Ten tekst nie będzie typową recenzją. Mógłby być, ale jednak uważam, że temat jest dość szeroki, by omawiać go tylko przy okazji recenzji jednego serialu. Mowa o Cartoon Network i serialach, które obecnie są emitowane na tej stacji. Stacja, która dla wielu jest symbolem dzieciństwa, dla innych zaś stała się symbolem powolnego upadku i zaniżania jakości prezentowanych treści. Ale może od początku.
Cartoon Network w polskiej wersji jest nadawany od 1998 roku. Wcześniej był dostępny w wersji anglojęzycznej na platformach satelitarnych. Dla mnie - symbol czegoś nieosiągalnego, bowiem będąc dzieckiem niestety nie doświadczyłam dobrodziejstwa satelity, musiałam się ograniczać do tego, że bajki z ukochanej stacji widziałam u rodziny lub przegrane na VHS. Kiedy wreszcie było nas stać na satelitę, która oferowała Cartoon Network, przeżyłam wielkie rozczarowanie. Co się stało?
W pierwszej chwili pomyślałam: może już byłam za stara, miałam w końcu już około 17 lat. Ale z drugiej strony jestem wciąż osobą, która lubi bajki, pomimo ćwierci wieku na karku. Nie widzę w tym nic zawstydzającego czy niezwykłego (całkiem sporo ludzi z mojego pokolenia tak ma). Ale właśnie swego czasu na Internecie krążył taki oto wykres:
"Dlaczego przestałem/am oglądać Cartoon Network? 1. Stało się gówniane, 2. Dorosłem/am" Źródło: knowyourmeme.com |
I coś w tym niestety było. Swego czasu Cartoon Network zaczęło emitować mnóstwo kreskówek, które może i docierały w jakiś sposób do najmłodszych, ale nie były one z całą pewnością dla całej rodziny. Nie uczyły niczego, nie były nawet zabawne na swój sposób, poza tym postacie potrafiły tylko krzyczeć, a momentami nawet seplenić (i z tego powodu nie pokazywałabym takich bajek dzieciom, zwłaszcza takim, które dopiero są na etapie uczenia się mowy i języka).
Doszłam do takiego etapu, że nawet widząc bajki, które oglądali (oglądają) moi siostrzeńcy, stwierdziłam, że poddaję się. Nie będę oglądać takiej papki. I czemu nie można wrócić do ciekawszych bajek? Aż tu przyszły przynajmniej dwie pozycje, dzięki którym zmieniłam zdanie.
Jakiś czas temu ludzie zachwycali się jeszcze serialem "Pora na przygodę". Do mnie jednak on nigdy nie dotarł, głównie przez kreskę, która jakoś mnie odrzucała. W dodatku chyba czynnikiem decydującym było to, że twórcy potwierdzili teorię fanowską, że akcja toczy się w świecie po wojnie nuklearnej. Jakoś... Teorie fanowskie są dobre, póki pozostają teoriami fanowskimi.
Postacie z serialu "Pora na przygodę". Źródło: www.poranaprzygode.wikia.com |
Kolejnym takim serialem, który właśnie został już okrzyknięty jako kultowy, został Steven Universe. Początkowo widziałam jedynie kilka odcinków z moimi siostrzeńcami, a gdy komentowałam zachowanie głównego bohatera, to usłyszałam od młodszego "Bo to jest Steven, on taki jest." Machnęłam jakoś ręką, póki nie tumblr i jego zachwyt nad serialem. Zwykle trzymam takie wiadomości na dystans, ale sporo osób mówiło, że to fajna bajka, więc postanowiłam spróbować. I wiecie co? Jestem zadowolona. Nie chciałabym jednak tu zamieszczać całej recenzji serialu, bowiem jeszcze się on nie skończył.
Steven Universe ma 10 lat, jest radosnym i wrażliwym chłopcem, który chętnie spędza czas na dworze, a także przechadzając się po rodzinnym Beach City i bawiąc się z przyjaciółką, Connie. Jednakże Steven jest tak naprawdę pół-człowiekiem, pół-Klejnotem. Klejnoty to magiczne istoty z kosmosu. Przed wieloma laty czwórka z nich: Rose Quartz (czyli różany kwarc), Granat, Ametyst i Perła opuściły swoją rodzinną planetę i osiedliły się na Ziemi. Rose związała się z Gregiem Universem, człowiekiem, a żeby urodzić Stevena, porzuciła swoją fizyczną formę. Steven jest wychowywany przez resztę Klejnotów, Granat, Ametyst i Perłę, uczy się także, jak korzystać ze swojej mocy.
Może bajka momentami absurdalna, tak też wygląda i brzmi, ale jednak jest niejako powrotem do tego, co kiedyś kochałam w bajkach - wyważenie radosnych przygód z rzeczami trudnymi, nierzadko dość mrocznymi. Kreskówka ta porusza dość trudne tematy, jak śmierć bliskiej osoby, radzenie sobie z przeszłością, własnymi lękami i uczuciami. A przy okazji Steven, choć przez wielu krytykowany, moim zdaniem jest jedną z lepiej wykreowanych postaci dziecięcych. Nie kozaczy, nie jest dojrzały ponad swój wiek, nie próbuje się popisywać czy zaimponować komukolwiek i wreszcie zachowuje się tak, jak zachowuje się przeciętny 10-latek - może i jest momentami irytujący, ale dzieci w tym wieku takie są.
Historia Klejnotów jest również ciekawa, ale nie chcę za bardzo jej tu opisywać, bo musiałabym wiele rzeczy spoilerować. Ale podoba mi się w nich to, że Klejnoty nie są postaciami bez wad. Niby są kreowane na superbohaterki, ale nie potrafią np. żyć z innymi ludźmi, separują się od nich.
Jedno jest pewne - Stevena mogę polecić każdemu. Obojętnie, czy ktoś jest maluchem, czy jest już "w wieku, w którym się nie ogląda bajek". Jest to serial, który bawi i jednocześnie uczy. Zapewnia też dobrą dawkę mroku - w końcu o to chodzi w bajkach, by jednak nie były przesłodzone.
Jeśli jednak mowa o mroku, to całkowitym zaskoczeniem był dla mnie krótki serial "Za bramą ogrodu" ("Over the Garden Wall"). Wyprodukowany w tamtym roku, bardzo krótki, jak na Cartoon Network - tam w końcu bajki potrafią lecieć latami, mieć po kilka sezonów. Tutaj całość to dziesięć odcinków, które łącznie trwają około 100 minut (czyli wiele filmów trwa znacznie dłużej). W oryginalnej wersji głównemu bohaterowi, Wirtowi, głosu udziela Elijah Wood, a w polskiej wersji jest to Maciej Musiał.
O czym jednak opowiada ta bajka? Ma właśnie iście baśniowy klimat - w tajemniczym i mrocznym lesie zgubili się dwaj chłopcy, bracia - nastoletni Wirt i mały Greg. Przebrani w dziwaczne stroje próbują odnaleźć drogę do domu. Mogą liczyć na pomoc dziewczyny zamienionej w drozda, Beatrice i tajemniczego Drzewiarza.
Kreskówka ta ma dość ciekawą kreskę, taką trochę "dziecięcą" i klimatem bardziej przypomina klasyczne baśnie braci Grimm. Momentami dość mroczne, pełne symboliki, a końcowe odcinki całkowicie mnie zaskoczyły. Nie będę jednak również zdradzać, dlaczego, ponieważ w ten sposób dałabym mocne spoilery. Naprawdę polecam, całość można spokojnie ogarnąć w jedno popołudnie, a i polska wersja jest dość przyzwoita.
Bajka ta wyróżnia się czymś, czego dawno już nie spotkałam - właśnie mrokiem. Mówi się, że baśnie powinny właśnie trochę przerażać, bo w ten sposób pełnią one swoją rolę edukacyjną - boimy się, wiemy, za co ktoś otrzymał daną karę lub dlaczego spotkało go coś złego, ale w ostateczności dostajemy dobre zakończenie i morał. I właśnie taki jest ten serial, Poleciłabym go jednak dla nieco starszych dzieci, chociażby ze względu na to, że niektóre odcinki mogą budzić spory niepokój.
Podsumowując, dzięki nowym kreskówkom na Cartoon Network, a także na Nickeleodonie (mam tu na myśli głównie Legendę Korry) nie tracę nadziei na jakieś pozytywne zmiany w twórczości dla dzieci. I właśnie naszła mnie refleksja, także związana z niedawnym zakończeniem Soul of Gold, że liczę, że ta moda jakoś pozytywnie wpłynie na twórczość z innych krajów. Przykładowo bowiem przy anime widać, że Japończycy wciąż są konserwatywni w pewnych kwestiach, boją się odejść od schematu, czy ukazać trudne tematy. A niby tak wzorują się na amerykańskich kreskówkach. Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że i tak moda do nich dotrze. A na deser filmik z opinią Douga Walkera, z którą również się zgadzam.
Może bajka momentami absurdalna, tak też wygląda i brzmi, ale jednak jest niejako powrotem do tego, co kiedyś kochałam w bajkach - wyważenie radosnych przygód z rzeczami trudnymi, nierzadko dość mrocznymi. Kreskówka ta porusza dość trudne tematy, jak śmierć bliskiej osoby, radzenie sobie z przeszłością, własnymi lękami i uczuciami. A przy okazji Steven, choć przez wielu krytykowany, moim zdaniem jest jedną z lepiej wykreowanych postaci dziecięcych. Nie kozaczy, nie jest dojrzały ponad swój wiek, nie próbuje się popisywać czy zaimponować komukolwiek i wreszcie zachowuje się tak, jak zachowuje się przeciętny 10-latek - może i jest momentami irytujący, ale dzieci w tym wieku takie są.
Historia Klejnotów jest również ciekawa, ale nie chcę za bardzo jej tu opisywać, bo musiałabym wiele rzeczy spoilerować. Ale podoba mi się w nich to, że Klejnoty nie są postaciami bez wad. Niby są kreowane na superbohaterki, ale nie potrafią np. żyć z innymi ludźmi, separują się od nich.
Jedno jest pewne - Stevena mogę polecić każdemu. Obojętnie, czy ktoś jest maluchem, czy jest już "w wieku, w którym się nie ogląda bajek". Jest to serial, który bawi i jednocześnie uczy. Zapewnia też dobrą dawkę mroku - w końcu o to chodzi w bajkach, by jednak nie były przesłodzone.
Główni bohaterowie kreskówki. Od lewej: Granat, Steven, Ametyst i Perła. Źródło: www.steven-universe.wikia.com |
O czym jednak opowiada ta bajka? Ma właśnie iście baśniowy klimat - w tajemniczym i mrocznym lesie zgubili się dwaj chłopcy, bracia - nastoletni Wirt i mały Greg. Przebrani w dziwaczne stroje próbują odnaleźć drogę do domu. Mogą liczyć na pomoc dziewczyny zamienionej w drozda, Beatrice i tajemniczego Drzewiarza.
Kreskówka ta ma dość ciekawą kreskę, taką trochę "dziecięcą" i klimatem bardziej przypomina klasyczne baśnie braci Grimm. Momentami dość mroczne, pełne symboliki, a końcowe odcinki całkowicie mnie zaskoczyły. Nie będę jednak również zdradzać, dlaczego, ponieważ w ten sposób dałabym mocne spoilery. Naprawdę polecam, całość można spokojnie ogarnąć w jedno popołudnie, a i polska wersja jest dość przyzwoita.
Bajka ta wyróżnia się czymś, czego dawno już nie spotkałam - właśnie mrokiem. Mówi się, że baśnie powinny właśnie trochę przerażać, bo w ten sposób pełnią one swoją rolę edukacyjną - boimy się, wiemy, za co ktoś otrzymał daną karę lub dlaczego spotkało go coś złego, ale w ostateczności dostajemy dobre zakończenie i morał. I właśnie taki jest ten serial, Poleciłabym go jednak dla nieco starszych dzieci, chociażby ze względu na to, że niektóre odcinki mogą budzić spory niepokój.
Plakat do serii. Również nie będę mówić, z czego wynika dość nietypowy wygląd postaci, trzeba się o tym samemu przekonać. Źródło: filmweb.pl |