Właściwie trochę trudno pisać mi o tym tytule. Bo jest to dla mnie coś przełomowego, być może, gdyby nie nadawana na Polsacie w latach 90. "Czarodziejka z Księżyca", to w ogóle nie zainteresowałabym się anime. Dlatego też z wielkim zainteresowaniem śledziłam informacje na temat tego, że miał się ukazać reboot tego słynnego anime, z nową kreską, animacją i przede wszystkim - z zupełnie inną fabułą, bardziej zbliżoną do mangi. Co otrzymaliśmy? Z pewnością produkt niepozbawiony wad, ale jednocześnie z fascynującym podejściem fandomu do pewnych kwestii, które właściwie mogą się wydawać absurdalne.
Usagi Tsukino ma 14 lat, chodzi do gimnazjum i jest generalnie szczęśliwą nastolatką. Ma swoje wady, jest płaczliwa, momentami nieznośna, a czasem jej oceny pozostawiają wiele do życzenia. Wszystko zmienia się, gdy spotyka gadającą kotkę, Lunę, która mówi jej, że jest tak naprawdę wojowniczką, reinkarnacją księżniczki Serenity, która kiedyś mieszkała na Księżycu. Od tej pory Usagi wraz z innymi wojowniczkami ma walczyć o sprawiedliwość na tym świecie.
Fabuła zamyka się w 26 odcinkach, które streszczają ponad 80 odcinków starego anime, obejmujących dwa pierwsze wątki. Widać więc, jak bardzo fabuła starego anime mogła się różnić. Przede wszystkim w klasyku z lat 90. widoczna była powtarzalność pt. w mieście grasuje potwór - Usagi i inne wojowniczki walczą z nim - zwycięstwo. Mi jako dziecku nie przeszkadzało to (być może dlatego, że dzieciom podoba się taka powtarzalność), ale po latach zaczęłam dostrzegać wady. I właśnie Sailor Moon Crystal te wady fabularne poprawia.
Akcja jest o wiele bardziej zwarta, dzieje się zdecydowanie szybciej i jest sprawniej poprowadzona. Tylko kilka pierwszych odcinków pokrywa się z tym, co mieliśmy w starym anime. Dalej niemal wszystko się rozjeżdża. Różnic jest jednak na tyle dużo, że nie w sposób pisać o nich wszystkich w jednej, dość krótkiej recenzji. I moim zdaniem niemal wszystkie zmiany fabularne czy zmiany charakterów postaci wypadają na korzyść. Wprawdzie dzieje się to kosztem comic reliefów, ale część rzeczy przy tym jest o wiele bardziej dojrzalsza, a także mamy okazję na to, by poświęcić uwagę poszczególnym postaciom i relacjom między nimi. Niektórzy irytowali się, bo Usagi bardzo dużo swojej uwagi poświęcała Mamoru, jednakże należy zrozumieć, że mamy do czynienia z zakochaną nastolatką, przeżywającą swoją pierwszą miłość. A więc takie rzeczy, jak tęsknota za ukochanym czy ciągłe myśli o nim są całkiem normalne. Nie znaczy to, że Usagi przez to jest gorszą postacią. Nie straciła w sobie nic z tamtej wojowniczki, która chciała walczyć o dobro i sprawiedliwość do samego końca. A to jest najważniejsze.
Żeby jednak opisać szczegółowo wszystko, musiałabym niestety sporo spoilerować. Dziwi mnie jedynie postawa oburzenia, zwłaszcza amerykańskiego fandomu, że sporo rzeczy zostało pozmienianych i "nie jest jak w oryginalnym anime". Przy niektórych postach wyrażających zbulwersowanie widać było, że ludzie ci nie znają mangi, a co gorsza (a zarazem ciekawsza), nawet nie chcą zajrzeć do artykułów, które mówią o tych różnicach. Nieznajomość źródła moim zdaniem nie jest wymówką, a twórcy nie obiecywali, że będzie to kropka w kropkę to samo anime, które było w latach 90. Generalnie jednak pod względem fabularnych nie mam żadnych zarzutów.
Co bardziej boli? Animacja i kreska, określone już jako "quality animation". Fakt faktem, gdyby śledzić odcinki klatka po klatce, można znaleźć wiele błędów, krzywe i nieproporcjonalne postacie, ale jednakże te błędy poprawione w wersji Blu-Ray (swoją drogą, dobra zagrywka, żeby kupić wydanie Blu-Ray), ale ja osobiście nie mogłam przeboleć momentu transformacji. Jak dla mnie wygląda po prostu jak żywcem wzięty z gry komputerowej (niepotrzebne wstawki CGI), w dodatku jest za długi i ma niedobraną muzykę. Dlatego po pewnym czasie zaczęłam go pomijać.
