sobota, 18 kwietnia 2015

E.L. James - Ciemniejsza strona Greya (2011)

Słynne "50 twarzy Greya" przeczytałam już jakiś czas temu, jeszcze zanim w Polsce ta książka stała się tak popularna. W końcu postanowiłam przeczytać część drugą - a powstrzymywało mnie po prostu moje postanowienie, a mianowicie chciałam przeczytać to na czytniku e-booków (nie cierpię czytania na ekranie komputera). I... Mogę powiedzieć wprost, że o ile pierwsza część była naprawdę kiepska, ale szybko się ją czytało, tak druga była męczarnią, jeśli chodzi o czytanie, musiałam sobie ją dawkować, bo to była niezła lektura do poduszki. A to nie jedyny z grzechów tego czytadła.
Źródło: www.wsalonie.2drink.pl
Akcja książki rozpoczyna się tuż po zakończeniu pierwszej części - Ana i Christian rozstali się, ponieważ dziewczyna doszła do wniosku, że ostry seks to nie dla niej i nie chce już dłużej układu. Jak można się domyślać, po kilku dniach para wraca do siebie, a Christian dochodzi do wniosku, że kocha Anę i chce, żeby była jego dziewczyną, a nie partnerką seksualną. Początkowo mamy istną sielankę, para wybiera się m.in. na bal dobroczynny, gdzie pierwszy raz Grey pokazuje się ze swoją dziewczyną. Wkrótce jednak problemem staje się była partnerka Christiana, Leila, która, jak się okazuje, śledzi Anę. Christian postanawia pilnować dziewczyny za wszelką cenę.

Kiedy tak czytałam tę książkę, w końcu olśniło mnie, co jest tak naprawdę głównym problemem, jeśli chodzi o kreację świata i bohaterów. Jest nim czas powieści. Okazuje się bowiem, że akcja powieści od pierwszego rozdziału "50 twarzy" do końca drugiej książki to, uwaga, niecałe dwa miesiące. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że człowiek uświadamia sobie, że dzieje się tam tak dużo, że jest aż to nierealne. Szczególnie to się tyczy właśnie części drugiej. Mamy tam powrót skłóconych kochanków, problemy z byłymi Christiana, bal dobroczynny, problemy Any w jej pracy (która w dodatku po tygodniu dostaje awans!), wreszcie oświadczyny i wypadek Christiana, który musiał awaryjnie lądować helikopterem. To jest... zdecydowanie za dużo, mamy aż przesyt tego, dlatego nie dziwi mnie reakcja Any na oświadczyny, ani tym bardziej jej najbliższych - znają się po prostu za krótko.

Drugim grzechem jest przedstawienie Christiana. Mam naprawdę cholerne wrażenie, że Christian reprezentuje stereotyp, według którego kobieta zawsze poleci na kasę - ktoś nawet próbował wykazać, że gdyby Grey nie był bogaty, to fabuła książki mogłaby być fabułą serialu kryminalnego (i co ciekawe, taki motyw właśnie wykorzystano w serialu "Criminal Minds"). Naprawdę nie wiem, co jest w nim takiego, że spora część kobiet, która czytała książkę, uważa, że byłby on super partnerem życiowym. Grey ma ewidentnie problemy z samym sobą, kompleks Edypa i zaburzenia lękowe (wybuch paniki, kiedy bał się, że Ana znowu odejdzie, nie pozostawiał mi wątpliwości). Do tego nie panuje nad swoją agresją i wybuchami zazdrości. Swoją drogą, słaby z niego dominator, jak byle szara myszka sprawia, że nagle staje się potulny jak baranek i chce wziąć z nią ślub. Przedstawienie Any również irytuje, ponieważ ciągle jest ukazana jako naiwna bohaterka, w dodatku nieostrożna i pakująca się w kłopoty, których można było śmiało uniknąć. Mam wrażenie, że momentami Ana jest kreowana na typową ofiarę toksycznego związku. Co właściwie... Przy odpowiedniej narracji byłoby całkiem fajnym pomysłem, a książkę dałoby się uratować. Bo są bowiem sygnały, zwłaszcza od jej najbliższych, że jednak coś jest nie tak, że to wszystko dzieje się wręcz za szybko.

Trzecim grzechem jest to, że o ile książka zaczyna momentami przypominać zwykły, tandetny romans, jakich wiele, ale bywały momenty, przy których moje feministyczne poglądy nakazywały mi wręcz ciśnięcie tym o podłogę. Powstrzymywał mnie jedynie fakt, że wydałam trochę pieniędzy na zakup czytnika i nie chciałabym go popsuć. Ale w ten sposób powaliło mnie to, że Christian próbuje kontrolować życie Any od a do z - wie o niej wszystko, ma całą teczkę informacji na jej temat, nakazuje jej wręcz stosowanie antykoncepcji hormonalnej - a powodem jest to, że "nie lubi prezerwatyw". Jest chorobliwie zazdrosny, każe śledzić ją także w pracy, a kiedy nie chce, żeby Ana wyjechała na delegację, to zmienia regulamin finansowy wydawnictwa, w którym pracuje, tak, aby uniemożliwić skutecznie wyjazd. Do tego łamie dane słowo na temat seksu analnego - kiedy Ana wyraźnie mówiła, że nie chce tego próbować. To ma być romantyzm? Pieprz się, panie Grey.

Opisy seksu po raz kolejny mnie nie ruszały ani nie robiły na mnie wrażenia. Wszystkie były niemalże na jedno kopyto, nie było tam czegoś, co sprawiłoby, że uznałabym, że jest to seksowne i podniecające. Wręcz nawet je pomijałam. Ale poza tym mogę powiedzieć, że jedyną zaletą chyba będzie to, że język książki znacznie się poprawił. Choć dalej drażnią mnie marki (słynne "Blackberry"), ponieważ nie dość, że wygląda to jak reklama, to jeszcze czasami sprawia, że człowiek zapomina, o co w ogóle chodzi. Ja miałam tak z "Charliem Tango". Dopiero po iluś stronach było przypomnienie, że jest to helikopter.

Co mogę powiedzieć przy podsumowaniu? Mogę powiedzieć tyle, że dalej nie rozumiem zachwytu. Książka opowiada o toksycznym związku, nie o miłości. W dodatku jest nudna, przewidywalna i jest istną męczarnią, jeśli chodzi o czytanie. Ale mimo to poświęcę się i przeczytam trzecią część - tak, aby mieć ostateczną opinię na temat tego cyklu, który stworzyła pani James. Cyklu, który ma świetny marketing, tego nie można odmówić. Moja ocena to to 3,5/10, czyli słaba z niewielkim plusem. Mimo wszystko nie jest aż tak koszmarna, jak część pierwsza, ale nie jest też absolutnie dobra. Nie zapada w pamięć, a momentami czytając zapominałam, o czym w ogóle była mowa. Jedynie plus ma za poprawę języka i stylu.

PS. Jeśli ktoś by się upierał, że "to tylko książka", a z takimi argumentami się spotkałam, to odsyłam do wpisu Ann na ten temat
Share: