czwartek, 11 sierpnia 2016

Legion Samobójców (2016)

Tym filmem byłam bardzo zainteresowana, odkąd tylko usłyszałam parę słów o obsadzie oraz o postaciach występujących w nim - złoczyńcy z uniwersum DC zawsze mi się podobali. Pamiętam, że gdy byłam dzieckiem, to na Polsacie z lektorem leciał animowany serial z Batmanem, jeden z najlepszych, takich, który się właściwie docenia dopiero po latach. Łatwo było zapamiętać tam świetne kreacje Jokera, Harley Quinn, Poison Ivy i wielu innych. Tym razem DC wzięło właśnie na warsztat nie superbohaterów, a złoczyńców, czyniąc z nich główne postacie "Legionu Samobójców". I... Film został dość ostro przyjęty przez krytykę, żeby nie powiedzieć: miażdżąco. Można się spierać, że krytycy są sceptycznie nastawieni do blockbusterów, filmów o superbohaterach, ale jednak... Powstał dla mnie film, który może nie jest jakimś gniotem (wysiedziałam do końca w kinie), ale jednak nie zachwycił. A tu postaram się powiedzieć, dlaczego.

Źródło: filmweb.pl

Rządowa agencja z Amandą Waller na czele pragnie stworzyć z niezwykłych złoczyńców, osadzonych w tajnych więzieniach, grupę bohaterów walczących z tajemniczymi wrogami. Amanda Waller kieruje się przede wszystkim zasadą, że ogień trzeba zwalczać ogniem, dlatego grupa ta zostaje utworzona w obawie przed nowymi ludźmi z supermocami, którzy mogą się okazać bezwzględni dla ludzkości. Tytułowy legion to Deadshot, płatny zabójca, Harley Quinn - dawna psychiatra z Arkham, nieprzewidywalna dziewczyna Jokera, Kapitan Boomerang, zdolny włamywacz, Killer Croc, człowiek przypominający krokodyla, El Diablo, który włada ogniem oraz June Moone, która została opętana przez wiedźmę o imieniu Enchantress. Amanda chce udowodnić, że nawet takich złoczyńców da się kontrolować. Niestety, wszystko wymyka się spod kontroli, a Legion Samobójców musi zapobiec katastrofie. 

Nie jest tak, że film nie ma zalet. Niestety, wady przewyższają zalety, a tych jest całkiem sporo. Chyba głównym problemem filmu jest to, że DC chce bardzo doścignąć Marvela. Zrobili więc film... Ni to właściwie Avengersi, ni to Strażnicy Galaktyki, którzy wykorzystywali podobny motyw - ci źli stają się tymi dobrymi. Sam w sobie motyw nie jest zły. Jest prosty, żeby nie powiedzieć - banalny. Każdy to już widział. Problem w tym, że w tej banalności nie ma konsekwencji. Zwłaszcza przy końcówce filmu, kiedy już by się chciało sztampowe zakończenie pt. "i wszyscy żyli długo i szczęśliwie". A tymczasem główni bohaterowie zostają potraktowani jako "ci od brudnej roboty"... I to na tyle. Nie ma jakiejś zmiany wewnętrznej, właściwie nic takiego się nie zmienia też w ich życiu (spoiler: dalej są więźniami). Film więc prowadzi donikąd. Przez pierwszą połowę mamy flashbacki (choć też niekonsekwentnie, kilku postaciom poświęcono mało czasu), a przez drugą - właściwą akcję z niezbyt fajną końcówką. 

Po drugie - Joker i spółka. Mam tu na myśli cały ten marketing, hype i promocję. Po pierwsze, jeśli ktoś się spodziewa, że w filmie Joker zagra pierwsze skrzypce, to srogo się zawiedzie. Jest go jak na lekarstwo, choć materiały filmowe sugerują inaczej. Do tego kreacja Jareda Leto tym razem nie przypadła mi do gustu - może dlatego, że za bardzo stylizuje się na takiego szaleńca, który doskonale wyszedł Ledgerowi? Tu wyszedł przerysowany i częściowo niezgodny z kanonem, jaki znamy chociażby z serialu animowanego - mam na myśli tutaj relację jego z Harley. Właściwie tutaj się zgadzają tylko podstawowe fakty - miała go leczyć, a się w nim zakochała. W kanonie jest dość smutna opowieść o toksycznej relacji. Tu niestety przedstawiona jako romantyczna, choć zwariowana. Tymczasem ich związek nie powinien być żadnym wzorem.

Mam również zastrzeżenia do doboru aktorek. Nie mam nic do Margot Robbie czy Cary Delevigne - same w sobie są świetne. Wina jest tutaj w kreacji - wybrano dwudziestokilkuletnie aktorki do roli kobiet, które już są doświadczone życiowe - Harley jest psychiatrą, a June Moone jest archeologiem. Trochę mało wiarygodnie to wygląda, gdy widzimy młode dziewczyny.

Mam również uwagę do dystrybutora - kto mianowicie wymyślił, że film może być puszczony z dubbingiem i jest od 13 lat? Moim zdaniem puszczenie 13-letniego dziecka na ten film to strzał w kolano. Dubbing był średnio dobrany, a przekleństwa czy aluzje seksualne sprawiają, że trochę niekomfortowo było patrzeć na ekran. Raczej tego filmu nie dopuściłabym do dubbingu, a dolną granicę dałabym jako jednak te 15 lat.

Nie oznacza to, że film nie ma zalet. Oprócz tych czysto technicznych, jak muzyka czy efekty specjalne, to nie można narzekać na brak różnorodności w filmie - mamy i kobiety i mniejszości rasowe. Jednak jest to żywy dowód na to, że nie jest to warunek, aby film był dobry. Mamy świetne postacie z potencjałem - Deadshota, El Diablo, czy Croca. O tych dwóch ostatnich naprawdę widz chciałby się dowiedzieć czegoś więcej. Podobnie jak o June Moone, która jednak przez większą część filmu odgrywała "tę złą". Mimo to Deadshot wypada rewelacyjnie. Postać napisana z pazurem i z humorem. Tak samo Amanda Waller jako taka niejednoznaczna postać wypada świetnie (choć samej Violi Davis przydałyby się też trochę lżejsze role). 

Niestety, "Suicide Squad" nie jest filmem nawet dobrym. Nie jest jednak też beznadziejnym, choć naprawdę wad ma wiele. Jednakże jest to film, o którym łatwo można zapomnieć, który nie jest jakiś konieczny do zrozumienia historii Batmana czy uniwersum DC. Być może to kwestia tego, o czym wspominają niektórzy na YouTube - mam na myśli to, że wersja jest mocno okrojona w porównaniu do tego, o czym mówili sami aktorzy. Choć sceny walk bardzo mnie radowały, to jednak to wciąż za mało. Do tego niesatysfakcjonująca końcówka. Zgodzę się ostatecznie z tym, że film daje "mieszane uczucia". I dostaje ode mnie notę 5,5/10, czyli średni z plusem


Share: