sobota, 10 września 2016

Kącik mangowy #3

Jestem już po powrocie z wycieczki do Pragi, mamy weekend, więc mogę się na spokojnie zająć pisaniem tekstów. Pierwszym z nim będzie coś, z czym jestem całkowicie "na świeżo". Już tydzień temu dowiedziałam się, że mangi są gotowe do odbioru z paczkomatu, więc w poniedziałek po nie pognałam. Nie wszystkie przeczytałam od razu, ale sprawiło mi to ogromną radość. Tak więc zacznę po kolei.

Mangi ułożone nawet w kolejności przeczytania. I tak będą omawiane.

One Punch Man #4

Źródło: inuki.pl
Szybko idzie to wydawanie mangi, która jest parodią wszelkich dzieł o superbohaterach. Jak tak dalej pójdzie, to dość łatwo dogonimy wydanie japońskie. Co tym razem spotyka Saitamę i jego przyjaciół?

Saitama jakimś cudem utrzymuje się w rankingu superbohaterów, choć po cichu marzy mu się sława Genosa, swojego ucznia. Wkrótce natrafia na niesamowitą okazję - Ziemi zagraża potężny meteoryt. Sam Genos wraz z innymi superbohaterami z klasy S nie mogą sobie z nim poradzić. Tymczasem Saitama rozbija meteoryt, jednak ma to swoje nieprzewidziane konsekwencje... W drugiej części tomiku spotykamy nowych wrogów - niejakich Morzan, potworów morskich atakujących kolejne miasto. 

Co tu dużo mówić - wydanie jest bardzo ładne, manga jest większego formatu, a i do ciekawostek należy to, co kiedyś zobaczyłam w jednym filmiku i najwyraźniej ma to potwierdzenie w kolejnych filmikach - obwoluta zawiera "trójwymiarowe" rysunki, tym razem rozkładając zakładkę pod kątem prostym widzimy Saitamę, który pływa sobie w morzu. W poprzednim tomie był tak pokazany dach budynku, schody, itd. Niby drobnostka, ale efektownie to wygląda. Kreska jest naprawdę dopracowana, a jednocześnie zachowuje coś z klimatu oryginalnej mangi internetowej. 

Oczywiście Paweł Dybała jak zawsze spisuje się tu na medal, jeśli chodzi o tłumaczenie. Momentami jest ono wręcz mistrzowskie, i nie mówię tu o takich rzeczach pisanymi drobnym druczkiem, ale także świetnym wykorzystaniem internetowych memów, czego przykład podałam na swoim fanpage'u ("Jebło, to jebło, na chuj drążyć temat", jeśli dobrze pamiętam, w oryginale był to dość nijaki tekst). Wiem, że trochę osób było ciekawych, jak zostanie przetłumaczone imię jednego z bohaterów - w oryginale "Puri-Puri-Prisoner". Tutaj dostaliśmy "Pysio-Pasia", które w sumie jest dobrym tłumaczeniem, oddającym charakter bohatera - jest on przede wszystkim stereotypowym gejem, który siedzi w więzieniu. Tu dodam, że w mandze pojawiły się właśnie scenki, które pominięto, ze względu na dość brutalny charakter, w anime. 

Jedyne, czego mogę się przyczepić, to właśnie wspomniany Pysio-Pasio, ale to raczej zarzut do autora, a nie do JPF-u. Po prostu jakoś nie bawi mnie wykorzystywanie cudzej orientacji seksualnej jako elementu komediowego, tym bardziej mówię "nie" przedstawieniu molestowania jako czegoś zabawnego. Może Japończyków to bawi, ja natomiast czuję się zniesmaczona. Na pocieszenie jednak dodam, że te aspekty są dość rzadko poruszane później przy tej postaci. Tak więc nie mogę się doczekać tomu piątego, tym bardziej, że bonus był tutaj dość krótki (a zwykle na podstawie bonusowych rozdziałów tworzone jest OVA). 

Kuroshitsuji #23

Źródło: sklep.waneko.pl

Ach te nieszczęsne Kuroshitsuji... I co ja mam począć z tą mangą? Jeden z moich ulubionych tytułów, ale mam wrażenie, że "coś się popsuło". Czy kupuję ją z przyzwyczajenia? I tak, i nie. Raczej po prostu chcę dotrwać do końca, skoro już tyle tomów za mną. Niemniej jednak uważam, że autorka ciągnie już ten tytuł mocno na siłę.

