powiedzenia. Nie przypadła mi również do gustu Magdalena Czerwińska jako Anna Religa. Może to jest też kwestia tego, że jej bohaterka raczej nie miała wiele do powiedzenia? Nie wiem. W każdym razie to chyba mój jedyny zarzut, co do filmu.
Początkowo nie rozumiałam, skąd tytuł filmu, póki nie usłyszałam pewnego zdania, które wymawia jeden z bohaterów: Wy, kardiochirurdzy, myślicie, że jesteście jakimiś bogami. I chyba tak ten film można reklamować. Nie jest to film tylko o Relidze. Jest to obraz opowiadający o ciężkich zmaganiach się w medycynie, o determinacji i poświęceniu, by ratować ludzkie życie. Jest to też naprawdę świetnie wykonany polski film, śmiało może on konkurować z filmami zachodnimi, zwłaszcza tymi biograficznymi. Dlatego moja ocena to mocne 8/10, czyli bardzo dobry. I zachęcam do pójścia do kina. Na pewno to nie będzie stracony czas.
Podoba mi się też to, że film był pokazany bez zbędnego patosu. Jest to bowiem niebezpieczna tendencja w polskim kinie ostatnio - pokazywanie wydarzeń czy ludzi w bardzo podniosły sposób, żeby nie rzec - ciężkostrawny. Tutaj jednak starczyło miejsca na scenki czy dialogi dość zabawne, które nie powodowały wymuszonego śmiechu wśród widowni, a właśnie taki był ich zamiar. Ale cóż, takie jest życie. Czasem zabawne, a uronimy łzy. Dodatkowo wielką zaletą jest to, że film nie ma jakiegoś happy endu, ale też i nie można nazwać tego zakończenia złym. Jest po prostu życiowe i pokazuje, że w życiu także potrzebne są porażki, by coś osiągnąć. W filmie "Bogowie" nie ma klasycznego schematu pt. bohater musi przejść swoje, by osiągnąć sukces. Tu jednak zwycięstwo jest pyrrusowe i tylko chwilowe, pokazujące, że jeszcze wiele musimy się nauczyć i wielu rzeczy nie wiemy do tej pory.
Film "Bogowie" ukazuje również świetnie zmiany w polskim społeczeństwie, choć niektóre rzeczy mogą szokować, ale właśnie na przykład 30 lat temu polska wieś niewiele się różniła od tej wsi przedwojennej, a przynajmniej pod pewnymi względami, głównie pod względami mentalnymi. Przełomowym było przekonywanie ludzi 30 lat temu, że śmierć mózgu jest śmiercią człowieka, choć pewne organy jeszcze żyją przez jakiś czas. Przełomowym było wprowadzanie nowatorskich przedsięwzięć, ale jak to mówi jeden z bohaterów filmu, ten, kto nie idzie naprzód, niczego w życiu nie osiąga.
Wadą i zaletą filmu jednocześnie jest to, że jest to film Kota. Tomasz Kot jako Zbigniew Religa jest rewelacyjny i nie ulega to żadnej wątpliwości (i nie chodzi tu tylko o charakteryzację, ale o posturę, mimikę, itd.), ale jednak chyba żaden z aktorów nie dorównuje mu. Nawet takie sławy, jak Jan Englert, czy Zbigniew Zamachowski, grają role raczej drugoplanowe i nie mają za wiele do powiedzenia. Nie przypadła mi również do gustu Magdalena Czerwińska jako Anna Religa. Może to jest też kwestia tego, że jej bohaterka raczej nie miała wiele do powiedzenia? Nie wiem. W każdym razie to chyba mój jedyny zarzut, co do filmu.
Początkowo nie rozumiałam, skąd tytuł filmu, póki nie usłyszałam pewnego zdania, które wymawia jeden z bohaterów: Wy, kardiochirurdzy, myślicie, że jesteście jakimiś bogami. I chyba tak ten film można reklamować. Nie jest to film tylko o Relidze. Jest to obraz opowiadający o ciężkich zmaganiach się w medycynie, o determinacji i poświęceniu, by ratować ludzkie życie. Jest to też naprawdę świetnie wykonany polski film, śmiało może on konkurować z filmami zachodnimi, zwłaszcza tymi biograficznymi. Dlatego moja ocena to mocne 8/10, czyli bardzo dobry. I zachęcam do pójścia do kina. Na pewno to nie będzie stracony czas.
Jak na razie film zbiera same dobre recenzje... Czy tak w ogóle w Polsce można? Nie dość, że wygrywamy ostatnio w wszystkich sportach, doceniono premiera w Bruskseli to jeszcze wypuszczono u nas naprawdę dobry film?! Ten kraj serio schodzi na psy, już nawet ponarzekać nie można... ;/
OdpowiedzUsuńA tak na serio, to raczej zgadzam się z tym co piszesz. Powiedziałbym jednak, że dla mnie film jak najbardziej miał happy end (może nie cukrowy), bowiem bohater mimo klęsk i przeciwności losu dopiął swego i udało mu się przeprowadzić przeszczep (ostatnia scena <3). No i uwielbiałam wszystkie sceny z żoną Religii - przez to, że w większości były milczące uważam je za trochę magiczne, klimatyczne... I bardzo dobrze pasowały do całej historii :)
Btw, też skojarzyłam Religę z bohaterem "Dżumy" :D
Życzmy sobie więcej tak dobrych polskich filmów :) (Za niedługo do kin wchodzi "Obywatel", tutaj też liczę na miłą niespodziankę).
Pozdrawiam, Dar.