Kolejną wadą, choć może nie jakąś uciążliwą, ale jednak, jest moim zdaniem emisja - odcinki były co dwa tygodnie, dlatego emisja trwała aż rok. Wynikało to z formy nadawania, czyli ONA - odcinki pokazywały się w Internecie, na oficjalnym kanale, miały gotowe napisy w kilku językach, w tym angielskim.
Mi osobiście Sailor Moon Crystal przypadła do gustu. Graficznie to może nie jest żadne cudo, bo kreska pani Takeuchi sprawdzała się w mandze, ale niekoniecznie w anime, jednakże bardzo nadrabia ono fabułą, jest dojrzalsze i zwyczajnie ciekawsze. To jest właśnie jedno z anime, które ogląda się nie dla kreski, lecz dla fabuły czy postaci. I jestem ciekawa, jak poradzą sobie z najmroczniejszym wątkiem mangi - bowiem w ostatnim odcinku był napis "see you soon", co znaczy, że wkrótce zobaczymy kolejny sezon. A dzisiaj to anime otrzymuje ode mnie ocenę 8/10, czyli bardzo dobre.
Źródło: filmweb.pl |
Fabuła zamyka się w 26 odcinkach, które streszczają ponad 80 odcinków starego anime, obejmujących dwa pierwsze wątki. Widać więc, jak bardzo fabuła starego anime mogła się różnić. Przede wszystkim w klasyku z lat 90. widoczna była powtarzalność pt. w mieście grasuje potwór - Usagi i inne wojowniczki walczą z nim - zwycięstwo. Mi jako dziecku nie przeszkadzało to (być może dlatego, że dzieciom podoba się taka powtarzalność), ale po latach zaczęłam dostrzegać wady. I właśnie Sailor Moon Crystal te wady fabularne poprawia.
Akcja jest o wiele bardziej zwarta, dzieje się zdecydowanie szybciej i jest sprawniej poprowadzona. Tylko kilka pierwszych odcinków pokrywa się z tym, co mieliśmy w starym anime. Dalej niemal wszystko się rozjeżdża. Różnic jest jednak na tyle dużo, że nie w sposób pisać o nich wszystkich w jednej, dość krótkiej recenzji. I moim zdaniem niemal wszystkie zmiany fabularne czy zmiany charakterów postaci wypadają na korzyść. Wprawdzie dzieje się to kosztem comic reliefów, ale część rzeczy przy tym jest o wiele bardziej dojrzalsza, a także mamy okazję na to, by poświęcić uwagę poszczególnym postaciom i relacjom między nimi. Niektórzy irytowali się, bo Usagi bardzo dużo swojej uwagi poświęcała Mamoru, jednakże należy zrozumieć, że mamy do czynienia z zakochaną nastolatką, przeżywającą swoją pierwszą miłość. A więc takie rzeczy, jak tęsknota za ukochanym czy ciągłe myśli o nim są całkiem normalne. Nie znaczy to, że Usagi przez to jest gorszą postacią. Nie straciła w sobie nic z tamtej wojowniczki, która chciała walczyć o dobro i sprawiedliwość do samego końca. A to jest najważniejsze.
Żeby jednak opisać szczegółowo wszystko, musiałabym niestety sporo spoilerować. Dziwi mnie jedynie postawa oburzenia, zwłaszcza amerykańskiego fandomu, że sporo rzeczy zostało pozmienianych i "nie jest jak w oryginalnym anime". Przy niektórych postach wyrażających zbulwersowanie widać było, że ludzie ci nie znają mangi, a co gorsza (a zarazem ciekawsza), nawet nie chcą zajrzeć do artykułów, które mówią o tych różnicach. Nieznajomość źródła moim zdaniem nie jest wymówką, a twórcy nie obiecywali, że będzie to kropka w kropkę to samo anime, które było w latach 90. Generalnie jednak pod względem fabularnych nie mam żadnych zarzutów.
Co bardziej boli? Animacja i kreska, określone już jako "quality animation". Fakt faktem, gdyby śledzić odcinki klatka po klatce, można znaleźć wiele błędów, krzywe i nieproporcjonalne postacie, ale jednakże te błędy poprawione w wersji Blu-Ray (swoją drogą, dobra zagrywka, żeby kupić wydanie Blu-Ray), ale ja osobiście nie mogłam przeboleć momentu transformacji. Jak dla mnie wygląda po prostu jak żywcem wzięty z gry komputerowej (niepotrzebne wstawki CGI), w dodatku jest za długi i ma niedobraną muzykę. Dlatego po pewnym czasie zaczęłam go pomijać.
Kolejną wadą, choć może nie jakąś uciążliwą, ale jednak, jest moim zdaniem emisja - odcinki były co dwa tygodnie, dlatego emisja trwała aż rok. Wynikało to z formy nadawania, czyli ONA - odcinki pokazywały się w Internecie, na oficjalnym kanale, miały gotowe napisy w kilku językach, w tym angielskim.
Mi osobiście Sailor Moon Crystal przypadła do gustu. Graficznie to może nie jest żadne cudo, bo kreska pani Takeuchi sprawdzała się w mandze, ale niekoniecznie w anime, jednakże bardzo nadrabia ono fabułą, jest dojrzalsze i zwyczajnie ciekawsze. To jest właśnie jedno z anime, które ogląda się nie dla kreski, lecz dla fabuły czy postaci. I jestem ciekawa, jak poradzą sobie z najmroczniejszym wątkiem mangi - bowiem w ostatnim odcinku był napis "see you soon", co znaczy, że wkrótce zobaczymy kolejny sezon. A dzisiaj to anime otrzymuje ode mnie ocenę 8/10, czyli bardzo dobre.
Smakowałam ból ludzi, którzy czcili stare anime a nie znali mangi z radością :D Nawet tego nie oglądałam, czekałam aż skończą, a teraz oglądam już inne magical girlsy. No i trochę się obawiam, bo kilka lat temu obejrzałam jedną z kinówek i była żenująco słaba, więc nawet nie chcę tykać starego anime bo pewnie sama lubię je tylko przez sentyment. W sumie, jeśli zaczekam odpowiednio długo, to załapię się na te ładniejsze, blurejowe wersje i zasmakuję Crystal w najlepszej wersji :)
OdpowiedzUsuńPst, linkt do Twojego Filmweba u górze po prawo jest popsuty :)
Dzięki za info, poprawię w chwili wolnego czasu :)
UsuńKinówki do tych popularnych anime generalnie jakoś dobre nie są (do Dragon Balla ciężko taką znaleźć, Sailor Moon właśnie też takie sobie, nie mówiąc o Saint Seiya), ale generalnie SMC nie jest złe. Jest po prostu wierniejsze mandze, a że zdarzały się błędy w animacji... No cóż, dla Japończyków to normalne, że potem są dwie, albo nawet trzy wersje kreski przy wydaniach DVD lub Blu-Ray. Taką mają taktykę sprzedaży i wszystko. Myślę, że wersje blu-rayowe już powinny krążyć, a przynajmniej tych początkowych odcinków.
Mnie się akurat kinówki do DBZ podobały te dwie które miałam na VHSach, ale znowu, młoda byłam, może dziś bym ich nie lubiła, bo te do DB były suabe D:
UsuńTak, wiem, studio Shaft jest znane z tego, że całkowicie przerabiają swoje serie dla blurejów (ten słynny pusty pokój jednej z dziewczynek z Madoki, który na płytach stał się pełen mebli i bibelotów), inni usuwają cenzurę z cycków albo przemocy, ale generalnie Toei jest znane z odwalania roboty przy swoich tasiemcach byle jak i słyszałam, że Sejlorki naprawdę miały beznadziejny budżet i grafik pracy. Ktoś nawet żartował, że jakość graficzna nowej serii ma być reklamą nowych HD blurejów ze starymi Sailorkami :)
Toei robi to samo. I inne studia też. Po prostu taktyka po to, aby podnieść sprzedaż, poza tym wychodzi się z założenia (choć na Zachodzie jest to samo podejście), że DVD kupi inna grupa, może bardziej dojrzała i wymagająca, dlatego tam usuwają cenzurę i poprawiają inne rzeczy - po prostu to jest inny target, DVD nie trafi do takich mas, jak w przypadku telewizji.
UsuńCo do SMC, nie wiem, dużo już plotek i teorii się pojawiało, ale nie zdziwiłoby mnie to.