Tomik rozpoczyna się zupełnie nowym wątkiem. Niespodziewanie Edwarda Midforda, kuzyna Ciela, odwiedza dawny prefekt Weston College, Greenhill, który w poprzednich rozdziałach okazał się winny śmierci jednego z uczniów prestiżowej akademii. Greenhill zaprasza Edwarda do Sphere Music Hall, w którym spotyka się wielu ludzi bez względu na status społeczny czy wiek. Sława tego miejsca dociera do samej królowej, która prosi Ciela o dostarczenie informacji na temat Sphere Music Club. Tymczasem okazuje się, że Lizzy, która zaczęła przychodzić na spotkania z Edwardem, zostaje omamiona przez niejakiego Blavata, wróżbitę, i w związku z tym nie chce wracać do domu. Ciel postanawia zająć się tą sprawą.

Cóż mogę powiedzieć. O ile nigdy nie miałam zarzutów do grafiki czy tłumaczenia - i tak jest też tym razem - to jednak fabuła zaczyna powoli mnie rozczarowywać. Długo przymykałam oko na wrzucanie elementów typowo japońskich czy współczesnych do mangi, której akcja toczy się w wiktoriańskiej Anglii, ale coś a'la j-popowy boysband? Naprawdę? Boli to jak diabli, tak niesamowicie się gryzie, że nie wiem, jak przebrnę dalej ten arc. Po prostu liczę na to, że nie będzie on zbyt długi - bo już kilka rozdziałów pokazuje możliwe rozwiązanie - dość przewidywalne w dodatku. Mam nadzieję, że jednak się mylę.

Ale mimo tego jestem zdania, że autorka raczej powinna zmierzać ku końcowi, niż ciągnąć mangę na siłę - zwłaszcza, że mamy już 114 rozdziałów ukazanych wraz z tym tomikiem. Ale mam nadzieję, że z kolei nie zawiodę się styczniowym filmem animowanym, opartym o arc ze statkiem. 

Atak Tytanów #11

Źródło: mangarden.pl
Muszę tu się przyznać do tego, że jak dla mnie tu manga się robi coraz ciekawsza z prostego powodu - zaprzestałam czytać skanlacje w okolicach 50 rozdziału i stwierdziłam, że poczekam, aż dostaniemy wersję polską - zwłaszcza, że już mamy rozdziały, których akcja toczy się już po pierwszym sezonie anime i mam nadzieję, że zobaczymy te sceny w drugim sezonie (o ile taki powstanie).

Eren w końcu dowiaduje się prawdy o tym, kto kilka lat wcześniej sprawił, że jego miasto zaatakowali Tytani. Niestety, sprawcy nie chcą powiedzieć całej prawdy, a jedynie mówią chłopakowi o tym, że powinien pójść z nimi, wtedy się wszystkiego dowie. Eren nie ma innego wyboru, jak tylko się zgodzić. Tymczasem Mikasa, Armin oraz reszta oddziału Zwiadowców próbuje dopaść i odbić Erena. 

Jedyne, do czego się przyznam, i jedyne, o czym będę mówić tutaj, to fakt, że właściwie dzięki wydaniu polskiemu... Nieco bardziej rozumiem całą fabułę. Były owszem skanlacje, ale sam JPF pokazał, ile tracimy przez nie - skanlacje często coś skracały, tłumaczenie czasami też pozostawiało trochę do życzenia - a tutaj, przy oficjalnym tłumaczeniu mamy nawet konsultacje z terminologii wojskowej. Nie zmienia to wszystko faktu, że fabuła robi się coraz ciekawsza i choć dopiero połowa rozdziałów za nami (niedawno wyszedł osiemdziesiąty piąty), to jednak człowiek chce wiedzieć, co będzie dalej. To po prostu jedna z najlepszych mang ostatnich lat. No i ciągle mam nadzieję na sezon drugi anime.

To wszystko na dzisiaj. Jutro postaram się napisać recenzję genialnego anime, jakim jest Noir, a później - recenzję książkową. Wkrótce również zbliżają się trzecie urodziny bloga, więc wypatrujcie także wpisu urodzinowego. 

Share:
Lokalizacja: Zielona Góra, Polska

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz