środa, 9 października 2013

Jaja w tropikach (2008)

Film obejrzałam po namowach mojej koleżanki, Beaty, którą serdecznie pozdrawiam :) I pora także zaktualizować tego bloga. Jutro albo pojutrze wrzucę tu recenzję "Wałęsy", więc wypatrujcie posta :) Ale przejdźmy do rzeczy, czyli do "Jaj w tropikach".

Szczerze, zdziwiła mnie dość niska ocena na filmwebie - raptem 5,7. Moi znajomi również różnie oceniają ten film - jedni słabo, inni dobrze. Ale chyba jest to moim zdaniem kwestia, którą niestety chyba nie wszyscy pojmują, a mianowicie istotny jest tutaj gatunek filmu. Jest to komedia. Co więcej, satyra, parodia, film z gatunku "odmóżdżający". I patrząc na ten film, jak właśnie na satyrę, to muszę przyznać, że sprawdził się świetnie.
Źródło: filmweb.pl
Ale o czym jest ten film? Krótko mówiąc, jest to satyra na show-biznes. Przede wszystkim na przemysł filmowy, na aktorów, na ich pogoń za pieniędzmi i sławą. W Hollywood ma powstać "najlepszy film wojenny", do którego zaangażowano najlepszych, a zaraz najbardziej egocentrycznych aktorów z tego światka. Producenci zaczynają się jednak obawiać, że film będzie niewypałem, więc żeby zyskał na realizmie, wysyłają oni wspomnianych aktorów do prawdziwej dżungli w Wietnamie. 

Dobra komedia opiera się na trzech rodzajach komizmu: na komizmie słownym, komizmie postaci i komizmie sytuacyjnym. Mamy tu wszystkie trzy elementy, choć jedne wypadają lepiej, a drugie gorzej. Może zacznę od komizmu sytuacyjnego. Cała sytuacja w filmie jest bowiem absurdalna, jest prześmiewczym pokazaniem przemysłu filmowego, tego, jak się te filmy kręci (konieczne wykorzystanie dużej ilości wybuchów, płaczliwa scena z dwójką przyjaciół... Zresztą, o tym dobrze wypowiadał się Jacek Braciak u Kuby Wojewódzkiego - jeśli ktoś nie widział, to polecam). Dużo zabawnych sytuacji wynika jednak bardziej z charakteru postaci. I ten komizm, komizm postaci wypada najlepiej. Ben Stiller gra podupadłego gwiazdora, który próbuje zagrać w dobrym filmie, żeby się wydostać się z dna i żeby znowu zyskać sławę. Dostaje mu się rola przywódcy, lecz nie wyróżnia się zbytnim intelektem ani siłą, żeby taką rolę wykonywać, przez co wynikają śmieszne sytuacje (zwłaszcza pod koniec filmu). Jack Black jest również dużym atutem. Gra on tutaj aktora, który z zawodu jest komikiem (jak i w prawdziwym życiu), ale jest on też parodią na tę ciemną stronę sławy, czyli uzależnienie. Moim faworytem jest jednak Robert Downey Jr., który gra napuszonego aktora, 5-krotnego laureata Oscara, który dla zagrania w tym filmie dokonał idiotycznego zabiegu zwiększenia melaniny w swoim organizmie, tylko po to, by grać rolę czarnoskórego żołnierza. Dodatkowo jego akcent i kłótnie z raperem Alpa Chino (zbieżność nazwisk zupełnie przypadkowa) sprawiały, że śmiałam się do rozpuku. Co jednak z komizmem słownym? Z tym bywało raz lepiej, a raz gorzej. Z góry mówię - film zawiera dużą ilość wulgaryzmów, więc jeśli ktoś nie lubi tego rodzaju filmów, to niech nie bierze się za oglądanie. I te wulgaryzmy czasami są śmieszne, a czasami nie. Choć kłótnie Kirka Lazarusa, granego przez Roberta Downey Jra wszystko wynagrodziły.

Co tu dużo mówić - film jest dobrze, ciekawie zrealizowany. Przypomina mi się tutaj "Straszny Film 3", który był chyba najlepszą parodią horrorów. "Jaja w tropikach" podejmują jednak temat, który lubię, czyli kulisy sztuki, show-biznesu. W dodatku robi to w prześmiewczy sposób. Jeśli ktoś chce się pośmiać, chce czegoś dla odmóżdżenia, to śmiało polecam ten film. Moja ocena: 8/10.
Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz