piątek, 9 grudnia 2016

Czego nie oczekuję od polskich filmów, czyli Pitbull. Niebezpieczne kobiety (2016)

Trochę czasu minęło, odkąd pisałam. Ciągle mam dwa zaległe teksty, w tym jeden o udanym serialu Netflixa "Crown" o młodej królowej Elżbiecie. Tym razem poszłam do kina, choć przyznaję, że bez większego przekonania i większego entuzjazmu. Może to dlatego, że nie widziałam wcześniejszych części "Pitbulla"? Być może. A może to wina filmu samego w sobie? 

W polskich filmach, a może i w filmach w ogóle nie oczekuję żartów na siłę, zwłaszcza odgrzewanych kotletów z Internetu, które znam od dawien dawna. Oczekuję również w miarę poukładanych wątków, a może przede wszystkim - odpowiedniego marketingu. Zwiastun, tytuł i opisy filmu sugerowały, że będzie on głównie opowiadał o kobietach. Dodajmy: niebezpiecznych kobietach. Tytuł chwytliwy, zachęcający, a jednak... Człowiek nie dostaje do końca tego, czego oczekuje.

Coś, co w sumie mnie irytuje w polskich (i nie tylko) plakatach filmowych - wsadzić jak najwięcej postaci i nazwisk aktorów. Źrodło: filmweb.pl
Według statystyk w zeszłym roku 40% przyjętych osób do policji stanowiły kobiety. W szeregach policji swoich sił próbują Zuza i Jadźka. W swojej karierze spotykają nietypowe i ciekawe osoby zarówno w samej policji, jak i w świecie przestępczym. Film opowiada także o niejakim Cukrze, którego dziewczyna siedzi w więzieniu, a on sam ma powiązania z mafią paliwową.

Pierwsze, co rzuca się w "Niebezpiecznych kobietach" w oczy jest chaos. Film jest zbyt chaotyczny i posiada zbyt dużo wątków. Właściwie wszystkie one są w pewien sposób ciekawe, ale żaden z nich nie jest tak w zasadzie rozwinięty do końca. I w ten sposób mamy Majamiego, granego przez Stramowskiego i wątek jego związku z Olką (tutaj fenomenalnie ją zagrała Maja Ostaszewska). Wątek Zuzy i Jadźki łączy się z Cukrem, który w zasadzie jest głównym bohaterem tej opowieści, oraz z mafią paliwową. Oprócz tego mamy wątek skorumpowanej policjantki, granej przez Magdalenę Cielecką - która chciałaby zarabiać więcej ze względu na to, że jej syn wymaga terapii. No i wreszcie jest wątek Drabiny, granej przez Alicję Bachledę-Curuś, który to pojawia się jako pierwszy i jest powiązany z całą resztą. Naprawdę, zdecydowanie za dużo, jak na film, który ma trwać około 2,5 godziny. Przez to traci całość i tracą postacie.

Właśnie najmniej w tym filmie podobał mi się główny antagonista, czyli Remek (Cukier). Wykreowany... W zasadzie na nie wiadomo kogo. Z jednej strony pomocny strażak, z drugiej strony bezwzględny bandzior, a z trzeciej filozofujący złoczyńca. Za dużo sprzeczności w jednym człowieku. Dodatkowo jego postać jest dość niewiarygodna, bo wychodzi, że chyba nikt i nic nie jest w stanie mu zagrozić. Zdecydowanie lepiej wypada tutaj postać grana przez Alicję Bachledę-Curuś - ponieważ widzimy, jak ona się zmienia, w dodatku ta zmiana jest mroczna i jedna z bardziej zasługujących na uwagę.

A przy okazji tych "dobrych" postaci, to w zasadzie nie wiadomo, na kim skupić uwagę. Niby prym wiedzie tu historia Zuzy, która trafia do policji wkrótce po rozstaniu z mężem, ale obok mamy jednocześnie wątek Drabiny czy wątek Majamiego, znanego z poprzedniej części. Nie mam zarzutu do aktorów - ci grają na przynajmniej dość przyzwoitym poziomie, jeśli nie genialnym - np. Maja Ostaszewska, która raczej kojarzy mi się z rolami inteligentnych kobiet fenomenalnie zagrała Olkę, którą raczej można byłoby nazwać prędzej "blacharą". Nie spodziewałam się takiej roli, ale to też świadczy o wielkości aktorki, która podjęła się tego wyzwania. Moją uwagę przykuła również niejednoznaczna postać Somalii, granej przez Magdalenę Cielecką - tu jednak niestety film poświęcił jej dość mało miejsca, a szkoda, bo jej wątek mnie zaintrygował.

Od strony technicznej również nie można narzekać, przynajmniej na stronę wizualną - jeśli ktoś chce dobrych efektów specjalnych, dobrych ujęć operatorskich - na pewno je dostanie. Gorzej jest natomiast z udźwiękowieniem i jest to bolączka polskich filmów. Pół biedy z dykcją niektórych aktorów (niektórych to nie rozumiałam, co w ogóle mówią) - czasami mieli do odegrania po prostu taką postać. Ale jednak często nagranie samego dźwięku po prostu leży i jest za cicho. A w końcu to kino.

Film "Pitbull. Niebezpieczne kobiety" jest również przykładem czegoś, o czym wspominałam w którymś komentarzu - film, który nie przechodzi testu Bechdel, może być naprawdę dobry. Ale tak samo film, który ten test przechodzi, może się okazać czymś kiepskim. Może tego filmu aż tak ostro bym nie oceniła, ale jednak dowodzi temu, że nie wystarczy pisać o kobietach, trzeba to jeszcze robić dobrze, czego przykładem był zeszłoroczny "Mad Max". I nie chodzi tu nawet o postacie, ale najgorszym grzechem tego filmu jest niestety jego chaos i nadmiar wątków. Choć prawdopodobnie jako serial bardzo by się spodobał i wolałabym, aby pan Patryk Vega poszedł tym tropem (raz jeszcze). A na dzień dzisiejszy moja ocena to 5,5/10, czyli średni z plusem. Fabuła dużo na tym zaważyła. 

Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz